Czteroletni Gabyś chodził do przedszkola Galileo przy ul. Starogajowej od września. Początkowo bardzo lubił przedszkole. Ale potem zaczął opowiadać, że panie go biją, przywiązują do krzesełka i zamykają w toalecie. Psycholog podwójnie zbadał chłopca i stwierdził, że dziecko nie kłamie. W przedszkolu nikt się do winy nie przyznaje. Sprawę badają kuratorium oświaty i prokuratura.
– Gabryś zaczął się moczyć w nocy, co mu się wcześniej nie zdarzało, budził się z krzykiem i był bardzo rozdrażniony. Ze szczegółami powiadał o tym, co dzieje się w przedszkolu – opowiada Adrian Kalka, ojciec dziecka.
CZYTAJ TEŻ: Skandal w szkole w Szczodrem. Nauczycielka zakleiła uczniom usta taśmą (NAGRANIE)
Rodzice chłopca zwrócili się do psychologa dziecięcego Piotra Janoszki. Ten rozmawiał z dzieckiem. Gabryś stwierdził, że nie lubi chodzić do przedszkola. Gdy padło pytanie dlaczego, tłumaczył: "Bo panie biły i krzyczały. Bo panie straszyły duchami". Na pytanie, gdzie biły go opiekunki, chłopiec pokazywał szyję i plecy. "Można przypuszczać z dużym prawdopodobieństwem, że w przedszkolu, do którego uczęszczał Gabriel doszło do ataków agresji wobec chłopca" – napisał psycholog w opinii.
– Diagnoza była dwukrotna i za każdym razem chłopiec mówił to samo z drobnymi szczegółami. Jeśli jakaś historia pojawia się jednorazowo i dziecko opowiada ogólnie, można mieć wątpliwości, co do jej prawdziwości. W tym przypadku Gabryś powtarzał tę samą wersję. Był też w stanie wskazać dokładnie te same miejsca, na przykład to, gdzie panie chowały sznurki do związywania dzieci – mówi w rozmowie z nami Piotr Janoszka.
Ojciec chłopca dodaje, że syn o sprawie opowiadał nie tylko psychologowi. – Gabryś po mszy świętej spotkał się w salce katechetycznej z innymi dziećmi i modlili się w różnych intencjach, na przykład o zdrowie dla rodziców i dziadków. A Gabryś o to, by panie przestały go bić po plecach, nie związywały go i nie wpychały mu łyżki do gardła – mówi. Ten fakt potwierdziła katechetka, która pisze też, że przeżyła szok, gdy to usłyszała.
Pani Dominika, mama Gabriela, poinformowała o sytuacji dyrekcję przedszkola. – Dyrektorka spotkała się z pozostałymi rodzicami, nas na tym zebraniu nie było – mówi. Do rodziców Gabriela napisała później, że "podczas rozmów z pracownikami zaprzeczyli oni wszystkiemu", dodała też że "obserwacje psychologa dziecięcego nie stwierdziły, że wobec dzieci była stosowana przemoc".
Dyrektor placówki Jolanta Błochowiak nie chciała z nami rozmawiać. Stwierdziła jedynie krótko, że zarzuty rodziców Gabriela uważa za bezpodstawne, a wobec swoich pracownic nie ma zastrzeżeń.
Prowadząca przedszkola fundacja Familijny Wrocław w przesłanym rodzicom oświadczeniu napisała, że "podjęła natychmiastowe kroki mające wyjaśnić zarzuty stawiane pod adresem pracowników". - Dotychczasowe wyjaśnienia nie potwierdzają wersji, jakoby miała być stosowana przemoc wobec małoletniego Gabriela przez pracowników przedszkola. Rozmowy przeprowadzone z pracownikami oraz rodzicami dzieci uczęszczających do tego przedszkola, a także wyniki anonimowych ankiet przeprowadzonych wśród rodziców nie potwierdziły w szczególności zdarzeń opisanych w skardze - stwierdził wiceprezes Mateusz Krajewski.
Wyniki postępowania prowadzonego przez kuratorium poznamy najwcześniej 16 marca. Rodzicom chłopca to nie wystarcza. W międzyczasie sprawa trafiła do prokuratury. – Nie poddamy się, będziemy walczyć. Chcemy wpłynąć na innych rodziców, by zaczęli wierzyć swoim dzieciom, a nie paniom w przedszkolu – mówi mama Gabrysia.
Małgorzata Klaus z wrocławskiej prokuratury potwierdza, że trwa postępowanie sprawdzające. Prowadzi je prokuratura Wrocław-Fabryczna.