Płacze niebo nad Jastrzębiem, płaczą jastrzębianie. W wielu domach dziś, podobnie zresztą, jak w ostatnich dniach, serwisy informacyjne, stacje radiowe włączone są przez cały czas. Mieszkańcy nasłuchują i modlą się. Proszą i Boga i świętą Barbarę: zwróć nam Barbórko tych chłopaków. Zwróć kobietom mężów, zwróć dzieciom ojców. I tak od kilku dni. Bo najpierw Pniówek, teraz Zofiówka....
- Żarliwie się modlę, a nie robiłem tego od lat ... - mówił nam w sobotni poranek jeden z emerytów górniczych, który na Zofiówce przepracował ponad 25 lat. - Widziałem sąsiadów, którzy szli do tego biurowca, a podobno tam gromadzą się rodziny zaginionych. Oby się uratowali, oby zdarzył się cud... - mówił nam pan Waldek wskazując budynek na końcu kopalnianego parkingu. Emocje targają wszystkimi, którzy pod kopalnię Zofiówka przychodzą. Każdy z nich w jakimś stopniu jest związany z górnictwem. - Ta kopalnia, na którą spoglądamy z okien naszych domów, to ważna część naszego życia. Wie pani, jak te cztery lata temu "rąbnęło" tutaj na Zofiówce, byłem akurat na rybach. Aż mi wędka wypadła z ręki - wspomina pan Janek.
Śmierć górników z Pniówka i tych, którzy wyjechali już z dołu na Zofiówce, to dramat wielu rodzin. Każdy ze zmarłych zostawił na górze bliskich, przyjaciół, dzieci, żony, rodziców. To też dramat dla całego górniczego regionu. Smucą się więc mieszkańcy Suszca, skąd pochodził jeden ze zmarłych w Zofiówce. Smucą się mieszkańcy Wodzisławia i Żor. Z łzami w oczach spoglądają na bramę kopalni, palą znicze.
Jeden ze nich zapalili państwo Józef i Mariola, mieszkańcy Jastrzębia. Jak przyznają, to niezwykle trudna sytuacja, zwłaszcza, że nie udało się jeszcze otrząsnąć po tragedii w niedalekiej kopalni Pniówek. Kolejny dramat górniczych rodzin, w Zofiówce, mocno ich poruszył.
- Każdy przeżywa to na swój sposób. My też. Ale nie chcę nawet myśleć, co czują teraz rodziny tych poszukiwanych i oni sami, bo przecież wciąż wierzymy, że oni żyją - mówi nam pan Józef, który w przeszłości pracował na kopalni. Na dole, w kopalni Jastrzębie - obecnie Jas-Mos był w miejscu, gdzie zginęło kilku jego kolegów po fachu. - Tego się nie da opisać - przyznaje.
Chwilę później pojawia się grupa osób. Nie znają się, ale wszyscy przyszli w tym samym celu: zapalić znicz i w chwili zadumy oraz krótkiej modlitwy oddać cześć tym, którzy spod ziemi już nie wyjadą.
