Niedźwiadek został za wcześnie odstawiony przez matkę i musiał zacząć dawać sobie radę sam. Ma dopiero 2-3 lata, ale szybko trafił na źródło łatwego pożywienia. Są to kury i kaczki hodowane po wsiach. Potrafi wejść na podwórko, złapać i zadusić ofiarę oraz skonsumować ją na oczach ludzi.
Widziano go w Bereżnicy Wyżnej, Woli Matiaszowej, Górzance, Terce, Bukowcu, Wołkowyi, a nawet w ruchliwym Polańczyku.
– Już wie, że kury są smaczne i będzie to nadal robił – taki sposób zdobywania pożywienia przez niedźwiadka przewiduje w dalszym ciągu prof. dr hab. Henryk Okarma, biolog, badacz ssaków drapieżnych, wieloletni dyrektor Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie. – Oglądałem nagrania i jestem zdania, że jest już, niestety, zdegenerowany.
Niedźwiedzica, która wydała go na świat, jest dobrze znana badaczom. To jej już drugi „problematyczny” miot.
– Niestety niedźwiedzie ulegają bardzo łatwo synantropizacji (dostosowanie się do życia w środowisku człowieka) – podkreśla Łukasz Lis, rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie.
– Wszedł na teren przedszkola. To już nie są żarty. Dobrze, że dzieci w tym czasie na podwórku nie było – mówi wójt Adam Piątkowski, który zgodnie z przepisami jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo na terenie gminy Solina. – Niedźwiedzie powinny być w lasach, a nie chodzić po wsiach!
W marcu władze gminy Solina wystąpiły do RDOŚ w Rzeszowie o wydanie decyzji na płoszenie zwierzęcia. Taka decyzja została wydana i zezwolono w niej na odstraszanie metodami hukowymi.
Problem jednak w tym, że misiek wcale się tego nie boi.
– On jest przyzwyczajony do hałasów – tłumaczy prof. Okarma. – Ludzie i samochody hałasują. To na nim nie robi wrażenia.
Wójt jest zdania, że wyczerpał wszystkie środki, które zawarte były w decyzji RDOŚ.
– Odpowiadam za bezpieczeństwo gminy, a już całe fundusze na zarządzanie kryzysowe poszły na ten cel – denerwuje się Adam Piątkowski.
Łukasz Lis zauważa jednak, że nie wszystkie możliwości zostały przez wójta Soliny wykorzystane.
– Piłka jest teraz po stronie wójta. Niech wystąpi o rozszerzenia pozwolenia na odstrzał kulami gumowymi. My taką zgodę wydamy – radzi. – Można go też odłowić i alokować.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo:

Prof. Okarma jest sceptycznie nastawiony do tych metod. Według niego odstraszanie za pomocą ostrzału gumowymi kulami jest niewykonalne w praktyce. W rejonie, w którym niedźwiadek przybywa, trzeba by było monitorować wszystkie wsie i domostwa, a to tego potrzeba armii ludzi.
Taka metoda jest co prawda stosowana w Tatrach, ale tam problematyczne niedźwiedzie są oznakowane. Znane są ich ruchy, więc można szybko i w miarę skromnymi siłami reagować na aktywność drapieżników.
– Jednorazowy ostrzał kulami gumowymi nic nie da. To trzeba realizować z żelazną konsekwencją. Musiałby za każdym razem poczuć ból, gdy zbliża się do wsi – wyjaśnia prof. Okarma. – Jeśli tak się nie stanie, to nie będzie rozumiał tych bodźców i zacznie wariować.
Również odłowienie i przeniesienie misia może nie dać według profesora pożądanego efektu.
– Musiałby być wywieziony w teren, gdzie nie ma ludzi, kur i resztek – dodaje Henryk Okarma. – A takiego miejsca w Bieszczadach nie ma. To będzie tylko przeniesienie problemu.
Niedźwiedź grasuje w gminie Solina. Wchodzi na posesje i do ...