Wyniki eksperymentu zszokowały wrocławskiego prokuratora Roberta Tomankiewicza, jednego z obserwatorów eksperymentu. Mówił nam potem, że nie znajduje słów by określić to co zobaczył. Środowy eksperyment dziennikarze oglądali z daleka. Słyszeliśmy jednak potężny huk, zobaczyliśmy też fragmenty autobusu wylatujące w powietrze.
Eksperyment to część śledztwa prowadzonego w sprawie Pawła R. W maju podłożył on bombę własnej konstrukcji w autobusie linii 145. Kierowca chwilę przed eksplozją wyniósł ją na ulicę. Po wybuchu ranił jedną osobę.
Po eksplozji dwóch ładunków autobus jest doszczętnie zniszczony. Znacznie bardziej z tyłu, co widać na zdjęciach. Poniszczone siedzenia, dziecięcy wózek przewrócony i przyciśnięty przez elementy wyposażenia pojazdu, wyrwany spory kawałek poszycia dachu.
Właśnie z tyłu podłożono drugi z ładunków, ten mocniejszy, bez błędu. Dlaczego z tyłu, a nie z przodu? Przecież Paweł R. swój ładunek zostawił z przodu autobusu? To dlatego, że z przodu urządzono pierwszą – słabszą eksplozję. Efekty – m.in. ślady ognia na jednym z manekinów – widać na zdjęciach.
Jak się dowiadujemy, biegli orzekli, że drugi ładunek będzie podłożony z tyłu bo konstrukcja przedniej części pojazdu była już naruszona pierwszą eksplozją. Dlatego z tyłu odtworzono taką samą przestrzeń jak ta z przodu.
Mecenas Łukasz Wójcik, jeden z obrońców podejrzanego wrocławskiego studenta, zapytany o wrażenia z eksperymentu powiedział nam, że trzeba poczekać na opinię biegłych. Przecież cały dwudniowy eksperyment zorganizowano po to, by specjaliści z trzech dziedzin przygotowali kompleksową opinie. Biegli z medycyny sądowej, pożarnictwa i materiałów wybuchowych mają odpowiedzieć na pytania jak zachowywałby się ładunek gdyby eksplodował w autobusie, a nie na zewnątrz - jak to było w rzeczywistości. Jakie byłyby obrażenia u pasażerów? Czy mogłoby dojść do pożaru paliwa w baku z benzyną? Ekspertyza ma być gotowa za półtora miesiąca.
Na potrzeby śledztwa wypożyczono z Krakowa taki sam autobus, tylko przeznaczony na złom. Zdetonowano w nim dwie bomby. We wtorek identyczną jak wykonał Paweł R. - czyli z błędem. Zniszczenia – jak się nieoficjalnie dowiadujemy – były niewielkie. Prokurator i tak ocenił, że to co zobaczył było "porażające". Później zdetonowano taką bombę, jaką – zgodnie z projektem – chciał skonstruować. Była to tzw. bomba szybkowarowa. Taka sama jak ta, która wybuchła w kwietniu 2013 roku na mecie maratonu w Bostonie w USA. Bomba ta zabiła wówczas trzy osoby, a ponad dwieście raniła.
Wrocław: Drugi wybuch w autobusie. "Potężny huk, odłamki w powietrzu"
Wrocław: Zamach w autobusie. Ta bomba mogła zabić? Prokurato...