Dominik Piła przychodził do Lechii Gdańsk jako najlepszy młodzieżowiec Fortuna I ligi. Biło się o niego wiele klubów PKO Ekstraklasy, ale wybrał biało-zielonych, bo uznał, że ma tu najlepsze warunki do rozwoju. Z perspektywy czasu może trochę żałować, że nie zdecydował się choćby na ofertę Widzewa Łódź. Pewnie dostawałby więcej minut, a przede wszystkim jego drużyna byłaby w czołówce ligi, a nie walczyła o utrzymanie.
W Lechii gra bardzo mało. Jesienią skończyło się na pięciu meczach w lidze i jednym w Pucharze Polski. Nie było to nawet 200 minut we wszystkich rozgrywkach, a nie trzeba nikogo przekonywać, że w tak młodym wieku (22 lata) regularna gra jest najważniejsza w rozwoju.
Jak w gdańskim klubie tłumaczono, dlaczego Piła nie dostaje szans? W zasadzie nie tylko on, ale i kilku innych młodych zawodników. Panowała narracja, że w tak trudnym momencie, gdy trzeba walczyć o utrzymanie, grać powinni ci bardziej doświadczeni. Cóż, patrząc po wynikach raczej trudno o zachwyty nad postawą starszyzny.
Często w tego typu sytuacjach zaczynają się spekulacje. Czy Piła nie powinien być wypożyczony, np. do pierwszej ligi. Z tego, co ustaliliśmy, to parę zespołów byłoby nawet zainteresowanych jego osobą (w tym Chrobry Głogów, z którego przyszedł do Lechii), natomiast on sam nie zamierza nigdzie się ruszać. Chce zostać, przepracować zimowy obóz i jak najlepiej przygotować się do rundy wiosennej. Wypożyczenie byłoby sygnałem, że nie dał rady, poddał się i idzie tam, gdzie będzie mu dużo łatwiej.
Na usprawiedliwienie trzeba podkreślić, że nie pomagały mu drobne kontuzje. Stracił trochę czasu w letnim okresie przygotowawczym, później miał jeszcze drobne urazy. Wiosnę rozpocznie z czystą kartą i nowymi nadziejami.
