Z pierwszych ustaleń wynika, że limuzyna zjeżdżała z ogromną prędkością ze wzgórza i uderzyła wtedy przechodniów, budynek sklepu i inny pojazd.
Bridey Finnegan, która mieszka w pobliżu miejsca tragedii opowiadała, że najpierw usłyszała „wielki trzask”, potem dostrzegła dwa samochody, które zderzyły się. - Zaraz po tym, jak huknęło wyszłam przed dom i zobaczyłam, co się stało – opowiadała przerażona kobieta lokalnej stacji telewizyjnej WTEN.- Dochodziły krzyki, wołania o pomoc, wielu ludzi potrzebowało pomocy – dodawała.
Na końcu zobaczyłam wielki van, nienaturalnie on wyglądał, był w krzakach, widocznie wpadł tam po zderzeniu – mówiła kobieta.
Finnegan widziała też, jak przez wybite szyby w tym pojeździe starali się wyjść ludzie, wkrótce miejscowi pospieszyli im z pomocą.
Limuzyna, jak twierdziły służby ratownicze, wiozła gości weselnych i w Schoharie, 170 mil na północ od Nowego Jorku doszło do kolizji z innym pojazdem przed popularną w tej miejscowości kawiarnią Apple Barrel.
Na wieść o tragedii postawiono w stan gotowości wiele miejscowych służb i tych z sąsiednich miejscowości. Było w sumie na miejscu sześc medycznych ambulansów, dwa helikoptery, jak pisali dziennikarze Albany Times Union.
Świadkowie opisywali, że widzieli, jak ludzie wybiegali z kawiarni Apple Barrel i pognali na miejsce tragedii, by pomoc ofiarom. Szefowie kawiarni zaraz po tym wypadku zamknęli lokal.
- Zrobiliśmy tak, bo przed naszym lokalem doszło do potwornej tragedii – napisali w specjalnym oświadczeniu.
Na miejsce pojechali też błyskawicznie inspektorzy z Narodowego Urzędu Bezpieczeństwa Transportu, by na miejscu ocenić skutki oraz ustalić przyczyny tragedii.
Alan Tavenner, pracujący w urzędzie miasta Schoharie twierdzi, że jezdnia w tym rejonie jest źle wyprofilowana, były prośby do drogowców o poprawienie jej, ale niewiele zrobiono dla polepszenia bezpieczeństwa jazdy w tym rejonie.
POLECAMY: