40-latek, ubiegający się o azyl na Wyspach Brytyjskich, zgwałcił 15-letnią dziewczynę. Niedługo przed tym mężczyzna miał być deportowany do Afryki, ale procedurę zablokował personel pokładowy samolotu.
Mówił, że jest zagrożony
Po przybyciu w roku 2004 do Wielkiej Brytanii obywatel Konga twierdził, że jego życie jest zagrożone. Teraz Anicet Mayela, który kiedyś protestował przed brytyjskim ośrodkiem zatrzymań z tabliczką z napisem „Migranci nie są przestępcami”, może dostać dożywocie.
Sąd koronny w Oksfordzie uznał, że podczas napaści na tle seksualnym ze strony byłego studenta ekonomii wystąpił wysoki poziom zagrożenia.
Nieudana deportacja
Pierwsza próba jego deportacji nie powiodła się po tym. Mayela twierdził, że został ranny w izolatce w ośrodku dla imigrantów w Colnbrook w pobliżu lotniska Heathrow.
Potem miał być przetrzymywany w ośrodku w Kidlington. Lot deportacyjny udaremniła załoga Air France, która przerwała start samolotu z Southampton. Zrobiła to, bo Mayela skarżył się, że pracownicy biura deportacji złamali mu rękę.
Kilka tygodni później Kongijczyk uzyskał pozwolenie na pobyt, bowiem uznano, że deportacja byłaby sprzeczna z jego prawami człowieka.
Został zwolniony i brał udział w kampanii na rzecz zamknięcia Campsfield House, w którym był przetrzymywany. Powiedział wówczas BBC: „Jestem tutaj, aby wspierać moich przyjaciół… Byłem tutaj i w Colnbrook”.
Potem przybysz z Konga zgwałcił dziewczynkę. Torysowski poseł Marco Longhi, który zasiada w komisji specjalnej do spraw wewnętrznych, powiedział, że jego sprawa rodzi poważne pytania dotyczące procesu prawnego i prawa Mayeli do pozostania w Wielkiej Brytanii.
Moi wyborcy wpadną w furię, gdy odkryją, że pozostał tutaj z powodu marnej wymówki, zanim popełnił straszliwą zbrodnię.
