Mały Junior podąża śladami ojca
Nsangou podąża śladami ojca i tak samo aspiruje do bycia profesjonalnym piłkarzem. 17-latek urodził się we wrześniu w 2005 roku, czyli tuż przed tym, gdy jego ojciec przechodził z ukraińskiego Spartaka Sumy do Podbeskidzia Bielsko-Biała. Tam też poznał swoją obecną małżonkę - Dorotę. W Polsce grał przez pięć lat, po odejściu z Podbeskidzia tułał się po niższych ligach. Jednocześnie miłość do naszego kraju nieustannie rosła.
Syn przyszedł na świat w Duali i przez pierwsze miesiące ojciec mógł go odwiedzać jedynie co kilka miesięcy. Mały Junior przez dłuższy czas musiał sam rozwijać swoje umiejętności grając na ulicy. Chciał być kiedyś jak ojciec, a nawet lepszy.
- Tak wyrastają utalentowani zawodnicy, bo nikt nie mówi im, jak mają grać w wieku ośmiu lat. Street football uczy najlepiej, co pokazuje przykład Brazylijczyków bądź Argentyńczyków. Sam starałem się stworzyć swoim dzieciom możliwość codziennego grania w piłkę, czego brakuje w Europie" - powiedział w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" ojciec Nsangou, Alirou.
Po przeprowadzce do Anglii błyskawicznie poznali się na jego talencie w Blackburn Rovers
W 2011 roku, gdy jego rodzina przeprowadzała się do Anglii, 9-letni wówczas piłkarz dołączył do nich. Znów mogli być wszyscy razem. Tym razem na stałe. Jego talent do gry w piłkę szybko został zauważony przez skautów Blackburn Rovers. W klubie z Blackburn jest nieprzerwanie od ośmiu lat i w ostatnim sezonie udało mu się zdobyć dziewięć bramek na poziomie juniorskiej Premier League.
Czujność i szybka interwencja ojca w PZPN w sprawie polskiego paszportu sprawiły, że 17-latek błyskawicznie dostał powołanie od selekcjonera Marcina Brosza do kadry "Biało-Czerwonych".
- Samo powołanie na mistrzostwa Europy Junior przyjął ze spokojem. Bardziej emocjonalnie zareagował, kiedy otrzymał polskie obywatelstwo, bo wcześniej z wielu powodów formalnych nie odwiedził Polski. Już w październiku zeszłego roku do Anglii przyleciał Marcin Brosz. Trener osobiście zobaczył w akcji Juniora, a ten odwdzięczył mu się golem w starciu z Manchesterem United - dodał ojciec w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Debiut w reprezentacji? Słodko-gorzki, bo Polacy mimo zwycięstwa to nie zachwycili
Najważniejsze co zapamiętamy z tego meczu to jedynie fakt, że zdobyliśmy tak bardzo potrzebne trzy punkty w kontekście wyjścia z grupy. Choć i do tego droga jeszcze długa. Polacy muszą w ostatnim meczu z Włochami wygrać, aby myśleć o następnej fazie turnieju.
Mecz z Maltą Biało-Czerwoni zaczęli najgorzej jak się da. Od osłabienia w 21. minucie, gdy z boiska wyleciał Wiktor Matyjewicz, który po drugiej żółtej kartce obejrzał czerwoną. Przez resztę spotkania orły Marcina Brosza musiały sobie radzić w dziesiątkę. Gdyby Malta lepiej ustawiła celowniki to śmiało mogłaby schodzić na przerwę z zaliczką. Nie wykorzystane okazje się mszczą o czym dobitnie ekipa gospodarzy turnieju przekonała się po przerwie, najpierw bramkę zdobył pomocnik Legii Warszawa Igor Strzałek, a potem "kropkę nad i" postawił pomocnik Zagłębia Lubin - Tomasz Pieńko.
W niedzielę mecz, który przesądzi o awansie do półfinału turnieju rozgrywanego na Malcie. O godzinie 18:00 zagramy z reprezentacją Włoch. Nasi najbliżsi rywale ulegli w czwartkowym spotkaniu Portugalii 1:5, przez większą część meczu tak samo jak Biało-Czerwoni grali w osłabieniu po czerwonej kartce.
Tabela grupy A po dwóch pierwszych meczach:
- 1. Portugalia - 6 punktów, bramki: 7-1
- 2. Włochy - 3 punkty, bramki: 5-5
- 3. Polska - 3 punkty, bramki: 2-2
- 4. Malta - 0 punktów, bramki 0-6
REPREZENTACJA w GOL24
