Jedni się modlili, inni milczeli jak grób, wydawało się, że za chwilę potężny samolot runie na ziemię i zginą wszyscy na pokładzie (czyli ponad 150 osób). Na szczęście przeżyli.
Horror rozegrał się na ponad dziesięciu tysiącach metrów nad ziemią, kiedy bez żadnych sygnałów ostrzegawczych wypadły z sufitu maski tlenowe, a maszyna zaczęła szybko opadać jak kamień.
Kiedy maski tlenowe automatycznie wypadły, wielu jednak nie potrafiło z nich skorzystać, być może część była niesprawna, bo niektórzy pasażerowie szybko zaczęli tracić przytomność. W tej sytuacji jedynym ratunkiem było jak najszybsze zejście samolotu na możliwie najniższy pułap.
Kilkadziesiąt sekund trwało opadanie maszyny. W tym czasie, gdy w błyskawicznym tempie pokonała tak dziewięć tysięcy metrów,jak opisywali później pasażerowie, doszło do wybuchu paniki.
- To było coś strasznego – relacjonował Harris Dewoskin, który mimo dramatyzmu wyjął komórkę i zaczął robić zdjęcia - Jedna ze stewardes chwyciła interkom i kilkakrotnie powtarzała: proszę nie panikować, proszę nie panikować, co tylko wywołało odwrotną reakcję ludzi. Koło mnie siedzieli pasażerowie, którzy z najwyższym trudem już oddychali.
Jeden z pasażerów był tak przerażony, że tylko powtarzał, jak bardzo kocha swoją rodzinę i przytulił jak tylko mógł najsilniej do siebie syna.
- Dopiero wtedy przekonałem się, jak bardzo jest kruche nasze życie. Przez te kilkadziesiąt sekund był potworny strach, nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Na dużej wysokości to był przerażający moment - dodawał Dewoskin.
Kiedy maszyna wylądowała wreszcie na Florydzie wszyscy odetchnęli z ulgą, niektórym musieli udzielać pomocy medycy. Na szczęście nikt nie doznał obrażeń, nie licząc potwornego strachu i wysokich skoków ciśnienia.
Dopiero po wylądowaniu pasażerowie dowiedzieli się, że pilot musiał wykonać szybkie zejście prawie dziesięć kilometrów w dół po otrzymaniu alarmu, że podczas lotu z Atlanty na Florydę doszło do dekompresji kabiny.
Przedstawiciele przewoźnika przeprosili wszystkich pasażerów i za to, że samolot nie lądował, jak było planowane, w Fort Lauderdale, tylko w Tampa i za to, że narażono obecnych na pokładzie na takie niedogodności. Jak na razie nie wiadomo, co było przyczyną nagłego spadku ciśnienia w kabinie feralnej maszyny.
POLECAMY W SERWISIE POLSKATIMES.PL:
