Stoch musi jeszcze skorygować lądowanie
Kamil Stoch był jedenasty w kwalifikacjach, podobnie jak podczas czwartkowego treningu. Zapytany, czy dobra to była próba kwalifikacyjna, odparł po swojemu:
– I tak i nie. Dobrze się to wszystko zaczęło, skończyło się średnio, bo to lądowanie pozostawia wiele do życzenia.
Łądowanie było ekwilibrystyczne, powiedział jeden z komentatorów Eurosportu, Igor Błachut:
– A, to i tak łagodnie to ujął. Tak, to był solidny skok, mimimalnie spóźniony. Także jest jeszcze jakaś rezerwa w tym skoku. Ale i tak było okej. Wczoraj jeszcze starałem się pilnować niektóre rzeczy, także te skoki były jeszcze kontrolowane. Dzisiaj pierwszy skok był jeszcze mocno kontrolowany, z przerzutu. Natomiast kwalifikacyjny był już puszczony luźno i pokazałem samemu sobie, że wszystko działa i wszystko jest okej. Jeśli wprowadzę drobne korekty, łącznie z lądowaniem, to będzie dobrze.
Lądowanie na skoczni normalnej jest niezwykle istotne przy ocenie jury, gdy skoki są bliższe i odległości niższe.
– Tak, żeby się więc nie napalać za bardzo, to tak, przyznaję ci rację, redaktorze Kacprze – zwrócił się z uśmiechem do redaktora Merka najbardziej utytułowany polski skoczek narciarski.
Monosylaby i głupi śmiech, czyli zasłona dymna Żyły
Dziesiąty w kwalifikacjach Żyła był niezbyt rozmowny po kwalifikacjach – odpowiadał momosylabami, przerywając je głupawym śmiechem. Reporter „Eurosportu” nie był w stanie nic sensownego wydobyć z „Wiewióra” i praktycznie odpowiadał sam sobie na zadawane Żyle pytania, pokazując tym samym, iż wybitny reprezentant Polski nie ma do powiedzenia nic wiekopomnego.
– Dzień był w porządku, „qual” mógł być trochę lepszy, ale co zrobić – wydusił z siebie polski czempion.
Być może taka postawa Żyły miała być zasłoną dymną przed jutrzejszym konkursem na skoczni normalnej, na której bronić będzie tytułu mistrza świata sprzed dwóch lat z Obersdorfu.
Fizyka kwantowa, czyli skoki według Wąska
Paweł Wąsek zajął piętnaste miejsce w eliminacjach, z czego mógł czuć się zadowolony.
– Wczorajszy ostatni skok (treningowy) też był całkiem fajny, przyjemny. Myślę, że powoli łapię odpowiednie, dobre tory z początku sezonu i wierzę, że uda się to jeszcze ustabilizować i fajnie zakończyć ten sezon. Od początku sezonu zmierzało to do tego, żebym skakał do góry, aż w końcu poszło to w złą stronę. Gdzieś te skoki zaczynałem od góry, a nie od nogi na progu. Teraz zmieniłem podejście i muszę bardziej pchać w ziemię, ale jakby w głowie jeszcze mam, że chcę się odbić na progu do przodu, także głupie to i skomplikowane... Sam jeszcze tego nie kumam. Pierwszy skok znowu był jakby od góry, ta narta nie wyszła i jak stałem u góry, to pomyślałem: „Jezu, wieje z tyłu, a ja mam dać jeszcze bardziej do przodu, to jakaś tragedia, ale trudno, zaryzykujemy, co ja mam do stracenia?” – wyjaśnił Wąsek, co nie sposób było rozebrać na czynniki pierwsze i przekazać łopatologicznie.
