Poniedziałek, 31 sierpnia 2020, tuż po godzinie 12. Białostockimi Dziesięcinami, Antoniukiem Fabrycznym i Wysokim Stoczkiem wstrząsnęła eksplozja. Na miejsce natychmiast przyjechało mnóstwo służb: straż pożarna, pogotowie ratunkowe, policja, pogotowie energetyczne i gazowe. W pierwszych minutach nikt nie miał pojęcia, co się wydarzyło. Wydawało się, że to wybuch gazu. Ale prawda okazała się być dużo bardziej okrutna.
Śledczy jeszcze nie ustalili pewnego ciągu zdarzeń, ale na tę chwilę wiadomo, że śmierć czterech osób była wynikiem rodzinnego konfliktu. Kolejne ustalenia służb są coraz bardziej szokujące: rany cięte i kłute na ciałach kobiet, pętla wisielcza na szyi mężczyzny. Ciążył na nim zarzut znęcania się nad bliskimi. Wszystko wskazuje na to, że zanim 47-latek popełnił samobójstwo, zabił swoich bliskich i odkręcił gaz.
Zobacz też naszą relację ze zdjęciami bezpośrednio po tragedii: Wybuch gazu w Białymstoku. Cztery osoby nie żyją. Mężczyzna zabił rodzinę i się powiesił. To rozszerzone samobójstwo
Wybuch gazu w Białymstoku. Cztery osoby nie żyją. Mężczyzna ...
Możliwe jest także, że to nie gaz był przyczyną wybuchu. Mogła to być też substancja przyniesiona przez mężczyznę. To jednak będą wyjaśniali biegli.
Znicze przed domem na Kasztanowej
Od chwili tragedii na Dziesięcinach, przed domem, po drugiej stronie ulicy, ludzie zapalają znicze. Sam dom został zabezpieczony przed postronnymi płytami paździerzowymi. Jednak na podwórku panuje niemal taki sam bałagan, jak chwilę po eksplozji. Na ogrodzeniu pojawiły się tabliczki, że dom jest przeznaczony do rozbiórki.
Czytaj więcej na ten temat: Nikt nie słyszał krzyków. Przed eksplozją w domu mogło dojść do mordu
