Codziennie od kilku dni na Dworzec Główny PKP z Zespołu Szkół Gastronomicznych przy ul. Kamiennej trafiają dosłownie stosy kanapek – od 1,5 do 2 tysięcy za każdym razem.
- Wiemy, co się dzieje na Ukrainie. Już przed wojną mieliśmy 46 uczniów z Ukrainy w szkole. Nasz trzyosobowy wolontariat dzień po rozpoczęciu wojny udał się do Charkowa z zebranymi w szkole produktami. Oni zobaczyli wojnę na własne oczy i przekazali nam konkretne informacje. My zaś zrozumieliśmy, że musimy się włączyć w pomoc - mówi portalowi GazetaWrocławska.pl Małgorzata Frydel, dyrektor Zespołu Szkół Gastronomicznych.
Uczniowie przygotowują kanapki od godziny 7 do 12. Z masłem, serem żółtym, ogórkiem, pomidorem, szczypiorkiem. Szkoła zakupuje ciasto na pieczywo i potem sama je wypieka.
- W robienie kanapek zaangażowanych jest codziennie ok. 100 osób. W przyszłym tygodniu będziemy piekli słodkie bułki, ponieważ jest na nie zapotrzebowanie. Mamy zamiar produkować ich około 200 dziennie - zapowiada Elżbieta Mądra-Sosnowiec, kierownik warsztatów.
Uczniowie ZSG we Wrocławiu pomagają także w restauracji Dwór Polski. Tam m.in. lepią pierogi.
- Dzisiaj nasza grupa zrobiła 800 kanapek. Wszystko jest uzależnione od młodzieży i od frekwencji. Jak pracują pierwsze klasy, idzie nieco wolniej, trzecie klasy są bardziej doświadczone i mają większe umiejętności, ale wszyscy wkładają w to serce i zaangażowanie. Organizujemy pracę w ciągu produkcyjnym. Jedna osoba rozkraja bagietki, druga smaruje masłem, trzecia rozkłada ser itd. Wcześniej oczywiście rozdrabniamy warzywa - wyjaśnia Joanna Kiepuszewska-Stachura, nauczyciel
Kanapki są pakowane w folię spożywczą i w torebki papierowe. Szkoła sama dostarcza je dworzec około godziny 15. Przydają się na popołudniową, wieczorną i nocną falę uchodźców, która napływa pociągami oraz autobusami.
- Każdego kolejnego dnia zwiększamy liczbę kanapek. Mamy sygnały, że te ilości się ciągle rozchodzą - dodaje p. Joanna.
Sami uczniowie z zapałem zaangażowali się w całą akcję
- Praca bywa ciężka ze względu na ogromną ilość kanapek, ale liczy się dla nas to, że możemy pomóc w tak ważnej sprawie. Dlatego nie patrzymy na trudności. Staramy się nie wpadać w rutynę. Rozmawiamy ze sobą, żeby uprzyjemnić sobie ten czas - opowiada Dominik Stawski.
- Robimy to, co lubimy i jeszcze możemy wesprzeć uchodźców wojennych. Cel ma ogromne znaczenie, bo potęguje naszą radość z pracy. Wymieniamy się czynnościami, żeby nie wykonywać ciągle przez kilka godzin tego samego. Ktoś smaruje bułki, inny nakłada sałatę, a po jakimś czasie następuje zamiana. Unikamy monotonii - mówi Dawid Słodowy.
