Każdy, kto podpisuje umowę u notariusza płaci mu podatek od czynności cywilnoprawnych. Albo gotówką albo przelewem na kontro kancelarii. Ta zaś co miesiąc musi te pieniądze przekazywać do urzędu skarbowego.
Z ustaleń sądu wynika, że przez półtora roku – od maja 2015 do grudnia 2016 – gotówka należna fiskusowi nie wpływała na rachunek Urzędu Skarbowego. Co miesiąc fiskus nie dostawał od 51 do przeszło 147 tys zł.
W śledztwie notariusz tłumaczył, że od 2012 roku zaciągał kredyty na prowadzenie kancelarii. Łącznie 700 000 złotych. Miał też 800 tysięczny hipoteczny kredyt. A także komputer, samochód i motor w leasingu. Wspominał o tym, że być może program komputerowy do naliczania zobowiązań wobec państwa „naliczał” więcej niż wpłacali klienci. Tymczasem dochody kancelarii spadały z powodu dużej konkurencji i kryzysu.
Później w sądzie zarzekał się, że nie chciał przywłaszczyć państwowych pieniędzy. Mówił, że zaciągnął pożyczki żeby spłacić zobowiązania wobec fiskusa. Z uzasadnienia wyroku wynika, że rzeczywiście udało się wyegzekwować przynajmniej część długu. Przekonywał też wreszcie, że to pracownice zabierały mu pieniądze a potem złożyły zeznania, które go obciążyły.
Sąd nie uwierzył oskarżonemu notariuszowi. Poza jednym faktem. Rzeczywiście w 2012 roku spadły obroty jego kancelarii. Ale to nie ma nic wspólnego z podatkiem. To podatek, który płacą klienci. On ma tylko przekazać pieniądze Urzędowi Skarbowemu. Sąd zwrócił uwagę również na to, że to nie system komputerowy nalicza podatek. Poza tym z ustaleń kontroli wynikało, że deklaracje co do wysokości podatków, jakie Gerard B. ma przekazać, wypełniane były prawidłowo. Czyli wyliczenia się zgadzały. Tylko pieniędzy nie było.
Obciążanie pracownic to – zdaniem sądu – jedynie nieudolna linia obrony. Po prostu notariusz nie obniżał wydatków swojej kancelarii. Mimo kłopotów finansowych wynikających z kryzysu i rosnącej konkurencji. Stąd ocena sądu, że Gerard B. „żył ponad stan”. I w sytuacji finansowych kłopotów nie rezygnował z własnych wydatków tylko z przekazywania państwu pieniędzy należnych budżetowi.
Gerard B. odpowiadał za przekroczenie uprawnień jako funkcjonariusz publiczny. A także za przywłaszczenie mienia. Wyrok nie jest prawomocny.