Marcin M. Opowiadał jednemu z kolegów z celi o dwóch bogatych osobach, które poznał będąc na wolności. Jedna z nich mieszka w województwie mazowieckim, a druga we Wrocławiu. Marcin poznał ją osobiście, a ona nie wiedziała, że to przestępca. Kobieta przez jakiś czas wynajmowała mu dom.
Na wykonawców porwania Marcin M. wybrał dwóch kolegów z celi, którzy z więzienia mieli wyjść wcześniej niż on: Andrzeja W. i Ryszarda Ł. Ten drugi był idealnym kandydatem na wykonawcę takiego przestępstwa. Odsiadywał wyrok za bardzo brutalną zbrodnię. W styczniu 2010 roku wtargnął do wrocławskiego mieszkania obezwładnił lokatora, pobił związał, zakneblował, przypalał żelazkiem i kazał połykać rozcieńczone tabletki psychotropowe. Potem przeszukiwał mieszkanie w poszukiwaniu wartościowych przedmiotów.
Gdy tylko obaj mężczyźni opuścili zakład karny zaczęli przygotowania do akcji. Kupili paralizator, pałkę teleskopową i kajdanki. Plan się nie udał, bo obydwaj zostali zatrzymani przez wrocławskich policjantów z Centralnego Biura Śledczego Policji. Było to w piątek. Również w piątek doprowadzony został do prokuratury więzień Marcin M. Cała trójka usłyszała zarzuty usiłowania dokonania dwóch zbrodni: wzięcia zakładnika i wymuszenia rozbójniczego. Na wniosek prokuratury wszyscy zostali aresztowani.
Marcin i porwanie dla okupu - dziwi się jeden z naszych rozmówców. - On się zajmuje tylko podrabianiem dokumentów i oszustwami. A siedział za powoływanie się na układy w prokuraturze. W 2018 roku wrocławski sąd skazał Marcina M. bo obiecywał swojemu znajomemu, że za 210 tys zł łapówki załatwi mu korzystną decyzję prokuratora. Żadnego prokuratora rzecz jasna nie znał. A mężczyzna przekonywany do korupcyjnej transakcji, nie dał się nabrać. Zawiadomił policję i prokuraturę. Oszust, udający człowieka ze znajomościami w prokuraturze, wpadł na gorącym uczynku. Zaraz po tym, jak dostał 100 tysięcy złotych.
Teraz za organizację porwania dla okupu grozi mu nawet 15 lat więzienia.
