ZOBACZ KONIECZNIE:
Morderstwo w Godziszce. Radosław W. zatrzymany przez policję [WIDEO]
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Morderstwo w Godziszce: Zabójca rodziców został przesłuchany
[AKTUALIZACJA GODZ. 14.50]
Do tragedii doszło w jednym z domów przy ulicy Karkonoskiej. To krótka, niedługa uliczka, z której rozciąga się widok na panoramę Beskidów.
Rodzina W. mieszkała w białej, dwupiętrowej willi (na piętrze córka z dwójką dzieci w wieku 9 i 13 lat, która uciekła na podwórze), a na parterze mieszkał 30-letni Radosław W. ze swoimi rodzicami - Danutą i Tadeuszem W. Wielu godziszkan znało rodzinę W., bo Danuta sprzedawała w sklepie w Godziszce. Jej mąż był na emeryturze. Sąsiedzi opowiadają, że to była zwykła, normalna, spokojna rodzina.
- Byłem z sąsiadami na "Dzień dobry" i "Cześć". Zwykła, normalna rodzina. Nigdy tu nie przyjeżdżała policja. Mieszkam tu już 14 lat, ale ich syna praktycznie nie widywałem, dopiero w ubiegłym roku go przy domu widziałem jak dobudowywali garaż - opowiada sąsiad Mieczysław Kowalczyk.
Sąsiadka z naprzeciwka: - Nawet nie słyszałam jak ich córka wołała za pomocą, bo miałam telewizor włączony, dopiero mój syn wyleciał i krzyczy: "Mamo tam się chyba coś stało". Kiedy dowiedziałam się co zrobił, to przeżyłam szok - wspomina mieszkanka ul. Karkonoskiej i oddaje, że z tego co się orientuje to kiedyś Radosław W. pracował na pół etatu w jakiej instytucji kultury w Buczkowicach. Ostatnio jednak pomagał mamie sprzedawać w sklepie, bo miała złamaną nogę (jeszcze wczoraj był widziany za ladą). - Kawaler, mieszkał z rodzicami. Nie wiem czy się kłócili, bo tam nie bywałam, ale z zewnątrz to wszystko normalnie wyglądało - podkreśla mieszkanka Karkonoskiej.
- Rodzina w porządku, chłopak też. Z moim synem do podstawówki chodził. Normalny, spokojny. Później do technikum poszedł. Mało był widoczny wokół domu. Nie wiem co mu strzeliło do głowy - dodaje sąsiad Józef Moczek. I wspomina, że o tragedii dowiedział się bardzo późno. - Policja już tam była, wszystko było obstawione. Kiedy dowiedziałem się co się stało to przeżyłem szok. Co za tragedia...
Nieoficjalnie mówi się, że 30-latek miał problemy z narkotykami i leczył się psychiatrycznie.
Elwira Jurasz wyjaśniła, że trwają ustalenia czy mężczyzna był pijany.
[AKTUALIZACJA GODZ. 11.15]
Do tragedii doszło w podbielskiej wsi Godziszka. Ze wstępnych ustaleń wynika, że siostra podejrzanego zadzwoniła na około 22.00 na telefon alarmowy, że jej 30-letni brat się awanturuje. Z dziećmi uciekła z domu i schroniła się na podwórku.
Na miejsce przybyli policjanci ze Szczyrku. W domu znaleźli zwłoki 58-letniej kobiety i o rok starszego mężczyzny. Zginęli od uderzeń siekierą. Na podwórzu zastali 30-latka, który siekierą próbował sobie odciąć lewą dłoń. Mężczyzna został zatrzymany. Trafił do szpitala.
Elwira Jurasz wyjaśniła, że trwają ustalenia czy mężczyzna był pijany.
Na miejscu tragedii pracują bielscy policjanci i prokuratorzy.
KLIKNIJ I PRZEJDŹ DO GŁOSOWANIA NA:
WYDARZENIE ROKU 2013 W WOJEWÓDZTWIE ŚLĄSKIM
*Głośni Ludzie 2013 Roku woj. śląskiego [ODDAJ GŁOS W PLEBISCYCIE]
*Abonament RTV 2014 [OPŁATY, TERMINY, ULGI]
*Najpiękniejsze kolędy [TEKSTY + MUZYKA] Która najlepsza? ZAGŁOSUJ
*Najlepsze piosenki świąteczne na Boże Narodzenie PLAYLISTA