Kiedy wiosną, latem lub jesienią ludzie o wschodzie słońca modlą się o ciepły dzień, mieszkańcy Czech w gminie Grzmiąca (powiat szczecinecki) błagają o deszcz. Bo tylko wówczas będą mogli żyć normalnie. Tylko wówczas nie przylecą, bo kiedy pada, nie latają.
- Problem mamy od dwóch lat, to istna tragedia - mówi Alicja Szewlaków, mieszkanka Czech i gminna radna. Cieszymy się, gdy - tak jak dzisiaj - pada deszcz. Pan wie, co to znaczy wyglądać deszczu w lecie? A my wyglądamy go cały czas - dodaje. Trudno mówić o spędzaniu wolnego czasu na świeżym powietrzu, rozpaleniu grilla, biesiadowaniu. - Zlatują się od razu, obsiadają wszystko - opowiada Alicja Szewlaków. - Byłam w ciepły dzień u znajomej, gotowała obiad, a muchy najwyraźniej to wyczuły, bo obsiadły siatkę w oknie. Gdyby mogły, to chyba by zjadły tę siatkę. Była od nich aż czarna. Najgorzej mają ci mieszkający najbliżej fermy, ale muchy są wszędzie - kończy.
Bo dotychczas mieszkańcom wydawało się, że wrota do piekieł, albo lufcik, przez który wylatują muchy, są właśnie na fermie trzody chlewnej.
Świńska ferma w Czechach działa od lat, jeszcze w czasach PGR-ów, teraz prowadzi je firma Agri Plus. To trzy spore chlewnie.
- Kiedyś walczyliśmy z zapachami, ale nowi właściciele rozwiązali problem, montując wentylację - mówi radna. - Z muchami do niedawna też był spokój, ale od dwóch lat po prostu jest to plaga. Większość mieszkańców obwinia za to sąsiedztwo fermy. Może zabiegi dezynfekcyjne są inaczej przeprowadzane? - pyta retorycznie.
Retorycznie, bo 11 maja Alicja Szewlaków towarzyszyła pracownikom Urzędu Gminy Grzmiąca i wójtowi, a także właścicielom fermy w wizytacji. I odpowiedzi na pytanie, skąd biorą się owady ani ona, ani nikt nie potrafi udzielić. - Obeszliśmy całą fermę - wójt Patryk Makowski mówi, że ze względów sanitarnych nie mogli wejść do środka chlewni. - Much trochę było owszem, ale na pewno nie można było mówić, że w jakichś dużych ilościach. Poruszając się po terenie fermy, zarówno w pobliżu budynków chlewni, jak i zbiorników na gnojowicę czy budynku do tymczasowego przechowywania padłych zwierząt, można było dopatrzeć się niewielkiej ilości tych owadów, ale trudno w jakikolwiek sposób rozpatrywać to zjawisko w kategorii plagi czy ogromnej ilości. Trudno też mówić o nieprzyjemnych zapachach, które można by było uznać za uciążliwe, nawet w bezpośrednim otoczeniu tych obiektów - zapewnia.
Jak wszędzie, także i tutaj diabeł lubi tkwić w szczegółach. Może właśnie przez to nie udało się odnaleźć piekła? Wójt przyznaje bowiem, że o wizytacji firma wiedziała i nie wyklucza, że mogła się na nią przygotować. - Jej przedstawiciele zapewniali nas, że wszystkie zabiegi przeprowadzają zgodnie z wymogami, są także opinie innych mieszkańców, że muchy nie są tak dokuczliwym problemem, więc zdecydowałem się wysłać pisma do sanepidu, Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska i Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, które mają odpowiednie służby, aby przeprowadziły fachowe kontrole - dodaje Patryk Makowski. - Można zatem uznać, że faktycznie, zgodnie z twierdzeniem przedstawicieli spółki, firma stale utrzymuje odpowiedni reżim sanitarny i należy szukać przyczyny gdzie indziej.
Nie tylko uciążliwe bzyczenie. Muchy mogą przenosić groźne dla ludzi bakterie
Muchy w ciepłe dni oblepiają wszystko. Potrafią także siadać na człowieku. Nie jedna czy dwie, ale kilkanaście. Porozwieszane lepy, czernieją w kilkanaście minut, od uderzeń packą bolą mięśnie i stawy w rękach, Kiedy chce się cokolwiek podnieść, chociażby ze stołu w górę wzbijają się setki owadów.
- Kontrole na fermie były już wcześniej i wykazały, że wszystko jest w porządku - radna Alicja Szewlaków jest zdania, że zapowiedziane kontrole niewiele wykażą.
Podczas gminnej wizytacji natrafiono za to na rozlewisko nieczystości między gospodarstwami domowymi. - Czy to źródło wylęgających się much? - zastanawia się Patryk Makowski, wójt Grzmiącej. - Trudno powiedzieć, ale po tym, co zaobserwowaliśmy w tym dniu na fermie, a następnie w jej sąsiedztwie… to raczej to drugie wzbudziło w czasie tej wizji większe wątpliwości. Na pewno sprawy nie zamykam i nie chowam do szuflady. Wraz z pracownikami urzędu będę starał się zaradzić problemowi, jaki mają mieszkańcy miejscowości Czechy.
Tymczasem mieszkańcy Czech mogą w ciepłe dni, w towarzystwie much czytać odpowiedzi, jakie w specjalnym oświadczeniu nadesłała na nasze pytania firma Agri Plus - właściciel świńskiego biznesu.
„Ferma Czechy, tak jak inne podmioty sektora rolno-spożywczego, poddawana jest regularnym kontrolom ze strony organów państwowych w zakresie prawidłowości prowadzonej działalności. Wszystkie dotychczasowe kontrole potwierdziły, że realizowany chów zwierząt odbywa się w sposób prawidłowy, a właściciel fermy - Agri Plus sp. z o.o. - rzetelnie wypełnia spoczywające na nim obowiązki” - czytamy na kartach pełnych urzędniczej nowomowy.
„Ze względu na fakt, iż zarówno przedstawiciele spółki Agri Plus, jak i miejscowi włodarze pozostają zatroskani uciążliwością problemu, podjęto decyzję o przeprowadzeniu wizji lokalnej okolicznych terenów. W trakcie spontanicznej inspekcji obszarów oddalonych od lokalizacji należącej do Spółki stwierdzone zostały zarówno nielegalne wysypisko śmieci, jak również nieudrożniony odpływ kanalizacyjny - będące prawdopodobnie potencjalnym źródłem owadów. Sytuacja aktualnie jest monitorowana i badana przez miejscowe władze. Pragniemy zaznaczyć, iż Spółka Agri Plus zawsze wychodzi naprzeciw oczekiwaniom lokalnych społeczności i wspiera je na wielu płaszczyznach, aby móc w zgodzie i dobrej atmosferze funkcjonować w bliskim otoczeniu. Każdorazowo odpowiadamy na sygnały mieszkańców, jesteśmy otwarci na dialog i reagujemy na wszelkie zgłoszenia. Pomimo faktu, iż ferma nie jest źródłem uciążliwego problemu, firma podjęła decyzję o dokonaniu dodatkowej dezynsekcji budynku, aby okoliczni mieszkańcy nie mieli wątpliwości w kwestii źródła obecności much” - czytamy. I czytać mogą też mieszkańcy Czechów, modląc się o deszcz. I próbując strzepnąć tłuste, czarne musze cielska ze swojego życia.
A pod lasem bohater popularnej kreskówki sprzed lat „Włatcy móch” Czesio (notabene) odkręca swój słoik i wypuszcza roje wygłodniałych owadów. Albo jak w „Igraszkach z Diabłem” Jana Drdy pan much co znaczy imię Belzebub, prosi: „Solfernusie, zrób coś, żeby mi muchy nie bździły na nosie”, a doktor Solfernus otwiera lufcik i muchy lecą prosto do Czech.
Opinia: Dr Joanna Pawłowicz, biolog, ekologiczne Stowarzyszenie Inicjatyw Społecznych Terra ze Szczecinka
W zdecydowanej większości przypadków wylęgarnią much w ilościach przekraczających społecznie przyjęte normy są złe warunki sanitarne panujące w najbliższej okolicy. Dają one pożywkę kolejnym pokoleniom tych owadów. Mogą się one tam namnażać, mają co jeść. Zresztą nie tylko much, ale i innych insektów, czy nawet szczurów. I sposobów pozbycia się much należy szukać po znalezieniu źródła, które trzeba regularnie poddawać zabiegom dezynfekcyjnym. Inaczej pozostaje tylko walka z liczebnością owadów, a to działania na krótką metę, bo cykl rozrodczy much od złożenia jaj, przez larwy, poczwarki i postaci dorosłej, w ciepłe dni powtarza się co kilkanaście dni. Dodam, że to nie tylko uciążliwe bzyczenie, ale muchy mogą przenosić groźne bakterie. Z doświadczeń naszego stowarzyszenia wiem, że niezapowiedziane kontrole, aczkolwiek dotyczące jakości powietrza, są możliwe do przeprowadzenia. Wymaga to jednak zorganizowania lokalnej społeczności i jej determinacji. W razie wystąpienia zjawiska należy działać szybko, wzywając natychmiast służby sanitarne i środowiskowe, które są zobligowane do podjęcia doraźnej kontroli.
