Warszawa’21 (tak właściwie to Варшава'21, bo nie ma on zagranicznej dystrybucji) to 12-odcinkowy serial, który zadebiutował 10 czerwca na rosyjskiej platformie streamingowej OKKO. I chociaż na myśl przychodzi, że to ichniejszy Netflix, to tak nie jest. To czwarta platforma pod względem oglądalności, ciesząca się podobnym zainteresowaniem jak Disney+ czy TVN Player u nas. Jest to więc produkcja raczej niskobudżetowa (na oko, bo Rosja nigdy nie ujawnia budżetów), finansowana częściowo przez państwo Putina i przy wsparciu kreatywnym cenzury rosyjskiej. Ta z jednej strony będzie kazać zamazywać papierosy w dłoniach aktorów, z drugiej zaś strony zarzuci jakimś pomysłem, na przykład śląskim, bo to już kolejny raz, gdy szpece od ruskiej propagandy podsyłają wątki o separatystach śląskich.
Jeśli myślicie, że serial jest tak głupi, jak wygląda, to się mylicie. Jest ciut głupszy.
Scenariusz tego dzieła kultury można porównać z próbą opowiedzenia historii Batmana i Robina w estetyce filmów Nolana lub bardziej przyziemnie: z Danielem Craigiem w dowolnym Bondzie Rogera Moora. Najbardziej absurdalne pomysły serial sprzedaje w pełni poważnie, a tajny plan CIA wygląda, jakby wymyślił go Austin Powers. Ale po kolei.
"Na Śląsku mamy skomplikowaną sytuację"
Akcja serialu to tak naprawdę jeden wielki flashback rosyjskiego ambasadora Wasiliewa, który w 2023 wspomina, jak został ambasadorem w tytułowej Warszawie roku 2021. Wasiliew jedzie z Rosji do Niemiec, bo źli Niemcy właśnie wydalili pracowników dyplomatycznych, a że podróż jest całkiem długa, to nasz ambasador ma czas na 12-odcinkową retrospekcję.
Zobaczcie kadry z tego durnego serialu. Czy te dziennikarskie kostki przy mikrofonach nie wyglądają znajomo?
Jest więc rok 2021, a polskimi mediami wstrząsnęło właśnie nagranie rozmowy pana Kazimierza Dąbrowskiego - prezydenta ubiegającego się o reelekcję (nie, nie jest to alegoria żadnego konkretnego polskiego polityka) z ambasadorem rosyjskim Igorem Konobeewem, a treść rozmowy brzmi następująco:
Kazimierz Dąbrowski: Na Śląsku mamy obecnie skomplikowaną sytuację
Igor Konobeew (IGOR KONIOBIJCA XD): Nic skomplikowanego. Trzeba skontaktować się z liderami separatystów, wesprzeć ich pieniędzmi, naobiecywać polityczne wsparcie, potem zorganizować protesty/niepokoje i tym samym otrzymać wspaniały środek nacisku na rząd. Zapałkami bez potrzeby bawią się tylko dzieci, dorośli rozpalają ogniska tylko wtedy, gdy trzeba.
A to dopiero początek. Koniobijca zostaje otruty i wkracza Wasiliew (który dla odmiany nie ma problemów z alkoholem), panu Dąbrowskiemu za kumoterstwo z Rosjaninem lecą sondaże w dół, a kontrkandydat pan Marek Nowak wysuwa się na prowadzenie. I teraz zapnijcie pasy, bo to wszystko intryga CIA.
Ślązaków chcieli wykorzystać... Amerykanie. Na czele pan Marek z CIA
Wszystko zaplanowali bowiem amerykański wywiad i jego najlepszy agent - pan Marek, który prowadzi w Warszawie piekarnię „Marek”. Słowa prezydenta Dąbrowskiego i ambasadora Koniobijcy to tak naprawdę robota AI i cała ta afera miała na celu zyskać poparcie dla kandydata CIA na prezydenta Polski (pardon, prezidenta) - pana Marka Nowaka. Tak się przedstawia główna intryga serialu, bo to w zasadzie ciągła przepychanka między rosyjskim ambasadorem, polską policją starającą się poskładać wszystko, a panem Markiem z CIA i piekarni. USA chce wykorzystać i podjudzać nastroje antyrosyjskie w Polakach, oczernić wizerunek Rosji (bo ta ma się m.in. interesować separatystami), a to wszystko, żeby odtworzyć żelazną kurtynę, bo jakbyście nie wiedzieli, to nie Stalin i Roosevelt dążyli razem do takiego podziału świata, a zły zachód zawsze chciał alienować Rosję.
Nad panem Markiem też warto się pochylić swoją drogą, bo to crème de la crème produkcji. Marek. Za dnia wypieka bułki, nocami przywdziewa kominiarkę i załatwia mokrą robotę w imieniu CIA. Cała jego piekarnia jest ustrojona w naklejkach „Piekarnia Marek”, do tego stopnia, że przypomina to jeden z odcinków Simpsonów, gdy Bart wszędzie kleił naklejki „property of Bart Simpson”. Nasz tajny agent dla zaoszczędzenia czasu ma też swoją Marek-Jaskinię na zapleczu piekarni, gdzie za pomocą nowoczesnego komputera kontaktuje się ze swoimi mocodawcami i przyjmuje petentów.
Jaki Batman, takie Gotham, bo wizerunek Warszawy jest wspaniały. Niestety Śląska nie pokazano wcale, ale powiem szczerze - mogłem go przegapić, bo w Warszawie’21 wszystko wygląda tak samo. I nie ma się co dziwić, wszystko kręcono w Rosji. Cały serial to na zmianę trzy rodzaje scen: wirujący dron nad prawdziwą Warszawą, zamknięte lokacje (głównie w postaci biurowców, domów i piekarni) oraz rosyjskie ulice udające ulice polskie. I robią to nawet przekonująco, jest pełno tabliczek w języku polskim, ale ktoś zapomniał zmienić znaki drogowe, co naturalnie burzy iluzję filmową. Jest też trochę scen w Rosji, ale nimi się nie zajmujmy.
Propaganda putinowska znów zajęła się Śląskiem
Śląska niestety nie ma, a gdyby był, to zapewne byłby utrzymany w skrajnym stylu minimalistycznym, Ślązacy jeździliby nowymi i zachodnimi samochodami, a wszyscy mówili sobie na „Pan”. Serial, żeby jeszcze bardziej obrzydzić Polskę, kazał aktorom (całość jest w języku rosyjskim) zawsze tytułować się per Pan/Pani (użycie tych słów w tekście nie jest przypadkowe). Jest to coś bardzo nienaturalnego dla rosyjskiego odbiorcy i zapewne męczy ich bardziej niż nas ciągłe powtórki "Świętej Wojny". Zastanawiam się też czy twórcy Warszawy’21 pokusiliby się o przedstawienie języka śląskiego, a jeśli tak, to jakby wyglądał, bo w tym serialu już strzępki języka polskiego są rodem z translatora sprzed 15 lat. Nowak to kandydat na „prezidenta przyszłych pokoleeń” a bohaterowie dostają SMS-y, gdzie wysyłane są fototy zamiast zdjęć.
Początek Warszawy’21 zapowiada o wiele większy wątek śląski, niż ostatecznie dostajemy. Dość szybko udaje się widzowi ujawnić, że nagranie jest sfałszowane, a całość produkcji zmierza w inne, jeszcze bardziej kuriozalne rejony. To, co zastanawia, to jednak obecność tego wątku, bo już kolejny raz propaganda putinowska zajęła się tematem Śląska. Swojego czasu Kadyrow opowiadał, jak to Czeczenia i Rosja mogą pomóc w zorganizowaniu referendum na Śląsku, a teraz mamy ten serial. Jednak dla rosyjskiego odbiorcy separatyści śląscy mają się przede wszystkim kojarzyć z separatystami ukraińskimi (dla Rosji obecna władza Ukrainy jest separatystyczna, a bojowników z Donbasu tak nie nazywają) i ma iść jasny przekaz - zachód wspiera separatyzmy, a Rosja oferuje jedność w wielobiegunowym świecie (ulubione hasło Putina). Mnie zastanawia z kolei, kto wpadł na pomysł, żeby Igor Koniobijca, ambasador rosyjski mówił o Ślązakach i ciekawe czy miało to coś wspólnego z listem Andrzeja Rocznioka, który w 2013 prosił ambasadora rosyjskiego o nieatakowanie Śląska w przypadku wojny nuklearnej.
***
Za pomoc przy artykule chciałem serdecznie podziękować Szymonowi Bryzkowi, który tłumaczył mi zawiłe meandry rosyjskiego dyskursu i przybliżył wypowiedź Igora Konobijcy o separatystach śląskich.
Nie przeocz
Musisz to wiedzieć
