Zobacz wideo: CBŚP rozbiła grupę przestępczą w regionie

Małgorzata K. przyznaje się do zarzucanego jej czynu, czyli wyprowadzenia około 500 tys. zł z kasy zapomogowo-pożyczkowej firmy Inofama S.A. W Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy, gdzie trwa proces dotyczący tych wyłudzeń, zeznawali kolejni świadkowie. Już jednak w lipcu na sali rozpraw mają pojawić się członkowie firmowej komisji rewizyjnej. Ich zeznania mogą okazać się kluczowe w sprawie. Proces będzie kontynuowany od 27 lipca.
To Cię może też zainteresować
K. to była pracownica spółki, nadzorowała pracę działu księgowości, zasiadała w radzie nadzorczej i zajmowała się zakładową kasą zapomogowo-pożyczkową. Prokuratura oskarża K. o to, że przywłaszczała pieniądze z kasy zapomogowej w latach 2007-2020. Oskarżona w czwartek w sądzie oświadczyła, że przyznaje się do tego czynu i jest gotowa poddać się karze w wymiarze roku pozbawienia wolności. Przychyliła się do wniosku, który w jej imieniu złożył obrońca, mec. Artur Brzuszkiewicz. Adwokat zaznaczył, że chodzi o wyrok z warunkowym zawieszeniem jego wykonania na czteroletni okres próby. Ponadto K. miałaby w całości naprawić szkodę oraz zapłacić wysoką grzywnę.
Prokurator nie zgłosił sprzeciwu wobec tego wniosku. Z kolei pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego, jednej z byłych pracownic firmy, która utraciła 9 tys. zł, był przeciwny.
- Oskarżona uczyniła z tego procederu swoje stałe źródło dochodu. Zarzucane jej czyny miały miejsce przez wiele lat - zaznaczał prawnik.
Inny pracownik firmy, wobec którego K. również ma dług sięgający powyżej 9 tys. zł, zaznaczył że w jego przekonaniu kara powinna być surowsza. - Taki wyrok byłby dla mnie śmieszny. To powinny być przynajmniej trzy lata więzienia.
Mówiła o problemach
K. odmówiła składania wyjaśnień w sprawie, zgodziła się odpowiadać tylko na pytania swojego obrońcy. Powiedziała, że w 2006 roku po ciężkiej chorobie zmarł jej mąż. - Wcześniej potrzebowałam pieniędzy na jego leczenie. Pomagałam też moim dzieciom, które studiowały. Szukałam dodatkowych środków. Byłam zmuszana zaciągać pożyczki, kredyty. W pewnym momencie nie byłam w stanie już ich spłacać - mówiła K.
Dodała, że dzieci były na jej utrzymaniu do 2010 roku. Dwa lata wcześniej jej córka wzięła ślub i razem z zięciem zamieszkali u niej. Kiedy zięć "poszedł do wojska", musiała dalej pomagać córce oraz wnukowi, który w tym czasie przyszedł na świat.
K. mówi, że długi ma do dzisiaj. Oprócz kwoty, która jest przedmiotem procesu sądowego. Zaznaczyła również, że wobec kilku osób pokrzywdzonych, pracowników i członków firmowej kasy zapomogowo-pożyczkowej zrobiła już kilka przelewów.
Pracownik, który występuje w sprawie w roli świadka, na wcześniejszej rozprawie zeznawał: - W kasie zapomogowo-pożyczkowej w firmie byłem przez dwadzieścia lat. Zaciągałem pożyczkę, a kiedy ją oddawałem, brałem kolejną. Zasada była taka, że można było pobrać pożyczkę do dwukrotności swoich wkładów. Jakieś półtora roku przed tym, kiedy ta sprawa wyszła na jaw, wystąpiłem o kolejna pożyczkę. Po pół roku czekania, wreszcie powiedziałem K., że zgłoszę dyrekcji, iż jest problem z jej udzieleniem. Po dwóch dniach miałem pieniądze na koncie.
Wtedy już - jak wynika z jego zeznań - w firmie było wiadomo, że jest "jakiś problem" z pożyczkami. Zmniejszono ich maksymalną wysokość z 7,5 do 5,5 tys. zł. - Przyszło pismo od związku zawodowego, który nadzorował kasę, że brakuje pieniędzy - mówił świadek.
Z kolei jedna z pokrzywdzonych dodała: - Mówiło się, że może wkłady są za niskie. Nie wiadomo było, z czego wynikają te braki.
W końcu Małgorzata K. sama zgłosiła się do dyrekcji firmy i przyznała do swoich czynów. Wtedy sprawa trafiła do prokuratury. Obecnie, jak deklaruje, otrzymuje emeryturę w wysokości 3,2 tys. zł brutto.