Kaczyński kontra Giertych. Spięcie, do którego dojść musiało

Dorota Kowalska
Wideo
od 16 lat
Od lat wiadomo, że Roman Giertych i Jarosław Kaczyński, najdelikatniej mówiąc, nie darzą się sympatią. Ich konflikt sięga pierwszych rządów PiS-u, a wszystko, co działo się później, tylko go pogłębiło. Nie bez powodu to właśnie Giertych stanął na czele zespół ds. rozliczeń, który jest zmorą Zjednoczonej Prawicy, a jego nazwisko padało w kontekście funkcji ministra sprawiedliwości.

Takie awantury dawno w Sejmie nie było. To Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości zwrócił się o zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu, chciał debatować o tym „czym jest humanitaryzm w demokracji walczącej”. Przywołał sprawę śmierci Barbary Skrzypek, swojej bliskiej współpracownicy, który zmarła trzy dni po tym, jak przesłuchiwano ją w prokuraturze w sprawie dwóch wież.

- Mamy z jednej strony humanitarną decyzję o zwolnieniu mordercy, a z drugiej strony mamy znęcanie się nad kobietami, dwoma paniami z ministerstwa sprawiedliwości w sposób wyjątkowo wręcz ohydny, można powiedzieć „Urbanowski”, znęcanie nad panią Wójcik i jej bardzo chorym synem, z doprowadzeniem do śmierci Barbary Skrzypek poprzez haniebne przesłuchanie i mamy na sali głównego sadystę, niejakiego Romana Giertycha – mówił Kaczyński.

Chwilę później na mównicy sejmowej pojawił się przywołany przez prezesa, Roman Giertych.

- Jarku, siadaj, uspokój się - zaapelował do prezesa.

- Nie jestem z tobą po imieniu, łobuzie — odparł Kaczyński.

Do obu panów podbiegli posłowie, głownie Prawa i Sprawiedliwości. Część z nich skandowała: „Morderca, morderca!".

Zrobiła się gorąco. Do akcji wkroczył wicemarszałek Sejmu, Piotr Zgorzelski, który zarządził przerwę w obradach. Do kłótni między politykami odniósł się później w rozmowie z dziennikarzami. Oświadczył, że Sejm nie może przejść obojętnie nad sytuacją, w której jeden człowiek mówi do drugiego: „morderco”. Zapowiedział, że prezydium Sejmu i Konwentu Seniorów przeanalizuje sytuację i podejmie decyzje w sprawie kar.

- Uważam, że powinniśmy zastosować bardzo surowe konsekwencje. Dlatego, że zostały przekroczone granice, nie tylko werbalne. Gdybym nie zarządził przerwy, to z pewnością mogłoby dojść do przekroczenia granicy przestrzeni osobistej — mówił Zgorzelski.

I dodał, że obserwując z bliska całą sytuację, odczuł, że „atmosfera dochodziła do apogeum” i „mogłoby dojść do rękoczynów”.

Więcej o awanturze w Sejmie, Roman Giertych mówił w „Kropce nad i” w TVN24.

- W tej sprawie klub parlamentarny Koalicji Obywatelskiej składa zawiadomienia. Przemawiałem jako poseł, jako funkcjonariusz publiczny. A tego typu zniewagi są w polskim prawie przestępstwem. Więc te osoby, które w ten sposób się zachowywały w parlamencie, muszą za to ponieść odpowiedzialność - powiedział. - To, co dzisiaj się wydarzyło, pokazuje, że Jarosław Kaczyński i cały obóz PiS jest przerażony sprawą dwóch wież. I to przerażony znacznie bardziej niż jeszcze trzy tygodnie temu. Dlatego że oprócz wątku oszustwa, który wyszedł już dawno, (...), wyszła bardzo poważna historia, która będzie obciążała Jarosława Kaczyńskiego zarzutami z artykułu 231 paragraf 2, czyli przekroczenia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Chodzi o kredyt, który Jarosław Kaczyński załatwił spółce swego powinowatego w państwowym banku - stwierdził Giertych.

I tłumaczył, że podczas awantury „Kaczyński wyglądał zupełnie nienormalnie, agresywnie”.

- Ja jeszcze czegoś takiego nie widziałem - przyznał.

Giertych został także zapytany o to, co Kaczyński mówił do niego, kiedy stał tuż obok niego na mównicy sejmowej, a kiedy mikrofony były wyłączone. 

- Wyzywał mnie, nazwał mnie śmierdzielem, kanalią i coś tam jeszcze powiedział - odparł poseł KO.

- Czyli powiedział: ty śmierdzielu, kanalio? - dopytywała prowadząca Monika Olejnik. 

- Tak, takich słów użył - potwierdził poseł KO. - Różne rzeczy już widziałem w swoim życiu zawodowym, ale nigdy do głowy nie przyszłoby mi, że były premier, wicepremier, szef partii może podejść do pełnomocnika pokrzywdzonego i wyzywać go od najgorszych – dodał Giertych.

Jak tłumaczył, z protokołu przesłuchania Skrzypek wynika, że „atmosfera tego przesłuchania była dobra. Pani Barbara Skrzypek wyszła, żartując, również z pełnomocnikami pana Birgfellnera.”

- Wydaje mi się, że co innego ją zdenerwowało. Ona musiała się spotkać z Jarosławem Kaczyńskim. Znam Jarosława Kaczyńskiego. Nie mógł z nią rozmawiać o przesłuchaniu przez telefon dlatego, że pewnie obawia się, że jest podsłuchiwany. A tego typu rozmowa mogłaby stanowić dowód jego mataczenia. Więc musiał się z nią spotkać – mówił Giertych, który złożył wniosek o to, aby ustalić, gdzie logował się telefon pani Barbary Skrzypek. 

- Jarosław Kaczyński publicznie powiedział, że rozmawiał ze świadkiem na temat zeznań. On będzie za chwilę osobą podejrzaną. Wszyscy to wiedzą. Jak może osoba podejrzana publicznie zeznawać, publicznie oświadczać, że rozmawiał ze świadkiem w sprawie jego zeznań? To jest przecież mataczenie - stwierdził polityk KO.

Jego zdaniem Kaczyńskiego po śmierci Barbary Skrzypek buduje taką a nie inną narrację po to, żeby przykryć wyrzuty sumienia, jakie ma po tym, co powiedział Skrzypek po przesłuchaniu.

- Mnie się wydaje, że on ją ochrzanił za to, co powiedziała. I on ma po prostu wyrzuty sumienia. I, jak to zwykle Kaczyński, jak ma wyrzuty sumienia, to oskarża wszystkich innych o wszystko, żeby przykryć to, że czuje się ze sobą źle - stwierdził.

Jarosław Kaczyński nie zostaje Giertychowi dłużny, w czwartek prezes PiS stawił w prokuraturze. Był przesłuchany jako świadek w śledztwie dotyczącym śmierci Barbary Skrzypek.

Przed wejściem do budynku rozmawiał z dziennikarzami. Został zapytany też o prok. Ewę Wrzosek, która przesłuchiwała Barbarę Skrzypek.

- Pani Wrzosek mam nadzieję, skończy tam, gdzie powinna skończyć. To znaczy w państwowych zakładach karnych - skwitował prezes PiS.

Było też o Giertychu.

- To jest człowiek, który, mam nadzieję, resztę życia spędzi w więzieniu. Według mnie uczestniczy w tym przedsięwzięciu i powinien uzyskać choćby ze względu na tą śmierć (Barbary Skrzypek - przyp. red.) najwyższy wymiar kary - mówił Jarosław Kaczyński. - To jest zamach stanu i ci ludzie w tym uczestniczyli na wolności. (...) No zobaczymy, czy wszystko mogą, czy też skończyć się dla nich tak, jak się powinno skończyć. Ja wierzę w to, drugie. Wierzę, że dobro zwycięża - podkreślił prezes PiS.

Cóż, wydaje się, że do spięcia między Kaczyńskim i Giertychem, wcześniej czy później, dojść musiało. Od lat wiadomo, że panowie, najdelikatniej mówić, nie darzą się sympatią. Nie bez powodu właśnie Giertych stanął na czele zespół ds. rozliczeń, którego celem jest doprowadzenie do tego, aby wszyscy winni przestępstw popełnionych w ciągu ostatnich ośmiu lat żadu Zjednoczonej Prawicy, zostali złapani i ukarani. Chodzi m.in. o sprawy gospodarcze, w tym m.in. tzw. aferę w NCBiR, Fundusz Sprawiedliwości, tzw. aferę respiratorową, sprawy związane z prześladowaniami sędziów i prokuratorów w ciągu ostatnich lat. Mówiło się nawet, że Giertych zostanie ministrem sprawiedliwości w rządzie koalicji 15 października, Donald Tusk postawił jednak na Adama Bodnara.
Konflikt między Giertychem i Kaczyńskim sięga pierwszych rządów Prawa i Sprawiedliwości. PiS był wtedy w koalicji z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin, na której czele stał Giertych, który został wicepremierem i szefem resortu edukacji. Tyle tylko, że Jarosław Kaczyński, jak to ma w zwyczaju, nie rozpieszczał koalicjantów. Po aferze gruntowej, która uderzała w Samoobronę, a konkretnie w Andrzeja Leppera, doszło do kilkutygodniowego sporu w rządzie. 13 sierpnia 2007 roku Kaczyński zerwał koalicję i odwołał z rządu wszystkich ministrów z LPR i Samoobrony, doszło do przedterminowych wyborów, które PiS przegrał.


- Stosunki Giertycha z Kaczyńskim nigdy nie były dobre, ale od tego czasu ich po prostu nie ma. Giertych nigdy nie zapomniał Kaczyńskiemu tego, co zrobił. Było jasne, że postanowił zniszczyć i Samoobronę i LPR – mówi nam jeden z polityków szeroko pojętej prawicy.

Przyspieszone, przegrane wybory przyniosły kres działalności politycznej Giertycha. Zrezygnował z kierowania partią i powrócił do zawodu adwokata. Nie oznacza to jednak, że od polityki zupełnie się odciął. Dość szybko stał się jednym z ważniejszych komentatorów politycznych wydarzeń i krytyków Jarosława Kaczyńskiego.

Potem, kiedy w 2015 roku PiS ponownie doszedł do władzy, sytuacja między panami jeszcze się pogorszyła.

W 2020 roku prokuratura przedstawiła zarzuty Romanowi Giertychowi, Ryszardowi Krauze i 10 innym osobom. Powód? Zdaniem śledczych mieli wyprowadzić z warszawskiej spółki deweloperskiej Polnord ponad 92 mln zł. Domagała się jego aresztowania.

Zatrzymanie Romana Giertycha wyglądało spektakularnie. Mecenasa zakłuto w kajdanki, kiedy ten wychodził z sądu. Razem z funkcjonariuszami CBA pojechał do swojego domu w Józefowie. Tam zasłabł podczas przeszukania. Po kilkunastu minutach na miejsce przyjechała karetka pogotowia, która zabrała Giertycha do szpitala. Sąd uznał, że prokuratura nie przedstawiła dowodów, które uprawdopodobniałyby popełnienie przestępstwa przez wyżej wymienionych. Więc ci nie zostali aresztowani.

Wydaje się jednak, że Giertych tego zatrzymania nigdy nie zapomni, podobnie jak tego, co działo się w koalicji podczas pierwszych rządów PiS. Na pewno jest ostatnim, który dzisiaj „odpuściłby” Kaczyńskiemu i Ziobrze.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl