FLESZ - Zobacz, jak rozprzestrzeniała się epidemia w Polsce
"Istnieją coraz mocniejsze przesłanki do twierdzenia, że przeprowadzenie powszechnego głosowania w czasach pandemii wiąże się z ryzykiem wzrostu tempa zachorowań" - czytamy we wstępie analizy dr. Jarosława Flisa, socjologa z UJ oraz dr. Kamila Marcinkiewicz z Uniwersytetu Hamburskiego wykonanej dla Fundacji Batorego.
Wybory w Bawarii i wzrost zachorowań
Jarosław Flis wskazuje, że krzywa zachorowań po I turze bawarskich wyborów (15 marca) ujawniła znaczącą różnicę we wzroście zachorowań i zgonów z powodu Covid-19. Na skutki głosowania korespondencyjnego trzeba poczekać do ok. dwóch tygodni od II tury (odbyła się 29 marca). Niemniej socjolog zwraca uwagę, że już w I turze były gminy, gdzie liczba głosów korespondencyjnych sięgała 70 proc. Niemcy mają wieloletnią tradycję głosowania korespondencyjnego i są lepiej do tego przygotowani.
- I tura na pewno doprowadziła do wzrostu zachorowań i śmiertelności. Ok. 100 osób przypłaciło to życiem – mówi nam Jarosław Flis. Przed I turą Bawaria znajdowała się pod względem liczby zachorowań na milion mieszkańców na czwartym miejscu, w porównaniu z innymi niemieckimi landami. Wyższe wskaźniki miał Hamburg, Badenia-Wirtembergia i Nadrenia Północna-Westfalia, a nieznacznie niższy poziom zachorowań Nadrenia-Palatynat.

W kolejnych dwóch tygodniach po I turze wzrost liczby zachorowań wyraźnie przyspiesza. Od 1 kwietnia Bawaria ma największą ze wszystkich landów skumulowaną liczbę przypadków na milion mieszkańców. Wyprzedziła Hamburg, gdzie w dniu wyborów liczba zachorowań była prawie dwukrotnie wyższa, a także Badenię-Wirtembergię, która jest szczególnie dotknięta przez kryzys w związku z sąsiedztwem francuskiej Alzacji-Lotaryngii i Luksemburga.
Do I tury wyborów w Bawarii w Niemczech zgłoszono 7046 przypadków zakażenia koronawirusem. Z nich 1139 przypadło na Bawarię. W ciągu kolejnych 10 dni w Bawarii przybyło 6851 przypadków, zaś w reszcie kraju 22574.
"Kwestia ewentualnego związku pomiędzy nadzwyczaj szybkim wzrostem liczby zakażeń koronawirusem w Bawarii i przeprowadzonymi 15 marca wyborami komunalnymi nie była dotychczas dyskutowana w niemieckich mediach. Jednak pokazane na wykresie zjawisko trudno uznać za zachętę do przeprowadzenia wyborów w Polsce 10 maja" - czytamy w analizie dr. Flisa.
Zdaniem socjologa UJ, wybory w Bawarii są przestrogą przed majowymi wyborami w Polsce. - Niemcy wybory korespondencyjne mają przećwiczone od 50 lat. Od wielu lat każdy wyborca ma przysyłany pakiet informacyjny. Gdy w II turze zdecydowano się na wybory korespondencyjne, wystarczyło zastąpić pakiet informacyjny kartą do głosowania – zaznacza dr Flis.
Polska bez doświadczenia w wyborach korespondencyjnych
Polska takich doświadczeń nie ma, nawet na poziomie województwa, a co dopiero całego kraju. - W Niemczech wybory korespondencyjne są rozłożone na 2 tygodnie, w tym czasie pobiera się pakiety wyborcze. U nas będą wybory uliczne, bo będzie trzeba udać się z głosem do skrzynki pocztowej, a tych jest mniej w Polsce niż komisji wyborczych. To jest nierealne, przecież skrzynka jest mniejsza od urny wyborczej. Nie wiemy, jaka będzie logistyka. Może się mylę i nie doceniam skali przygotowania, ale moim zdaniem to nie do przeskoczenia – uważa dr Flis.
Zwraca przy tym uwagę na jeszcze jeden aspekt. W Monachium (stolica Bawarii), które jest dwa razy większe od Krakowa, głosy korespondencyjne liczyło 5000 osób. W Krakowie, według ustawy o wyborach korespondencyjnych, takich osób będzie 45.
"Porównując zatem wyjątkowe bawarskie wybory z nadchodzącymi polskimi wyborami prezydenckimi, konieczne jest dostrzeżenie istotnych różnic. Inne były doświadczenia – zarówno co do samego głosowania, jak i rozsyłania korespondencji związanej z wyborami. Inna była skala podejmowanego wyzwania" - czytamy w analizie dla Fundacji Batorego.
Kraków. Ogromne przedświąteczne kolejki do sklepów, przed po...
Przypomnijmy. Zgodnie z przyjętą w poniedziałek późnym wieczorem ustawą autorstwa Prawa i Sprawiedliwości wybory prezydenckie będą się mogły odbyć tylko drogą korespondencyjną. Zdaniem ekipy rządzącej to jedyna bezpieczna opcja na przeprowadzenie wyborów w dobie epidemii koronawirusa.
Wszyscy uprawnieni wyborcy, czyli ok. 30 mln osób, otrzymają do swoich skrzynek od Poczty Polskiej specjalne pakiety wyborcze (na adres zameldowania). W dzień wyborów, od godziny 6 do 20, będą musieli oddać głos na karcie wyborczej, włożyć ją do koperty i zakleić, następnie wypełnić oświadczenie (imię, nazwisko, PESEL), oba dokumenty włożyć do koperty i zakleić.
Z takim pakunkiem należy udać się do specjalnej skrzynki nadawczej. Stamtąd oddane głosy trafią do obwodowej komisji wyborczej (jednej na całą gminę, poza Warszawą), gdzie jej członkowie zweryfikują oświadczenie, a głos w kopercie wrzucą do urny.
