Spis treści
Na jesieni 2021 roku Władimir Putin powiedział, że ma prawo ponownie ubiegać się o urząd prezydenta Rosji, ale nie podjął jeszcze decyzji, czy to zrobi. Prezydent zaznaczył wówczas, że posiadanie tego prawa, jego zdaniem, już ustabilizowałoby krajową sytuację polityczną, ale "jest jeszcze przedwczesne, by mówić, kto i co jest planowane w 2024 roku".
Putin jak Iwan Groźny?
Przyjęte w 2020 roku poprawki do konstytucji zresetowały kadencje prezydenckie Putina i dały mu możliwość kandydowania w wyborach nie tylko w 2024 roku, ale też w 2030 roku. Teoretycznie więc może on rządzić (o wolności wyborów trudno mówić, wynik jest znany z góry) aż do 2036 roku. Miałby wtedy… 84 lata. To by dało mu miejsce w ścisłej czołówce najdłużej rządzących Rosją władców. W sumie 32 lata, a jak dodać kadencję Miedwiediewa (2008-2012), gdy to i tak realnie panował Putin, to nawet 36 lat.
Sam Putin nie zadeklarował jeszcze, czy będzie kandydował. Wszystko wskazuje jednak na to, że tak będzie. Pytanie nie brzmi więc „czy”, ale raczej z jakimi hasłami Putin pójdzie po reelekcję?. Według dziennikarzy „Kommiersanta”, kluczem ma być temat jedności. Co nie dziwi w sytuacji wojny i konfrontacji Rosji ze światem zewnętrznym.
Kreml zamierza przetestować różne technologie na rok 2024 w wyborach regionalnych jesienią 2023 roku. Rozmówcy „Kommiersanta” mówią, że uwaga strategów wyborczych skupi się na nowej warstwie społecznej: weteranach wojny z Ukrainą i ich rodzinach. Można się zastanawiać, czy hojnie wypłacając różnego rodzaju socjalne wypłaty tym ludziom, Kreml już nie buduje przyszłego fundamentu reżimu.
Swego czasu Iwan IV Groźny oparł się na oprycznikach, może Putin oprze się na ludziach zaangażowanych w wojnę, ale też z tej racji faworyzowanych (i nie chodzi tylko o wojskowych, ale też choćby biznesmenów, dziennikarzy i inne kategorie zaangażowane we wspieranie wojny). „Wiedomosti” jeszcze w grudniu pisały, że Jedna Rosja (partia rządząca) planuje wystawiać w wyborach wszystkich szczebli jako kandydatów uczestników wojny z Ukrainą. Podobnie chcą zrobić „opozycyjni” komuniści, LDPR (partia nieżyjącego już Żyrinowskiego) i Sprawiedliwa Rosja.
Zadanie dla gubernatorów
Niezależny portal Wiorstka donosi, że Kreml "przeszedł do nowej fazy przygotowań do wyborów prezydenckich w 2024 roku". W szczególności władze regionalne otrzymały polecenie przygotowania się do kampanii. Ich szefowie otrzymali już zalecenia, by sporządzili listy najważniejszych dla mieszkańców problemów społecznych, które będą musieli rozwiązać w ciągu najbliższych miesięcy, a także by "ocenili nastroje w sieciach społecznych i podjęli działania zmierzające do ich poprawy".
Władze regionów mają zadbać o to, by do wiosny 2024 roku ich lokalne problemy były rozwiązane lub zamiecione pod dywan tak, by nie wpływały negatywnie na notowania władz federalnych, z prezydentem na czele. Szczególną uwagę podczas przygotowań do takich kampanii zwraca się na problemy społeczne. Sztab zbudowany na Kremlu przez Kirijenkę będzie studiował listy i plany dla każdego regionu. O jakie problemy chodzi? Choćby o brak kadry lekarskiej na Dalekim Wschodzie czy problemy z zaopatrzeniem w wodę na południu Rosji.
Kreml polecił też szefom rosyjskich regionów, by przed wrześniowymi wyborami regionalnymi udali się do strefy wojny z Ukrainą i pokazali medialnie w kontekście wojny. Wybory mają się też odbyć w czterech anektowanych przez Rosję obwodach Ukrainy: donieckim, ługańskim, zaporoskim i chersońskim.
Portal Wiorstka zwrócił uwagę, że na 20 gubernatorów, których czekają wybory, już ośmiu w ub.r. złożyło wizytę w strefie przyfrontowej. Siedmiu w grudniu. Jak choćby mer Moskwy Siergiej Sobjanin, który pokazał się w okopach 2 grudnia. W strefę wojny wybrali się też szefowie obwodów samarskiego, iwanowskiego, amurskiego, orłowskiego, jak też szefowie Jamało-Nienieckiego Okręgu Autonomicznego i Kraju Primorskiego.
Udział w wojnie ma być główną dźwignią politycznych karier. Dlatego na front w charakterze ochotnika pojechał niejaki Siergiej Sokoł. Deputowany Jednej Rosji w Dumie FR chce na jesieni walczyć o stanowisko przywódcy Chakasji.
Długa kampania prezydencka
Ostatnie wybory regionalne przed kampanią prezydencką zaplanowane są na wrzesień 2023 roku i będą dotyczyć dość dużej liczby terytoriów. Oznacza to, że będzie można przetestować zarówno pomysły technologiczne, jak i merytoryczne, które mogłyby znaleźć zastosowanie w 2024 roku. W tym roku w co najmniej 20 regionach odbędą się bezpośrednie wybory gubernatorskie, a w 16 regionach wybory do zgromadzeń ustawodawczych.
Kolejne wybory prezydenckie mają odbyć się 17 marca 2024 roku, a kampania wyborcza rozpocznie się po ich oficjalnym wyznaczeniu przez Radę Federacji w grudniu 2023 roku, czyli za niecały rok. Dziennik „Wiedomosti” donosi, że na przełomie stycznia i lutego w obwodzie moskiewskim odbędą się specjalne seminaria dla zastępców gubernatorów ds. polityki wewnętrznej, które m.in. mogą poruszyć temat wyborów prezydenckich.
Kluczową postacią przygotowań do wyborów – i tych w 2024 roku i tych w 2023 – będzie oczywiście odpowiedzialny za politykę krajową wiceszef administracji kremlowskiej Siergiej Kirijenko. Być może te kampanie mogą się okazać decydujące dla jego przyszłości, a dokładniej uzyskania namaszczenia na następcę Putina. Jest o 10 lat młodszy, był kiedyś premierem Rosji, od sześciu lat jest zastępcą szefa administracji prezydenckiej, a realnie numerem 1 na Kremlu.
Kirijenko ma w garści wszystkich szefów regionów, dostał też polecenie budowy administracji cywilnej na okupowanych ziemiach Ukrainy, anektowanych na jesieni 2022. Póki co, jego zadaniem będzie przygotowanie i realizacja wyborów tak, jak chce Putin. Ale kto wie, jak długo Putin po 2024 roku porządzi? Dlatego obecne kampanie można traktować jako przygotowanie sobie przez Kirijenkę dobrej pozycji startowej w wyścigu o sukcesję.
Wiadomo, kto wygra wybory w Rosji. Ale z jakim wynikiem?
Wybory odbędą się w kontekście specjalnej operacji wojskowej, sankcji i eskalacji w stosunkach międzynarodowych. Do tej pory nie ustalono ostatecznie uczestników wyborów prezydenckich. Putin się nie określił, ale kampania jest pisana pod niego. Oczywiście musi mieć jakichś rywali. Zwykle byli to liderzy partii „systemowej opozycji” Żyrinowski, Ziuganow, Mironow, plus ktoś „pozasystemowy”, taki niby kojarzony z „liberalną centroprawicą”. Cóż, tym razem zabraknie Żyrinowskiego (bo nie żyje), ale zastąpi go nowy lider LDPR Leonid Słuckij. Mironow z eserów nie zawiedzie. Z komunistami nie wiadomo jak będzie. Ziuganow może z powodu kłopotów zdrowotnych nie wystartować i zastąpi go wtedy inny komunista (np. Jurij Afonin).
Bardziej od nazwisk „rywali” Putina intrygują oczekiwania wyborcze, jakie postawi Kreml. W 2018 roku słynny był układ „70-70”, czyli od każdego regionu oczekiwano, że na Putina padnie co najmniej 70 proc. głosów przy frekwencji co najmniej 70 proc. Teraz zapewne te liczby będą jeszcze wyższe. Wszak toczy się wojna, musi być jedność narodu wokół Przywódcy.

lena