Według dziennika Fakt dwadzieścia minut przed tragicznym wybuchem, do robotników pracujących na ul. Leszczynowej wyszedł z domu pan Józef wraz z bratem, który mieszka obok i poprosili o to, żeby robotnicy skończyli już pracę. Według ustaleń dziennika między mężczyznami wybuchła kłótnia a kiedy pan Józef wrócił do swojego domu, doszło do tragicznego w skutkach wybuchu.
Nie było zgody na odwiert?
Co więcej, okazuje się, że nie wszystkie formalności dotyczące prac przy ul. Leszczynowej zostały dochowane, a być może doszło też do złamania prawa. Jak informuje burmistrz Szczyrku, Antoni Byrdy, firma doprowadzająca prąd do powstającego nieopodal apartamentowca, miała jedynie zgodę na zajęcie pasa drogowego, ale nie dysponowała pozwoleniem na wykonanie prac związanych z przewiertem pod asfaltem. Ten fragment ul. Leszczynowej to droga prywatna.
Wybuch gazu w Szczyrku: Osiem ofiar tragedii. Cztery to małe...
Nawet jeśli firma otrzymałaby zgodę na prace podziemne, powinna prowadzić je metodą odkrywkową, która uwidoczniłaby wszystkie podziemne instalacje. Prawdopodobnie prace prowadzone były jednak metodą odwiertów, na co wskazywałby sprzęt, który znaleziono na miejscu tragedii.
Sprawą zajmuje się prokuratura. Na wtorek zaplanowano sekcję zwłok ofiar katastrofy w Szczyrku.
- Śledztwo będzie prowadzone pod kątem sprowadzenia zagrożenia na życie i zdrowie wielu osób - mówi prokurator Agnieszka Michulec.
