W poniedziałek 19 października od tamtych tragicznych wydarzeń minęło dokładnie 10 lat. Do biura PiS przy pasażu Schillera wtargnął 62 letni Ryszard Cyba, taksówkarz z Częstochowy. Cyba przyznał, że chciał zabić Jarosława Kaczyńskiego, "ale miał za małą broń". W śledztwie zeznał, że był pewien, że nie dostanie się na tyle blisko Kaczyńskiego, by oddać skuteczny strzał. Wybrał zatem łódzkie biuro PiS i przypadkową ofiarę. Cztery z ośmiu strzałów trafiły Marka Rosiaka, asystenta europosła Janusza Wojciechowskiego, męża byłej wiceprezydent Łodzi. Rosiak zginął na miejscu, a napastnik ciężko ranił nożem także Pawła Kowalskiego, asystenta posła Jarosława Jagiełły.
To była pierwsza w III RP zbrodnia motywowana nienawiścią polityczną. Jej ofiarą padła przypadkowa osoba, bo zabójca założył, że musi zginąć "ktoś z PiS". Jarosław Kaczyński po tym morderstwie stwierdził, że Marek Rosiak "zginął za niego'. Prezes PiS co roku bywał złożyć wieniec na grobie Rosiaka na cmentarzu przy ul. Ogrodowej, a gdy nie mógł, wysyłał delegację. W poniedziałek 19 października, w 10 dziesiątą rocznicę zabójstwa Rosiaka, wicepremier Kaczyński nie przybył na mszę do kościoła pw. Najświętszego Imienia Jezus. Jest na kwarantannie, miał kontakt z osobą zakażoną koronawirusem.
Ryszard Cyba został uznany za w pełni poczytalnego. Sąd skazał go na dożywocie.
