Rodzina, przyjaciele, znajomi przyszli we wtorek do kościoła świętego Wojciecha, by pożegnać zmarłego kilka dni temu wybitnego kieleckiego aktora, nestora naszej sceny Edwarda Kusztala. – To twoja publiczność, to dowód na to jak byłeś kochany – mówił ksiądz Leszek Skorupa, podczas homilii i wspominał, że jako kleryk kieleckiego seminarium chodził do teatru „na Kusztala”, bo fakt, że na scenie jest pan Edward był gwarancją mocnych przeżyć.
Mszę koncelebrowało kilkunastu księży, między innymi zaprzyjaźnieni z aktorem i jego rodziną kapłani ze Świętego Krzyża, superior, ojciec Zygfryd Wiecha, rektor bazyliki, ojciec Dariusz Malajka.
Ksiądz Marcin Boryń przypomniał fragment książki Edwarda Kusztala „Fajerką przez Kielce” opisujący jego pielgrzymkę z mamą na Jasną Górę i przeżycia związane z modlitwą przed cudownym obrazem. Przypomniał też jego karierę, mnogość ról filmowych i teatralnych, dowody uznania od widzów. Ale jak podkreślał – najważniejszą rzeczą w życiu Edwarda Kusztala była rodzina, to jej dobro było nadrzędne.
W imieniu kolegów aktorów zmarłego pożegnał Mirosław Bieliński recytując wiersz Gałczyńskiego „Rozmowa z aktorem”, mówił o nim jako przyjacielu i mistrzu młodszych kolegów, zawsze życzliwym, pomocnym. Wspominał ostatnie spotkanie: - Było to na gali plebiscytu O Dziką Różę, kiedy Edward Kusztal odbierał kolejną Różę, ale różę wyjątkową, bo za całokształt twórczości. Dostał też Medal Gloria Artis. Zrobiliśmy wtedy wspólne zdjęcie, na którym jest uśmiechnięty, szczęśliwy. I takim go zapamiętamy.
Piękną oprawę mszy zapewnili przyjaciele artyści między innymi śpiewaczka Renata Drozd, skrzypaczka Ludmiła Worobec-Witek czy artyści Bronek Opałko i Jan Kozłowski.
Trumna z prochami Edwarda Kusztala spoczęła w rodzinnym grobowcu na Cmentarzu Nowym w Kielcach. Słynny aktor miał 77 lat.