Studenci nie chcą, by zniknął zielony plac znajdujący się na byłych terenach wojskowych u zbiegu Al. Kraśnickiej i ul. Głębokiej. – Niepokoi nas chęć wycięcia drzew, które tu są. Do niedawna Wydział Artystyczny i Wydział Nauk o Ziemi UMCS były otoczone zielenią. To były “zielone wyspy” w tym rejonie – mówi Grzegorz Nowicki, inicjator akcji, animator kultury i plastyk. Dziś część lasku otaczającego obiekty uczelni już nie istnieje. Chodzi o tzw. “Kambodżę”, bujnie zarośnięty teren pomiędzy ul. Głęboką i Pagi. Powstają tam nowe, uniwersyteckie budynki, które mają stworzyć nowoczesny, zachodni kampus UMCS z częścią dydaktyczną i sportową.
– Wycinka grozi także terenowi, na którym teraz się znajdujemy. Zaplanowano na nich budowę budynku wielopiętrowego z parkingiem podziemnym – wyjaśnia Nowicki. Chodzi o inwestycję spółki deweloperskiej Wikana. Urząd Miasta dał jej już zielone światło.
Jak podkreśla Nowicki, protestujący nie są przeciwni temu, aby w Lublinie powstawały nowe bloki. – Musimy jednak brać pod uwagę także to, że żyją tu chronione ptaki. Nie jesteśmy jedynymi właścicielami tych terenów. Człowiek w swojej pysze próbuje je zagarnąć nie licząc się z niczym. Ani walorami ekologiczno-przyrodniczymi, ani krajobrazowymi.
Zadzwoniliśmy do Lubelskiego Towarzystwa Ornitologicznego by potwierdzić informację o gniazdowaniu w okolicy zagrożonych gatunków. – Jest sezon zimowy, obecnie nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić - usłyszeliśmy.
W akcji wzięli udział ekolodzy i studenci. – Przyszłyśmy tu ratować drzewa, bo chcemy, żeby ptaki miały gdzie mieszkać. Szkoda, żeby taki ładny teren został zniszczony – mówi Anastasia, ucząca się na Wydziale Artystycznym.
Protestujący obwiązali drzewa białymi płótnami imitującymi bandaże. To nawiązanie do słynnego “Bólu Tomka Kawiaka”, pierwszego w Polsce happeningu ekologicznego, którego autorem był lubelski artysta, wówczas student UMCS. Sytuacja miała miejsce na odcinku ul. Narutowicza pomiędzy ul. Okopową a Pstrowskiego (dziś ul. Peowiaków) w 1970 roku, blisko 50 lat temu.
– Tomek Kawiak zobaczył, że służby miejskie, oczywiście w ramach ochrony drzew, poobcinały ich gałęzie i korony. Wykorzystał ten fakt jako świetny pretekst do przeprowadzenia happeningu i obandażował ich “kikuty”. Było to wydarzenie, które zaskoczyło chyba wszystkich w mieście – opowiada prof. Lechosław Lameński, historyk sztuki i profesor KUL. – O akcji Kawiaka dyskutowaliśmy wówczas ze znajomymi długo i zawzięcie. Prowokowała do myślenia o ekologii i sztuce współczesnej. Chwali się studentom Wydziału Artystycznego, że organizują happening pamiętając o tak ważnym wydarzeniu sprzed wielu lat - mówi Lameński, naoczny świadek efektów akcji Kawiaka.
– I dziś studenci też otulają, obwiązują drzewa w ramach pokojowego, nieingerującego protestu przeciw zawłaszczaniu terenów zielonych na terenie Lublina – podsumowuje Grzegorz Nowicki, organizator środowej akcji.
Studenci weszli na prywatną ziemię, należącą do Wikany, ale obyło się bez interwencji policji. Akcja przebiegła spokojnie.