FLESZ - Ukraina w ruinie. Straty liczone w miliardach

Mózgiem całej charytatywnej operacji policjantów z Irlandii jest detektyw Ken McGreevy. Opowiada jak zrodziła się ta inicjatywa.
- Oglądałem w telewizji informacje z Ukrainy i wstrząsnął mną widok zniszczonego szpitala, o którego bombardowaniu opowiadała ciężarna kobieta przebywająca w tej lecznicy w chwilach największej grozy. Pomyślałem, że jakoś trzeba pomóc tym ofiarom wojny. Postanowiłem skrzyknąć, raczej zmobilizować, znajomych. O zamiarze pomagania rozmawiałem w rodzinie. Wtedy moja córka ANY spontanicznie sięgnęła do swojego plecaka, dała mi małą paczkę opatrunków na zranienia i oznajmiła, że otwiera listę darczyńców.

Mówi irlandzki policjant pochodzący z Polski Damian Crummey, skarbik Irlandzkiej Sekcji IPA
Autor: Stanisław Śmierciak
Jestem policjantem więc pierwszymi, do których zwróciłem się z apelem byli mundurowi. Tak jak ja członkowie naszej lokalnej sekcji Międzynarodowej Organizacji Policji (IPA). Z malej iskry dobroci szybko rozpaliła się powszechna żarliwość serc. Otworzyły się także portfele wielu osób oraz magazyny różnych firm. Co jest najbardziej potrzebne konsultowałem z Ambasadą Ukrainy.
Mamy trzy duże agregaty prądotwórcze dla szpitali. Mnóstwo bardzo silnych, stosowanych tylko w szpitalach, leków uśmierzających ból oraz specjalistycznych środków opatrunkowych. Do tego niemało sprzętu medycznego i wszystkiego tego co może się przydać w służbie zdrowia. Zwłaszcza pracującej w warunkach wojny.
Startując z akcją pomocy dla ludzi na Ukrainie nie przypuszczałem, że tak szybko pozyskamy tak dużo. W pewnym momencie niemiałem pojęcia jak to wszystko dostarczyć do bardzo odległego od nas kraju. Idąc do służby zobaczyłem, że na policyjnym parkingu stoi sporo busów, które nie są obecnie wykorzystywane do naszych działań. Zwróciłem się do komendanta głównego o użyczenie pojazdów na wyprawę w ramach akcji zorganizowanej przez IPA. Dał zgodę na dziesięć busów i małą ciężarówkę, a także paliwo do tych aut na całą trasę. Właśnie jedziemy. W każdym aucie jest dwoje kierowców. Mamy nawet wyposażenie serwisowe dla naszej kawalkady.
Ambasada Ukrainy w Irlandii wskazała jako miejsce docelowe policyjnych darów południowe rejony walczącego kraju i podała najbezpieczniejszą trasę na obszarze Ukrainy. Najbezpieczniejszą, czyli najkrótszą w tym państwie. Dlatego wjeżdżamy tam ze Słowacji.
Granicę polsko słowacką irlandzka kolumna wozów z darami od policjantów miała przekroczyć przejściem Muszynka / Kurov. Jednak na Sądecczyźnie jedno z aut uszkodziło oponę w przednim kole. Konieczna była nie naprawa lecz wymiana.
Wspierający przejazd z ramienia lokalnej sekcji IPA inspektor Henryk Koział, który nie tylko był kiedyś komendantem policji w Nowym Sączu, ale w swym życiorysie ma też 10 lat udziału w misjach pokojowych ONZ na Bałkanach, zdecydował zatrzymać transport. W piątek wieczór Irlandczycy zostali zakwaterowani w nad Jeziorem Rożnowskim w hotelu znanego przedsiębiorcy branży przewozów międzynarodowych Piotra Litwińskiego. Logistycy firmy Litwiński w miejscowości Tęgoborze szybko sprowadzili nietypowe ogumienie, a mechanicy zrobili co trzeba. W sobotę rano konwój ruszył ku Ukrainie.
Kiedy w sobotę rano Irlandzcy policjanci byli już w Nowym Sączu i drogą krajową nr 75 kierowali się do przejścia granicznego na Słowację Muszynka / Kurov, okazało się, że drogę w Muszynce zablokował tragiczny wypadek słowackiego busa. Tam jedna osoba straciła życie a trzy zostały ranne. Służby ratownicze Polski i Słowacji na wiele godzin zablokowały szlak. Sądeccy policjanci wzięli kolegów na krótką wizytę w komendzie. Pierwszy zastępca komendanta miejskiego młodszy inspektor Adam Bukański i naczelnik Wydziału Prewencji nadkomisarz Waldemar Górowski pokazali gościom gdzie i jak pracują sądeccy mundurowi, a inspektor Henryk Koział obdarował Irlandczyków pamiątkami od sadeckiej sekcji IPA.
Ten półgodzinny czas przerwy w podróży pozwolił na zmodyfikowanie marszruty Irlandczyków ku Ukrainie tak, by uwzględnić ograniczenia w przekraczaniu granicy przez ciężarówki. Sadeccy policjanci podjęli pilotowanie swoich kolegów do odległego o niemal sto kilometrów przejścia granicznego na Słowację w Koniecznej. Słowacka policja niestety nie była przygotowana, by właśnie tam przejąć prowadzenie kolumny aut podążających na wschód. Irlandczykom pozostała jazda poza Polską jako normalnym użytkownikom dróg. Przynajmniej w początkowej fazie przemierzania Słowacji.