Pięć lat temu, pół roku po rozwodzie z mężem pomyślałam, co mi szkodzi!, i zalogowałam się jako "Ewa chce spać"- opowiada Ewa, 35-letnia urzędniczka. - Napisałam, że lubię czeskie kino, Arethę Franklin, kuchnię włoską i szukam kogoś, z kim mogłabym spacerować i gotować. Już pierwszego dnia dostałam kilka listów i włosy zjeżyły mi się na głowie.
Błędy ortograficzne, obleśne propozycje, pytania, ile zarabiam. Ale było też kilka fajnych listów. Po miesiącu okazało się, że codziennie sprawdzałam, czy napisał Wojtek, informatyk, którego pasją było żeglarstwo i kino. Pisaliśmy do siebie codziennie. O ulubionych filmach, o tym, co robiliśmy wieczorem, o dzieciństwie i też o tym, dlaczego poprzednie związki nam nie wyszły i jak wyobrażamy sobie życie we dwoje.
- Ale pierwsze spotkanie w realu było katastrofą - śmieje się Wojtek. - Umówiliśmy się w klubie, gdzie kłębił się tłum koleżanek Ewy. Miałem wrażenie, że jestem na komisji rekrutacyjnej. - Ja też byłam rozczarowana, że ten otwarty mężczyzna z listów na żywo był zakłopotany i wyglądał, jakby chciał uciec.
Jak to się więc stało, że od czterech lat są małżeństwem? Rozmawiając przez internet, zbliżyli się do siebie na tyle, że nie zniechęciła ich nieudana randka. Umówili się raz jeszcze do kina. Tylko we dwoje. Po filmie nie mogli przestać rozmawiać. Doszli do wniosku, że to, co łączyło ich w internecie, to prawda i umówili się na kolejne spotkanie. Martin Lea i Russel Spears, amerykańscy badacze związków internetowych, uważają, że brak bezpośredniego kontaktu może ułatwiać nawiązanie bliskiej relacji.
Wbrew powszechnej opinii, że internet sprzyja kłamstwom, w mejlach ujawniamy więcej prawdy o sobie niż w realu. Nie tej dotyczącej wzrostu lub wagi, ale uczuć, przemyśleń, pragnień. Czemu? Bo w bezpośrednim kontakcie grozi im kpiące spojrzenie. Zwłaszcza mężczyźni w internecie pozwalają sobie na większą szczerość. Dzięki temu mają szansę ujawnić, że są wrażliwi. A wtedy, nawet gdy pierwsze spotkanie nie jest udane, to internetowa więź sprawia, że para daje sobie drugą szansę. Jak Ewa i Wojtek.
Rozważny i romantyczny
Cyberprzestrzeń może pomóc sfrustrowanym nieudanymi próbami poznania kogoś w realu. Tak twierdzą Monica Whitty i Adrian Carr, psycholodzy i autorzy książki "Wszystko o romansie
w sieci. Psychologia związków internetowych" (GWP). To możliwe pod paroma warunkami. Pierwszym jest odpowiedni nick. Nie taki, za którym się ukryjemy, ale taki, który powie innym, kim naprawdę jesteśmy, np. nieśmiała pielęgniarka, która w domu tańczy flamenco i marzy o podróży do Hiszpanii, może w sieci wystąpić jako "Szalona Cyganka".
Zdecydowany i oschły menedżer może wybrać nick "Rozważny i romantyczny" i w ten sposób przyznać się do tego, że szuka kogoś, do kogo mógłby się przytulić i kim chciałby się opiekować. Czy to udawanie? Nie. To odkrywanie tej części siebie, której na co dzień nie mamy śmiałości odsłonić. Oderwanie się od roli, do której jesteśmy przyzwyczajeni, np. "poważnej 30-latki", "uprzejmego nauczyciela", "podrywacza".
Pod osłoną nicku możemy też "przymierzyć" nowe ja i zobaczyć, jak inni je odbiorą. - W pracy łatwo dawałam się zakrzyczeć kolegom - mówi Monika, 30-letnia fizjoterapeutka. - W rozmowie mejlowej nie wstydziłam się wyrażać swoich opinii. Dzięki temu poznałam Jarka, starszego o 10 lat lekarza. Gdy pokłóciliśmy się na temat strajku pielęgniarek, on zażartował: "Podoba mi się, że jesteś taka waleczna". Pomyślałam: "Naprawdę?". Od tego czasu minął rok, a my wciąż dyskutujemy. Ale już nie w internecie, ale na kanapie, pół roku temu wprowadziłam się do niego.
Poznaj samego siebie
"Kocham spacery brzegiem morza i wszystko, co pozwala zapomnieć o świecie" - czy takie słodkie opisy zachęcają do kontaktu? Zdaniem badanych przez Monikę Whitty, przeciwnie: budzą politowanie. Bo w internecie nie ma miejsca na frazesy. Stereotypowo romantyczne opisy bardziej zniechęcały, niż zachęcały do nawiązania kontaktu. Bo na forum randkowym ceni się ludzi autentycznych, a unika udawaczy.
Jak więc stworzyć profil, który przyciągnie tych, których chcemy zainteresować? Autorzy "Wszystko o romansie w sieci" twierdzą, że warto zwrócić się o pomoc do przyjaciół i rodziny. Bo często nasza opinia o tym, jacy jesteśmy, nie pokrywa się z opiniami innych. Np. wydaje się nam, że jesteśmy przyjacielscy, a inni uważają nas raczej za zdystansowanych. Jak z tego wybrnąć? Przygotować kilka wersji ogłoszenia i poprosić kogoś o opinię.
Zwyczaje poznawania się w internecie się zmieniają. Pary opisane wyżej poznały się kilka lat temu, gdy normą było to, że zanim doszło do spotkania w realu, ludzie pisali do siebie tygodniami. Teraz, wraz z rozpowszechnieniem się portali randkowych, do spotkania dochodzi średnio po tygodniu, dwóch od pierwszego listu. Liczy się więc pierwsze wrażenie w sieci i w realu.
Z badania Whitty wynika, że stworzyć związek, który rozpocznie się w sieci, mogą ci, którzy "pasują do swojego profilu" i unikają stereotypów w autoprezentacji. Kolejna rzecz, o której powinni pamiętać poszukiwacze swojej drugiej połowy: chociaż sieć daje poczucie nieograniczonych możliwości wyboru partnera, nie musi to od razu oznaczać, że uda nam się zauroczyć sobowtóra Angeliny Jolie lub Brada Pitta.
Nasze oczekiwania powinny być realistyczne. I najważniejsze: zanim zalogujemy się na portalu randkowym, odpowiedzmy sobie na pytanie: czego chcę od partnera i co mogę mu dać? Co jest dla mnie najważniejsze, z czego mogę zrezygnować, a z czego nie? Dzięki temu nie będziemy tracić czasu na jałowe znajomości, tylko skupimy się na tych, które mogą skończyć się małżeństwem.
Spotkanie prawdę ci powie
- Asia w realu wyglądała tak jak na zdjęciu - opowiada Piotr, 45-letni prawnik. - Nie udawała młodszej, szczuplejszej. Była sobą: pełną uroku kobietą w moim wieku. I tak jak napisała, miała poczucie humoru, pracę, która była jej pasją, oraz wstręt do papierosów.
- W Piotrze ujęło mnie to, że otwarcie napisał: "Mam synów, którym poświęcam dużo czasu i chcę, by moja partnerka to uszanowała" - mówi Joanna. - Mój były mąż o naszym synu nie pamięta, więc spodobało mi się to, ale też się przestraszyłam: po co mi facet z trójką dzieci! Odpisałam szczerze, że choć wydaje mi się interesujący, mam wątpliwości, czy znajdzie jeszcze czas na związek.
- Pomyślałem: "Co za kobieta! Potrafi otwarcie mówić o tym, czego oczekuje i czego się boi". Napisałem jej o tym. - No i tak się zaczęło, bo ja doszłam do wniosku, że Piotr ma klasę i nawet jeśli nie będzie z tego miłości, to może przyjaźń. Doświadczenia Asi i Piotra są zgodne z wynikami badań Whitty przeprowadzonymi wśród australijskich randkowiczów.
Największe szanse na pierwszą i kolejną randkę mają ci, którzy są szczerzy. A także dobrze wychowani, czyli odpowiadający na list, nawet jeśli będzie to tylko podziękowanie. Uprzejmość może być, jak w przypadku Asi i Piotra, początkiem związku. Trzy lata po wymianie tych listów zamieszkali razem. Chłopcy Piotra, którzy na co dzień mieszkają z matką, mają u nich swój pokój.