Syn generała idzie na wojnę

Dorota Kowalska i Sławomir Sowa
Archiwum rodzinne, reprodukcja Wojciech Matusik
Dwie różne Polski. Dwie różne armie. O tym, jak daleko z ćwiczebnego poligonu do Nangar Khel, najlepiej wiedzą skażeni genetycznie synowie swoich ojców - generałów, piszą Dorota Kowalska i Sławomir Sowa

Jeśli zwykły żołnierz nosi w plecaku buławę, to oni powinni nosić kilka. Dorastali na wojskowych osiedlach, w domach, w których mówiło się o poligonach, poborach, rozkazach. Ich wysocy rangą ojcowie dawali przykład i przecierali szlak w zawodzie, który szyderstwo historii zmieniło z nie całkiem pokojowego w całkiem wojenne rzemiosło.

Oto oni - oficerowie, synowie oficerów.
Por. Renart Skrzypczak, syn gen. Waldemara Skrzypczaka, dowódcy wojsk lądowych.
Mjr Mieczysław Bieniek, syn gen. Mieczysława Bieńka, jednego z najbardziej cenionych przez Amerykanów dowódców w polskiej armii.

Kpt. Piotr Wójcik, syn gen. Jerzego Wójcika, byłego dowódcy 6 Brygady Desantowo-Szturmowej.
Ppor. Łukasz Bywalec, syn płk. Władysława Bywalca, od 2003 r. w stanie spoczynku.
Ich losy pisze nowa wojskowa rzeczywistość, w której próbują się odnaleźć razem z ponad 100 tysiącami polskich żołnierzy. I - jak nietrudno się domyślić - z różnym skutkiem, bo pokrewieństwo z generałem rzadko pomaga w karierze, a najczęściej przeszkadza.

Por. Skrzypczaka odwołano z misji w Iraku - oficjalnie w obawie o bezpieczeństwo wojska i kraju. Mjr Bieniek służył w Bośni pod rozkazami ojca, był w Afganistanie, a dziś robi karierę w dowództwie NATO w Heidelbergu. Kpt. Wójcik po misjach w Kosowie i Bośni stacjonuje w jednostce w Krakowie. Por. Łukasz Bywalec oskarżony o ludobójstwo w Afganistanie czeka na proces. Grozi mu dożywocie...

Wzory

Renart Skrzypczak dorastał na typowym wojskowym osiedlu w Słupsku, gdzie jego ojciec zaczynał wojskową karierę jako dowódca plutonu czołgów. Czteropiętrowe betonowe bloki, trochę zieleni, obok jednostka. Był początek lat 80., ojciec chodził w pięknym zielonym mundurze, dowodził ludźmi. Każdy chłopak na osiedlu chciał wtedy zostać żołnierzem, więc razem z kolegami (też synami wojskowych) bawili się w wojnę, bo w nic innego nie wypadało się bawić w prywatnych koszarach. Za pierwsze własne pieniądze (odkładał je przez kilka miesięcy) kupił mundur. Miał 17 lat, kiedy ojciec zabrał go na poligon. To było coś: czołgi, ostrzał, prawdziwe akcje bojowe.

Czy miał świadomość, że to tylko atrapa, że to "cudne wojsko" nie wygrałoby nie tylko żadnej wojny, ale nawet bitwy? Że tak jak w Polsce jaruzelskiej na kartki były mięso, papierosy czy wódka, tak w jaruzelskiej armii "na kartki" były paliwo i amunicja? Wiedział, nie wiedział - bez znaczenia. Był skażony genetycznie: ojciec oficer, dziadek oficer, pradziadek służył w carskiej armii.
- Moja matka, lekarz, twierdzi, że tego się nie da zoperować - mówi por. Skrzypczak.
W czasie kiedy on biegał z plastikowym pistoletem między blokami, Łukasz Bywalec poszedł z ojcem na pochód pierwszomajowy. Inni wojskowi salutowali panu pułkownikowi, aż strzelały obcasy. Łukasza rozpierała duma.

- Każdy kraj musi mieć silną armię - tłumaczył ojciec. Prawie 40 lat służby, 15 odznaczeń zapakowanych w czerwone aksamitne pudełeczka. Patriota i idealista, dla którego mundur jest świętością, a danego słowa nie trzeba przybijać pieczęcią. On jeszcze pamięta półmilionową armię, na którą szło rok w rok 12 proc. PKB - jedną z najlepiej uzbrojonych w Układzie Warszawskim. Tyle że jej umiejętności posługiwania się bronią weryfikował poligon, a nie stepy Afganistanu czy pustynne połacie Iraku. I tylko od czasu do czasu antyustrojowe rozruchy wprowadzały prawdziwy stan gotowości w szeregi uśpionego wojska.

Ale służba w tej armii dawała mimo wszystko poczucie stabilizacji zawodowej, możliwości awansu, wyjazdów (wprawdzie tylko na uczelnie wojskowe do Moskwy) i M-4 na wojskowym osiedlu. I da-wała jeszcze ludzki szacunek, sztucznie podtrzymywany przez partyjnych propagandystów.
- Widziałem wtedy wojsko przez pryzmat defilad - mówi Wójcik junior. - Podobało mi się, chociaż były i ciemne strony. Trzy razy zmieniałem kolegów, bo ojca wciąż przenoszono.

- My też trzy razy pakowaliśmy walizki - mówi Łukasz Bywalec. - Ale właśnie to mnie w wojsku pociągało. Ciągły ruch, kontakty z ludźmi. Przygoda. Nie usiedziałbym za biurkiem ośmiu godzin, przerzucając papiery - tłumaczy.

Dopiero lata 80. zmąciły tę wojskową idyllę. Armia, której morale zdemolował stan wojenny, tonęła wraz z krajem pogrążającym się w ekonomicznym chaosie.

- Wielu wojskowych nie wiedziało, co będzie dalej, nie widziało przed sobą perspektyw i nawet zmiana ustroju niewiele w tej kwestii zmieniła - ocenia gen. Bieniek.

Dawni wrogowie przestali być wrogami. Nie trzeba już było bronić granic przed imperialistami z Zachodu. Przejście w nową rzeczywistość polskie wojsko przypłaciło szerzącymi się wśród żołnierzy alkoholizmem i narkomanią.

- Trzeba było obrać drogę zawodowstwa, odchudzić szeregi i ru-szyć na pierwsze wojskowe misje - tłumaczy Bieniek. Jego kariera właśnie w latach 90. nabrała tempa. W 1996 r. był już generałem brygady, a w 2004 - dowódcą Wielonarodowej Dywizji Sił Stabilizacyjnych w Iraku.
Generał ma czwórkę dzieci. Córkę i trzech synów. Dwóch z nich poszło w jego ślady - dzisiaj są majorami.
Wybór

- To był ich własny wybór - twierdzi gen. Bieniek. - Ja ich do niczego nie namawiałem, żona była nawet przeciwna. Widziała, ile wyrzeczeń wymaga ta praca.

Podobnie było u Skrzypczaków. Kiedy Renart zdecydował, że idzie do szkoły oficerskiej, ojciec przeprowadził z nim męską rozmowę. Namawiał do zmiany decyzji.
Renart spytał: - Tato, a tobie kto wybierał szkołę?
- Sam wybierałem.
- To pozwól, że ja też sam za siebie będę decydował.

Poszedł, jak ojciec, do Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Pancernych w Poznaniu. Został "plecakiem", bo tak w szkołach oficerskich nazywają generalskich sy-nów. U starszych roczników miał przechlapane. Nikt z nim nie roz-mawiał. Młody Skrzypczak mógł przecież donosić. Zapewnia, że ani razu nie zadzwonił do ojca. Jak ognia unikał sytuacji, w których mógłby spotkać się z nim przy kolegach.

- Postawiłem sprawę jasno: wojsko to jest twój wybór, jeżeli będę ci pomagał, nauczysz cię liczyć tylko na mnie - komentuje generał. Sam spotykał w czasie swojej wojskowej kariery generalskich synów. We wszystkim mieli łatwiej: przepustki, wyjazdy, fory na poligonie. Wybierali jednostki, w których chcieli służyć. Żaden nie zrobił kariery.

- Nazwisko ojca bardzo przeszkadza w karierze. Każdy patrzy na ciebie podejrzliwie. Musisz się dwa razy bardziej starać - tłumaczy Bieniek junior.

On starał się tak bardzo, że w końcu usłyszał od kolegów w Akademii Obrony Narodowej: "Myśleliśmy, że będziesz cycek, a ty jesteś zajebisty gość".
Żeby udowodnić, że nie jedzie na nazwisku, zdał arcytrudne egzaminy na trzymiesięczny kurs rangersów w USA.
- Tam nie ma poruczników ani pułkowników. Wszyscy są szeregowcami, których kapral może wytaplać w błocie - opowiada.

Spali po dwie, trzy godziny na dobę pod gołym niebem, obok spacerowały aligatory i skorpiony. Półprzytomni skakali ze spadochronem z 200 metrów - z pełnym wyposażeniem, tak żeby od razu wejść do akcji.

- W niewiarygodnym stresie, w warunkach bardzo zbliżonych do bojowych człowiek poznaje swoje słabe strony. Uczy się, jak wzajemnie na siebie liczyć - tłumaczy major.
- Uczy gry zespołowej - dodaje generał.

Młody Bieniek na pierwszą misję pojechał już pod koniec lat 90. do Bośni. Został dowódcą plutonu, potem kompanii. Piotr, jego młodszy brat, był w tym czasie dowódcą plutonu rozpoznawczego. Przez pewien czas obaj pozostawali pod rozkazami ojca.

- Służyli w batalionie, a ja miałem pod swoim dowództwem pięć ta-kich batalionów - tłumaczy generał. - Polski, fiński, norweski, szwedzki i duński. Między dowódcą plutonu a dowódcą brygady jest przepaść - argumentuje. - Każdy z synów miał swoich bezpośrednich przełożonych, dowodzących i ponoszących odpowiedzialność za swoje rozkazy.

Polski batalion, w którym służyło dwóch wtedy jeszcze poruczników Bieńków, stacjonował jakieś 100 kilometrów od stanowiska dowodzenia brygady nordycko-polskiej, więc raz na miesiąc, kiedy generał go wizytował, miał okazję spotkać się z synami.

- Byłoby głupio nie zobaczyć się z dziećmi - mówi. Ale nigdy nie pozwalał sobie na czułości czy poufałość. A ze strony synów nigdy nie było: "Cześć, tato". Nie przy obcych. Było: "Panie generale, porucznik Mieczysław Bieniek melduje...".

- Jak któryś wyraża jakieś wątpliwości podczas prywatnej rozmowy, a nie chce mi ustąpić, sięgam po ostateczny argument. Mówię: "Słuchaj, chłopie, to ja jestem generałem, a ty majorem" - śmieje się generał.
Strach

Kiedy Piotr Wójcik uczył się w szkole oficerskiej we Wrocławiu, polscy żołnierze stacjonowali w Libanie i na wzgórzach Golan. Kiedy ją kończył, doszły misje w Kosowie i Bośni. Do Kosowa pojechał w 2000 r., do Bośni trzy lata później. Pamięta, jak na pograniczu kosowsko-macedońskim żołnierze KFOR znaleźli broń ukrytą w jaskini. Nie wiadomo, kto ją tam składował: Albańczycy czy Serbowie. Jego patrol pilnował arsenału nocą, bo w ciągu dnia nie udało się wywieźć wszystkiego do bazy.
- Bałem się. Ale jak człowiek przestaje się bać, popada w rutynę. Wtedy łatwo o wypadek - tłumaczy kapitan.

Jego ojciec, gen. Wójcik, też nieraz czuł strach. Na przykład wtedy, gdy podczas misji w Iraku miał przegrupować batalion - 17 kolumn przeprowadzić przez miasto, w którym terroryści strzelali do żołnierzy jak do kaczek.
- Strach dowódcy to strach o podwładnych - tłumaczy.

- Masz pod sobą 12 tysięcy żołnierzy 23 narodowości, codziennie 180 patroli w terenie i po 10 incydentów z użyciem broni. To jest prawdziwy strach i odpowiedzialność - dodaje gen. Bieniek.
Renart Skrzypczak klął jak szewc, kiedy odwołano go z pierwszej misji w Iraku. Mówił do swego ojca generała: "Tato, tu jest moje miejsce, moja brygada i tu powinienem zostać".
- Prosiłem ministra Szczygłę, żeby go nie odwoływał. Minister, że to nie tylko sprawa bezpieczeństwa mojego syna, ale i bezpieczeństwa Polski. Mogłem się mylić, mogłem nie wiedzieć wszystkiego, ale w mo-jej ocenie nie było takiego zagrożenia - tłumaczy generał.

Gen. Bieniek: - Znam syna gen. Skrzypczaka, to świetny, odważny żołnierz. Ale skoro przyszedł taki sygnał z kontrwywiadu, to nie było wyjścia. Generał znalazł się w podwójnie trudnej sytuacji. Z jednej strony jest dowódcą wojsk lądowych, z drugiej ojcem. Zawsze mógł wydać rozkaz, aby syn pozostał w Iraku, ale wtedy nie wypełniłby zaleceń wywiadu. W dodatku gdyby naprawdę coś się stało, do końca życia by sobie nie wybaczył. Już nie mówię o jego żonie.

On sam był na sześciu misjach jako dwu- i trzygwiazdkowy generał. Za jego głowę terroryści wyznaczyli milion dolarów. Nie wycofał się.

Renart wciąż nie może ojcu darować, że nie przekonał ministra. Już w 2005 r. mieli obaj jechać do Iraku. Ale wtedy stary Skrzypczak powiedział krótko: "Nie może być tak, że ojciec i syn są na jednej misji. Nie ma co kusić losu". Tyle że Renart nie odpuścił, uparł się jak dzieciak i dopiął swego: pojechał do Iraku dwa lata później.

- On mi się nie melduje. Zachowuje się jakoś tak, jakby miał do mnie pretensje w rodzaju "wy tam, generałowie". Mam wrażenie, że nie rozumie pewnych mechanizmów, które działają na wyższych szczeblach dowodzenia, bo jest za młody - tłumaczy ojciec. - Czasami moje argumenty do niego docierają, czasami nie. Ale generalnie dobrze się rozumiemy.
Duma

Jest też i inny strach. Strach w kraju. O armię. O to, że jeszcze nie w pełni zawodowa i niedostatecznie uzbrojona ruszyła w najgorętsze, najbardziej zapalne punkty świata. Pierwszą misją, która unaoczniła braki, był Irak: nawalał sprzęt, żołnierze dopiero zdobywali doświadczenie bojowe, ginęli w pułapkach zastawianych przez terrorystów. Przed misją w Afganistanie jej przeciwnicy pytali: czy na pewno jesteśmy gotowi?

Październik 2006 r. Świeżo upieczony por. Łukasz Bywalec staje przed swoim plutonem i mówi: "Chłopaki, wprawdzie to ja jestem waszym dowódcą, ale to wy byliście na misjach w Iraku i Kosowie. Pomagajmy sobie nawzajem, jesteśmy drużyną".

Trafił do 18 Batalionu Desantowo-Szturmowego w Bielsku-Białej. Sama elita. "Misjonarze". Sześć miesięcy szkolenia… i dalej na wojnę.

- Byłem dumny. Ciekawy świata. Rwałem się do tej misji - opowiada.
Przed wyjazdem do Afganistanu sprzęt kompletowali na własną rękę: kupowali amerykańskie heł-my na Allegro, przeszywali kieszenie w kamizelkach, żeby poręczniej było wyciągać z nich magazynki z amunicją.

- Tu na tapczanie bawiliśmy się w krawców - opowiada Bywalec senior. - Na zakup amerykańskiej kamizelki kuloodpornej zaoferowałem mu pożyczkę z własnej emerytury. Odmówił.

Szok

Na pierwszy patrol w Afganistanie pojechał z Amerykanami. Tłumaczyli mu afgańską rzeczywistość: migające światełka w górach to sygnały przesyłane przez talibów. Mogą tak migać przez 10 kilometrów, a na 11. robią zasadzkę, więc broń lepiej mieć odbezpieczoną.
- To była pierwsza polska zmiana, przecieraliśmy szlaki - mówi Bywalec.
Walczyli z niesprawnym systemem łączności, moździerze waliły nie tam, gdzie celowali. Przed wyjazdami na patrole rozpytywali Amerykanów, co wiedzą o trasie ich przejazdu. Polski kontrwywiad? Bywalec wzrusza ramionami.

Ze swoim plutonem do Nangar Khel jechał ostrzelać talibów. Taki otrzymał rozkaz. To, co zdarzyło się później, polskie media roztrząsają od roku - cywilne ofiary, zbrodnia wojenna, ludobójstwo…
Wtedy pod Nangar Khel pierwszy raz Łukasz ujrzał ludzi, którzy zginęli "w wyniku jego działań". Mówi: "moich działań", bo "zabitych przeze mnie" nie przejdzie mu przez gardło. Jedna z kobiet była w ciąży. Obok leżało kilkuletnie dziecko. Czuł falę ciepła uderzającą do gło-wy, suchość w gardle.
- Kiedy zobaczyliśmy, co się sta-ło, ratowaliśmy rannych, osobiście wezwałem pomoc medyczną. Czy tak postępuje zbrodniarz? - pyta retorycznie.

Czekanie

13 listopada 2007 r. Pułkownik w stanie spoczynku Władysław Bywalec wstaje z łóżka. Idzie do łazienki, myje się, potem je śniadanie. Włącza telewizor, nastawia TVN 24. To już codzienny rytuał i nałóg - wiedzieć, co się dzieje. Widzi syna zakutego w kajdanki, prowadzonego przez wojskową żandarmerię. Gdy z ekranu pada słowo "ludobójstwo", zastyga w bezruchu z niedopitą szklanką herbaty w dłoni.

- Nie uwierzyłem - mówi. - Dzisiaj wiem, że Łukasz jest niewinny, a Nangar Khel to sprawa polityczna. Zwątpiłem w kraj i wojsko - przyznaje z rezygnacją.

8 sierpnia 2008 r. Mjr Mieczysław Bieniek służy w sztabie dowództwa NATO w Heidelbergu.
- Ale gdyby była potrzeba, pojechałbym do Afganistanu ponownie - deklaruje.
Por. Renart Skrzypczak jest w 10 Brygadzie Kawalerii Pancernej w Świętoszowie. Przygotowuje się do misji w Czadzie. Został dowódcą kompanii manewrowej, będzie ochraniać konwoje humanitarne. - Właśnie załatwiam ostatnie formalności - mówi.

Kpt. Piotr Wójcik czeka na rozkazy w 6 Batalionie Desantowo-Szturmowym w Krakowie. - Ojciec mi kiedyś powiedział, że jak już włożysz mundur, musisz być zawsze gotowy do wymarszu.
Przed Łukaszem Bywalcem proces i wyrok. Chce wrócić do służby. Czy kiedykolwiek chciałby jeszcze wyjechać na misję?

- Tak, ale tylko z tymi samymi ludźmi, z moim plutonem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 13

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

d
dqew
Z szacunkiem. Czego sie tu nie mowi:) Za kazda misje zolnierz dostawal mowie o podoficerach typu starszy sierazant..min 150-200tysiecy zl extra. Szwagier za 3 misje kupil 2 mieszkania w miejsce wojewodzkim:) oba wynajmuje a mieszka w wojskowym ktore otrzymal na wlasnoc. Kochani..sa misje i misje..

Jedni jezdzili na patrole bezpieczne inni na naprawde nie bezpieczne...a inni siedzieli w bazie..takich wiekszosc:)

Dwa pitu-pitu..po prawdzie pokrewienstwo z genralem zawsze ale to zawsze pomaga. TO co mowia ci synowie to ich mentalna blokada..nie bede mial szacunku wsrod kolegow bo tatus jest generalem...mowia o tym pod publiczke przed wami ktozi sie nie znacie..albo bo naprawde tak mysleli. Prawda jest taka ze wiekszosc albo gardzi plecakami albo sie im podlizuje. Nie znam zadnego plecaka ktory by nie mial dobrze..i nie skonczyk kariery z stopniem mniej niz pplk. Pozatym...zagraniczne szkolenia i same najbardziej kasowo intratne zlecenia nazwijmy to tak wojskowe:)

Nie pitolcie kochani...ja chcialbym byc plecakiem..napewno by mi to nie przeszkadzalo.
S
Serious Sam
Raczej ''pokrewieństwo z generałem rzadko przeszkadza w karierze, a najczęściej pomaga' ;)
W
Wujek Staszek
Fragment tego tekstu wkleił, jako działo własnego intelektu, niejaki Misiewicz, przydupas Antoniego Macierewicza opluwając generała Skrzypczaka.

W zasadzie to nie jest dziwne, przcierz to gość z towarzystwa w którym Kuchciński, Błaszczak i Brudziński są, niedoścignionymi dla reszty, tytanami intelektu... To niby jak by mógł taki Miso cokolwiek sam wymysleć.
R
Rozbawiony
Wzruszyłem się niezmiernie nad ciężkim losem plecaczków ;)
H
Humanista
Dehumanizacja i socjopatyzm oraz Nepotyzm w Armii Polskiej to norma, całe plemiona Hazarów do wysługiwania się pozostałymi pachołkami w służbie jak w każdej korporacji Heglowskiej "Pan i Biedak" pseudo oficer i (mieszaniec) podoficer do poganiania Polskich szeregowych ... Ustawa norymberska winna obowiązywać w IV R(zeszy) Polskiej
p
por
Niestety autorzy tekstu to idealiści, to co opisują jest dalekie od rzeczywistości. syn generała zawsze będzie miał lepiej. ojciec zawsze pomoże, koledzy może go nie będę lubieć ale to on jest skazany na sukces na kariere a nie oficer który jest w wojsku bez żadnych konotacji politycznych i rodzinnych. Przykre to ale prawdziwe. Tata wszystko załatwi ( nawet etat w desancie;) a pożniej wychodzą takie rzeczy na jaw. Z drugiej strony żal mi por Bywalca, pojechał na wojne, czyli pojechał zabijac i co? został ludobójca. Polska rzeczywistosc.
c
[email protected]
Trochę się nie zgadza w opisie betonowe osiedle i obok jednostka, pierwsze mieszkanie państwa Skrzypczaków to samo ŚRÓDMIEŚCIE SŁUPSKA a dokładnie ul.Mikołajska , nigdy tam w pobliżu nie było
jednostki- wojska ,tylko 2 bloki w których zamieszkiwała kadra wraz z rodzinami , potem wyprowadzili się
do większego mieszkania bo i powiększyła się rodzina ,szkoda że tego nie napisała mama Renarta pani
Teresa, którą serdecznie pozdrawiam ,bardzo miło wspominam tamte czasy ,też tam mieszkałam...
<student>
Tacy mają najlepiej!Tatusiowie ich wkręcają bez problemu do wojska,dostaja się tam gdzie chcą,najlepsze jednostki,szkoły itd.A reszta "z ulicy" to porażka w ponad 90%,poniewaz pomimo zawodowej armii jest jedna reguła NIE MASZ PLECÓW-WOJSKO CIE NIE CHCE.
<student>
Tacy mają najlepiej!Tatusiowie ich wkręcają bez problemu do wojska,dostaja się tam gdzie chcą,najlepsze jednostki,szkoły itd.A reszta "z ulicy" to porązka w ponad 90%,poniewaz pomimo zawodowej armii jest jedna reguła NIE MASZ PLECÓW-WOJSKO CIE NIE CHCE.
w
weteran
tekst idiotyczny. Byłoby dobrze, gdyby dziennikarze wiedzieli o czym piszą. Rodzi się pytanie: Kto zxamówił to badziewie?
k
kolo
autorzy zachlystnli sie "fajnymi"(i pewnie w rzeczywistosci fajnymi) facetami, ale zapomnieli o rzeczywistosci. Zaloze sie, ze ani S.Sowa, ani D. Kowalska ani sami nie byli w wojsku, ani nie maja bliskich (przyjaciol, krewnych etc.) w tej instytucji. Wiec pisza, co im nagadaja, bez pojecia o sprawie. A wystarczyloby wejsc na byle ktore forum wojskowe. A tak, wbrew zapewne dobrym intencjom, wyszlo propagandowe ble ble ble
125
mjr mietek bieniek to co wyprawiał w afganistanie to już nawet nie smiech to żenada - poza tym kto pisze takie bzdury o tym ,że w wojsku plecakom jest ciężej - wygląda to na jakiś artykuł na zamówienie ...
E
Edyta
To jest ich sprawa. Dobrze, że mówi się już o zniesieniu obowiazkowego poboru i młodzi chłopcy moga już żyć normalnie jak ich równieśnicy na zachodzie.
Wróć na i.pl Portal i.pl