Spis treści
- Przyczyną śmierci była amputacja głowy. Przy oddzieleniach głowy z szyją oraz kończyn widoczne są cechy przyżyciowości, co świadczy o zachowaniu krążenia przy amputacji – przyznał specjalista medycyny sądowej.
Wcześniej podczas czwartkowej rozprawy na sali sądowej odtworzona została wizja lokalna przeprowadzona w postępowaniu przygotowawczym, gdzie oskarżony 45-letni Marcin Z. składa wyjaśnienia. Mężczyzna utrzymuje, że z końcem maja 2024 roku zapłacił przedsiębiorcy resztę kwoty za wykonany u niego w domu remont. Oskarżony twierdzi, że wykonawcom płaci w gotówce i nie bierze faktur, bo "taki już jest i ufa ludziom".
- Nie rozumiem czego on ode mnie chciał, gdy dzwonił do mnie cały dzień – mówi na nagraniu Marcin Z. - On nalegał żebym opłacił mu fakturę, którą ja już zapłaciłem w maju. Chciał, żebym zapłacił dokładnie tę samą kwotę, którą już ode mnie otrzymał.
Oskarżony przyznał, że doszło wtedy między nimi do bójki. "Najpierw go odepchnąłem, a potem wymierzyłem mu cztery ciosy i on upadł. Głową uderzył o beton i przestał się ruszać" – stwierdził Marcin Z.
"Nie ma jednoznacznych obrażeń wskazujących na walkę"
O to, czy taka wersja wydarzeń jest możliwa, pytany był powołany biegły z zakresu medycyny sądowej. "Nie ma jednoznacznych obrażeń wskazujących na walkę" – odpowiedział.
Trwa proces byłego policjanta. Miał zabić i poćwiartować cia...
Jego zdaniem sekcja zwłok nie wykazała uszkodzeń na ciele, które mogłyby powstać od ciosów demonstrowanych przez oskarżonego na nagraniu. Specjalista medycyny sądowej wykluczył także, aby mężczyzna zmarł przed rozczłonkowaniem ciała, stwierdzając, że przy amputacji zachowana była akcja oddechowa. Sekcja zwłok wykluczyła również zawał serca u ofiary. Potwierdzono natomiast, że zmarły doznał obrażeń na bocznej, prawej powierzchni głowy oraz wylewu krwi. "Pokrzywdzony miał upaść ku tyłowi, w obrębie grzbietu stwierdzono podbiegniecia krwawe, które mogły powstać na skutek takiego upadku" – wskazał lekarz.
Oskarżony Marcin Z. przedstawił na wizji, że po kilku minutach podszedł do leżącego mężczyzny, by sprawdzić czy ten żyje i jego zdaniem, miał nie wyczuć ani pulsu, ani tętna. Z ustaleń śledczych wynika, że wtedy Z. zabrał telefon i zegarek ofierze, choć podczas składania zeznań później nie będzie potrafił wytłumaczyć dlaczego to zrobił.
Na przedstawionym nagraniu mężczyzna opowiada, że postanowił odprowadzić samochód ofiary do lasu, a po powrocie do domu, w którym na podłodze leży ciało Marka D., szuka różnych narzędzi. Jednak jak utrzymuje – to, co stało się później jest "czarną dziurą", bo nic więcej nie pamięta.
- Nie pamiętam w ogóle, co miałem w głowie. Nie mogę sobie przypomnieć mojego toku myślenia. To, co się stało jest makabryczne i bezsensowne, ale ja nie pamiętam, co mną kierowało – mówił na wizji Marcin Z.
W czwartek przed sądem zeznania złożyło również dwóch przedsiębiorców z branży budowlanej, którzy z ofiarą znali się zarówno na gruncie zawodowym, jak i prywatnym. Jeden z nich, pracował na budowie domu, w którym doszło do zbrodni. Świadek przyznał, że Marek D. miał powiedzieć mu, że wziął zaliczkę od Marcina Z., a za dalsze etapy wystawił fakturę, która nie została jeszcze opłacona. Chodziło o kwotę około 25 tys. zł. Budowlaniec wskazał też, że w jego przypadku oskarżony także nie rozliczył się z ostatniej faktury na kwotę 19 tys. zł, jednak wszystkie poprzednie zapłacił.
Kolejny z zeznających przedsiębiorców budowlanych poruszył wątek porzuconego w lesie auta ofiary. Jego zdaniem dane odczytane z urządzenia rejestrującego trasę wskazują, że to nie Marek prowadził wówczas samochód z terenu budowy do lasu, gdzie pojazd został znaleziony na poboczu.
- To auto było oczkiem w głowie Marka. On jeździł bardzo powoli. A urządzenie wskazało na podstawie spalania, że auto w kierunku lasu jechało znacznie szybciej, niż zazwyczaj – powiedział.
W środę przed sądem zeznania w charakterze świadka złożył także chłopak córki ofiary.
- Nie możemy pogodzić się z tą sytuacją, dalej to do nas nie dociera – mówił 23-latek. - Moja dziewczyna była bardzo związana z tatą, widywała się z nim trzy, cztery razy w tygodniu. Co weekend jeździliśmy na obiad do jej rodziców - dodał.
Zbrodnia pod Warszawą. Ukrył rozczłonkowane ciało pod folią
Brutalne zabójstwo miało miejsce 5 czerwca 2024 roku. Prowadzący firmę budowlaną 53-letni Marek D., który mieszkał z rodziną na Targówku w Warszawie, udał się w kierunku Piaseczna na spotkanie z klientem, który był mu winny około 25 tys. złotych za wykonanie robót tynkarskich. Mężczyzna planował w najbliższym czasie wyjazd wakacyjny z rodziną. 53-latek nawet nie przypuszczał, że ze spotkania z klientem nigdy nie wróci już do domu.
Kiedy mężczyzny w godzinach wieczornych nadal nie było domu, a jego telefon nie odpowiadał, wówczas jego żona i córka zaczęły się niepokoić. Dzięki aplikacji samochodowej, pokazującej lokalizację, córka Marka D. odkryła, że auto ojca zatrzymało się w miejscowości Pilawa w powiecie garwolińskim i pojechała na miejsce ze swoim chłopakiem. Pojazd jednak stał na poboczu pusty, w środku były kluczyki i dokumenty, w tym m.in. faktura za wykonane prace. Na miejsce została wezwana policja. Na początku sądzono, że mężczyzna mógł się źle poczuć i dlatego wyszedł z auta. Służby zaczęły przeszukiwać las. W międzyczasie dzięki aplikacji ustalono, że 53-latek spotkał się tego wieczora w Solcu z Marcinem Z. To w jego domu policja dokonała przerażającego odkrycia.
Pod schodami niewykończonego jeszcze wtedy budynku funkcjonariusze zauważyli czarną folię, a w niej rozczłonkowane ciało mężczyzny.
"Zabójstwo w wyniku motywacji zasługującej na szczególnie potępienie"
Emerytowany policjant, Marcin Z., został zatrzymany, a motywem zbrodni miała być chęć uniknięcia opłacenia faktury. Śledztwo prowadziła Prokuratura Rejonowa w Wołominie. Mężczyzna usłyszał zarzut dokonania zabójstwa Marka D. w wyniku "motywacji zasługującej na szczególnie potępienie".
Z ustaleń prokuratury wynika również, że zrobił to najpierw uderzając w głowę ofiary, a gdy ten nieprzytomny upadł na betonową posadzkę przy użyciu ręcznej piły i siekiery rozczłonkował jego ciało. Następnie miał próbować spalić zwłoki.
Początkowo sprawę Marcina Z. badali śledczy z Piaseczna, jednak kwestia ta okazała się dosyć problematyczna. Obawiano się posądzeń o stronniczość, ponieważ żona oskarżonego okazała się być pracownikiem warszawskiej prokuratury, z tego samego okręgu. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do Sądu Okręgowego w Warszawie pod koniec listopada ubiegłego roku.
Kolejna rozprawa odbędzie się na początku kwietnia, zeznania wtedy ma złożyć biegły z zakresu psychiatrii.
