Umarł na dachu szpitala. Lekarze nie spieszyli z pomocą

Agata Grzelińska
Szpitalny oddział ratunkowy przy ul. Fieldorfa we Wrocławiu
Szpitalny oddział ratunkowy przy ul. Fieldorfa we Wrocławiu Fot. Tomasz HołOd / Polska Press
Trudno pojąć, dlaczego pracownicy szpitalnego oddziału ratunkowego w nowym szpitalu na Stabłowicach we Wrocławiu odmówili pomocy umierającemu na dachu szpitala robotnikowi. Zamiast pobiec mu na ratunek, kazali wezwać do niego pogotowie. A - gdy ta już przyjechała - nie wskazali ratownikom pogotowia, gdzie przebywa pacjent czekający na ratunek. I karetka odjechała.

Sprawa wyszła na jaw, bo w stół uderzył pięścią Rafał Guzowski, prezes spółki która wybudowała szpital i teraz nim admiistruje. To jego pracownikiem był zmarły 63-letni mężczyzna. Guzowski napisał do dyrektora szpitala Marka Nikiela list z żądaniem wyjaśnień.

O śmierci robotnika pisaliśmy na GazetaWroclawska.pl. Człowiek zasłabł na dachu szpitala. Co prawda, reanimowali go fachowo lekarze z oddziału anestezjologii i intensywnej terapii, ale bulwersujące jest to, że kilka minut wcześniej na pomoc nie pospieszyli pracownicy Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Dlaczego?

Do tragicznego zdarzenia doszło na początku września. Już na drugi dzień do redakcji „Gazety Wrocławskiej” zaczęły napływać niepokojące informacje sugerujące, że personel SOR-u nie ruszył na dach szpitala, gdzie umierał człowiek. Tłumaczono, że instrukcje nakazują wezwać karetkę.

Poproszony wówczas o wyjaśnienie dyrektor szpitala Marek Nikiel, tak nam odpowiedział: - To, czy pomocy udzielił SOR, czy lekarze z oddziału anestezjologii i intensywnej terapii, niczego nie zmienia. To jest nasze postępowanie wewnętrzne. Natychmiast udzielono pomocy, specjaliści anestezjolodzy najwyższej klasy prowadzili akcję reanimacyjną na dachu. Zrobili wszystko, co mogli dla tego pacjenta.

Sprawa jednak ma dalszy ciąg. Pod koniec października Guzowski, prezes spółki, która wybudowała placówkę na Stabłowicach i dba m.in. o stan techniczny obiektu, napisał list do dyrektora Nikiela. Prosi o wyjaśnienie, dlaczego pracownicy SOR-u nie udzielili pomocy umierającemu. Jak się dowiedzieliśmy, autor listu oczekuje wyjaśnień, dlaczego pracownicy spółki, którzy w pierwszej kolejności poprosili o pomoc SOR, odeszli z kwitkiem i musieli szukać pomocy na innym oddziale, co o kilka minut opóźniło reanimację.

W liście pada też pytanie, dlaczego pracownicy SOR-u polecili wezwać karetkę, a - gdy ta już przyjechała - nie wskazali ratownikom pogotowia, gdzie przebywa pacjent czekający na ratunek. Karetka odjechała.

Sytuacją w szpitalu zajęła się wrocławska prokuratura. Wczoraj powiedziano nam, że śledczy badają okoliczności zdarzenia. Na razie nikt nie usłyszał zarzutów.

Jak się dowiedzieliśmy, personel SOR-u tłumaczył swoją bierność brakiem uprawnień do pracy na wysokości.

Guzowski: To nie był pierwszy taki przypadek. Czytaj dalej na kolejnej stronie

Jednak Guzowski opisuje we wspomnianym liście także inne sytuacje. Gdy człowiek zasłabł na przystanku w pobliżu szpitala, pracownicy oddziału ratunkowego również kazali wezwać karetkę, zamiast pospieszyć mu z pomocą. Kiedy indziej pracownicy oddziału ratunkowego bez wahania wybiegli poza teren szpitala, by ratować komuś życie - na przykład chłopcu, który wyszedł już ze szpitala i zemdlał nieopodal.

Autor listu na razie nie chce komentować sprawy. Czeka na odpowiedź Marka Nikiela.
- Rozumiem, że dyrektor szpitala musi zbadać sprawę dogłębnie, dlatego nie ponaglam, tylko cierpliwie czekam na odpowiedź - mówi nam Rafał Guzowski.

Dyrektor Marek Nikiel nie zdecydował się na rozmowę z nami. Powierzył to zadanie swemu zastępcy ds. lecznictwa.
- W związku z tym, że to była sytuacja niecodzienna, prokurator zajął się sprawą i dopóki prokurator nie rozstrzygnie, ja na ten temat w ogóle nie będę rozmawiał - oświadczył wicedyrektor Maciej Ziombka. - Gdy tylko usłyszeliśmy o tym, że trzeba pacjenta reanimować, zespół reanimacyjny z oddziału anestezjologii pobiegł na pomoc. I to jest najważniejsze. Nic więcej nie mogę dodać - kończy wicedyrektor.

Od komentowania powstrzymują się także Jerzy Michalak, członek zarządu województwa dolnośląskiego, oraz Jarosław Maroszek, dyrektor Departamentu Polityki Zdrowotnej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego. List napisany przez Guzowskiego został im przekazany przez autora do wiadomości.

- Nie znam tego pisma. Nie chciałbym wchodzić w spory dotyczące procesu leczenia i ratowania - podkreśla Jerzy Michalak. - W tej sprawie nie mogę się wypowiedzieć.

Dyrektor Maroszek również oszczędnie dawkuje słowa: - Biorąc pod uwagę, że adresatem pisma jest dyrektor szpitala, będziemy prosić o przekazanie nam do wiadomości udzielonej przez niego odpowiedzi. Sprawa jest tragiczna w skutkach, ponieważ skończyła się śmiercią pracownika spółki, dlatego nie chcielibyśmy jej wyjaśniać na łamach mediów. Z przekazanych dotychczas informacji wynika, że udzielona została stosowna pomoc. Na tym etapie nie możemy mówić, że wystąpiły zaniedbania w działalności szpitala.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Umarł na dachu szpitala. Lekarze nie spieszyli z pomocą - Gazeta Wrocławska

Komentarze 161

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

k
kiki
Pokaż Lekażu, co masz w garażu!
.
Nie zastanawiają się bo mają. Miłego oglądania kolejnych odcinków;) Nie zapomnij o powtórkach w godzinach niższej oglądalności!!!
P.S. Powoływanie się na brak w.w. uprawnień jest świadectwem daleko posuniętego cynizmu i obłudy, co gorsza wspieranej odgórnie.
!
Przecież osoba będąca pomiotem tej dysputy zmarła na wspomnianym dachu! Zapomniałeś czego dotyczy ten wątek? To co piszesz jest bardzo miłe z Twojej strony, ale na powrót do zdrowia raczej bym nie liczył.
n
nie jesteśmy?
Jesteśmy, tylko ten głupi świat jeszcze nas nie docenił!
s
szkoda ludzi i słów
Wolałbym nie trafić na twój dyżur bez tłumacza bądz słownika- tylko co to za narzecze? Język ratowników po studium? Zawodowy slang?
:))
Co zażywasz, bo nieżle bredzisz? Mam wrażenie że piszesz ze szpitala- uważaj bo na o. psychiatrycznym możesz stracić przywilej posiadania smartfona;)
.
Pisze się niedopuszczalne.
!
OK. Tylko dlaczego zespół p.r. rzekomo został odesłany z pod szpitala?
h
hebaneiro
W szpitalu istnieje funkcja lekarza interwencyjnego, która stworzony jest właśnie do takich zadań i którego praca jest kontraktowana oddzielnie. Z założenia nie zajmuje się pacjentami na OIOMie, tylko czeka w gotowości - za co ma też płacone.
Równie dobrze można było wysłać toksykologa z III piętra, bo przecież też jest lekarzem i byłby najszybciej na dachu...
Gównoburza spowodowana brakiem jasnych procedur, a te powinny istnieć w chwili rozpoczęcia działalności spółki.
A najbardziej przykre jest to, że jak zwykle musi dojść do tragedii, aby cokolwiek zmienić.
M
Mbs
A co z odstąpieniem od zasad BHP w sytuacjach wyższej konieczności?
Jeśli coś się dzieje na dachu szpitala to pacjent jest pacjentem szpitala i pogotowie nie ma prawa tam udzielać świadczeń zdrowotnych.
k
kitek
To w tym szpitalu na SOR-ze jest jeden lekarz??? I jakie "nic się nie stało"??? Zmarł CZŁOWIEK.
G
Gość
Niby nie ma prawa opuścić oddziału ale ... gdy ostatnio byłem i było pusto na korytarzach, to i tak czekałem na przyjęcie, bo ... nie było lekarza:) Mnie się udało ale ten gościu nie przeżył. A firma się pewnie rzuca dlatego, że nie chce płacić dożywotnio renty żonie i dzieciom zmarłego. Gdy się okaże, że zawalił szpital, to zapłacą podatnicy, bo podatnicy nie mają przedstawiciela, który by ściągał to z winnego zaniedbania lekarza.
G
Gość
Ostatni przedmiot humanistyczny na medycynie studenci mają na pierwszym semestrze. Trudno od techników wymagać ludzkich odruchów ...
l
lekarz
Lekarz SOR nie ma prawa nawet na jedną minutę opuścić progu oddziału. To chyba sensowne że gdyby jeden ze 150 pacjentów które przebywają na oddziale np sie zatrzymał, nie miałby kto podjąć akcji reanimacyjnej.
Reanimował zespół anestezjologów- logiczne- bo zespół resuscytacyjny jest powołany do prowadzenia akcji na terenie całego szpitala. Bo takie jest jego założenie
Nic się nie stało, afera to klasyczne "nie mamy o czym napisać, to nakopiemy w tyłek lekarzom"
J
JZ
Dokładnie tak, lekarz odpowiada za życie. Za życie pacjentów, których aktualnie ma na oddziale lub w innym miejscu w którym w danej chwili pracuje. Jeśli ma w danej na SORze załóżmy podejrzenie zawału i złamanie kości czaszki (true story z dyżuru w ramach zajęć na studiach) po wypadku, to jak ma wyjść? Nie ma prawa opuszczać miejsca pracy i swoich pacjentów. Obsada lekarska jest minimalna, bo mamy dramatyczne braki kadrowe, więc nie ma opcji, żeby był sobie jakiś "wolny" lekarz na dyżurze specjalnie na takie sytuacje.
Wróć na i.pl Portal i.pl