Czteromiesięczny Gabriel został skierowany do szpitala. U maleństwa zdiagnozowano zapalenie płuc. Chłopiec został przyjęty w sobotę, 11 kwietnia, na VIII oddział pediatryczny w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym nr 4 w Łodzi przy ulicy Spornej.
- Od razu zaczęły się problemy, bo chcieliśmy zostać z dzieckiem w szpitalu. Okazało się, że nie ma żadnego wolnego łóżka, na którym mogłaby spać obok syna moja żona - mówi Sebastian Spychała.
W tej sytuacji ojciec Gabrysia kupił łóżko i zawiózł do szpitala. Mama chłopca, Dominika Milczarek-Spychała, została z dzieckiem. Kobieta przez kilka dni w ogóle nie wychodziła z budynku szpitala.
Rodzice bardzo obawiali się o zdrowie chłopca, bo z rozmów z personelem szpitala dowiedzieli się, że na oddziale przebywa troje dzieci z zakażeniem rotawirusowym, które mogłoby zagrażać ich synowi.
Tak się na szczęście nie stało, ale... W czwartek późnym popołudniem objawy zakażenia rotawirusowego wystąpiły u mamy noworodka. Kobieta dostała biegunki i ostrych wymiotów. - Poinformowałam od razu o tym pielęgniarkę i poprosiłam o pomoc lekarską - mówi Dominika Milcza-rek-Spychała.
Pielęgniarka podała przeciwobjawowo smectę i przekazała kobiecie informację, że żaden lekarz do niej nie przyjdzie, bo to oddział dziecięcy i przepisy na to nie pozwalają.
- Usłyszałam, że najlepiej by było, gdybym wyszła za bramę i przewróciła się. Wtedy wezwaliby pogotowie - mówi mama Gabrysia.
Kobieta poinformowała o wszystkim męża. Do szpitala przyjechali dziadkowie chłopca, którzy zostali przy jego łóżku. Natomiast panią Dominikę szwagier zabrał do innego lekarza.
- Małżonka była totalnie odwodniona. Zaczynała majaczyć - twierdzi Sebastian Spychała.
Lekarz w przychodni przy Kopcińskiego potwierdził, że wszystkie objawy wskazują na zakażenie rotawirusowe. Zabronił też matce powrotu do szpitala, zanim nie wyzdrowieje.
Tymczasem Sebastian Spychała w piątek poszedł do szpitala na rozmowę z dyrekcją. - Czekała na mnie pani ordynator Aneta Krogulska - mówi tata Gabrysia. - Pani docent próbowała mnie przekonać, że na oddziale w ostatnim czasie nie było żadnego dziecka ze zdiagnozowanym zakażeniem rotawirusami. To ciekawe, jeśli się weźmie pod uwagę porządki, jakie przeprowadzono w sali - dodaje mężczyzna.
W sali, gdzie wcześniej przebywały chore dzieci z zakażeniem rotawirusowym, zrobiono dezynfekcję. - Szczelnie zamknięto boks. Nawet szpary w drzwiach uszczelniono jakimś materiałem - twierdzi Spychała.
Szpital nie komentuje tej sytuacji. - Nie wiem, czy tak było, ale sprawdzę, czy doszło do takiej sytuacji. Jeśli się to potwierdzi, to jest to absolutnie nie do przyjęcia. Myślę, że pielęgniarka takich słów o leżeniu za bramą nie użyła - mówi profesor dr hab. Jerzy Stańczyk, dyrektor naczelny szpitala.