Miałem wtedy 18... nie, 17 lat. Tamtego dnia wróciłem od dziewczyny. Przed blokiem widziałem policję i karawan - zaczął w poniedziałek składanie wyjaśnień Tomasz G., brat Sławomira G. oskarżonego o zabójstwo dokonane 30 sierpnia 1994 roku w Bydgoszczy.
Tomasz G. to ostatni świadek w procesie, który 9 listopada zakończył się w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy. - Brata nie było wtedy w domu - mówił G. - Nie pamiętam, bym później rozmawiał z nim na ten temat.
„Ten temat” to sprawa brutalnego morderstwa dokonanego na sąsiadce braci G. Joanna S., 22-letnia absolwentka szkoły muzycznej została znaleziona martwa w mieszkaniu w wieżowcu przy ulicy Żmudzkiej w Bydgoszczy. Biegli badający jej zwłoki doliczyli się kilkunastu ran kłutych, które zadano w brzuch, klatkę piersiową i ręce S.
Pierwsze śledztwo w tej sprawie zakończono już w 1996 roku. Prokuratorskie uzasadnienie umorzenia brzmiało „brak możliwości ustalenia sprawcy”.
Kryminalni z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy przez lata jednak powracali do tej sprawy. Przesłuchano kilkuset świadków. W końcu wiosną 2014 roku został zatrzymany Sławomir G. Ten 48-letni bydgoszczanin stawił się w prokuraturze i przyznał do zabójstwa.
Twierdził, że wezwanie do złożenia zeznań spowodowało, iż powróciły mu wspomnienia, które przez dwie dekady zdołał prawie wyprzeć z pamięci. Mężczyzna twierdził jednak, że przyczynił się do śmierci Joanny S. tylko pośrednio. Wyjaśniał śledczym, że 30 sierpnia 1994 roku podczas wizyty w mieszkaniu S. doszło do szarpaniny. Kobieta miała w akcie desperacji wyzywać go wulgarnymi słowami i... sama zadawała sobie rany trzymanymi w dłoni nożyczkami. G. twierdził, że próbował wyrwać narzędzie z ręki Joanny S., ale przyznał też: „Mogłem ją parę razy dźgnąć”. Wyjaśniał, że kobieta sama nadziała się na nożyczki.
Przeczytaj również: "Król węgla" pomógł oskarżyć zabójcę Joanny S.
Tłem sprawy - według ustaleń śledczych bydgoskiej prokuratury - było uczucie, które G. żywił do swojej sąsiadki.
Kryminalni przeglądając akta sprawy sprzed lat dopatrzyli się nieścisłości w zeznaniach złożonych pierwotnie przez Sławomira G. - wówczas przesłuchiwanego w charakterze świadka. Zapewniał wtedy, w 1994 roku, policję i prokuratora, że jest tylko znajomym zabitej. Natomiast z wyjaśnień innych świadków wynikało, że kochał się w Joannie S. i miał pisać do niej płomienne listy.
S. była zaręczona z Marcinem K., w którego firmie pracowali Sławomir G. z bratem. Zakładali domofony w blokach na osiedlu Bartodzieje.

G. w ciągu 20 lat, do czasu zatrzymania w charakterze podejrzanego o zbrodnię, zdążył założyć rodzinę. Ma żonę i dziecko. Do 2014 roku pracował w firmie stolarskiej na Osowej Górze. Twierdzi, że od dawna zmaga się z uzależnieniem od alkoholu, bierze też leki na padaczkę.
Tę okoliczność Sławomir G. przywołał też na pierwszej rozprawie w procesie. Stwierdził wtedy, że zeznania złożone w ubiegłym roku, to efekt wymuszania przez policjantów. - Byłem w stresie. Poprzedniego dnia piłem alkohol. Wmówiono mi to zabójstwo - twierdził w oświadczeniu złożonym w Sądzie.
Proces ma charakter poszlakowy. Biegli z dziedziny genetyki, którzy w ubiegłym roku ponownie zbadali ślady biologiczne (plamy krwi i włosy) zabezpieczone na miejscu zbrodni, nie znaleźli DNA Sławomira G. Najmocniejszym dowodem jest pierwotne przyznanie się oskarżonego i relacje świadków twierdzących, że G. był bez wzajemności zakochany w sąsiadce.
- Jak wyglądały pańskie relacje z bratem w tamtym czasie? - sędzia Marek Kryś zapytał Tomasza G.
- Normalnie. Słuchaliśmy razem wtedy muzyki. Głównie metalu i AC/DC - odparł Tomasz G.
Wczoraj w mowach końcowych w procesie prokurator wnioskowała o karę 25 lat więzienia wobec Sławomira G.
Z kolei adwokat Anna Adamczyk-Frankowska - podkreślając brak twardych dowodów wskazujących na sprawstwo G. - prosiła sąd o uniewinnienie. Sam G. w końcowym oświadczeniu powiedział po raz kolejny: - Wysoki sądzie, jestem niewinny.