
4 sierpnia zginął poeta pokolenia Kolumbów - Krzysztof Kamil Baczyński
Czwartego dnia Powstania Warszawskiego Polacy toczyli krwawe walki w kilku dzielnicach. Opanowali parter gmachu PAST-y przy ul. Zielnej, na Woli odparli natarcie Niemców na barykady na Wolskiej i Górczewskiej. Wśród zabitych 4 sierpnia 1944 roku był 23-letni żołnierz Armii Krajowej, poeta, Krzysztof Kamil Baczyński „Krzyś”.
Poeta zginął w Pałacu Blanka 4 sierpnia około godziny 16:00. Trafił go niemiecki snajper strzelający z gmachu Teatru Wielkiego.
Kim był Krzysztof Kamil Baczyński?
Poeta urodził się 22 stycznia 1921 roku w Warszawie. Był podchorążym Armii Krajowej, podharcmistrzem Szarych Szeregów, jednym z przedstawicieli pokolenia Kolumbów i żołnierzem batalionu Armii Krajowej o nazwie "Parasol". W trakcie II wojny światowej związany był z pismem pt. "Płomienie" i wydał cztery tomiki z poezją. Baczyński rwał się do czynnego udziału w akcjach zbrojnych, choć dowódcy niechętnie ryzykowali życie znanego i cenionego poety, którym już w tym okresie był. Dziś mija 79. rocznica jego śmierci.
Miesiąc po tragicznej śmierci Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, zginęła też jego ukochana żona - Barbara Stanisława Drapczyńska. 24 sierpnia 1944 roku została trafiona w głowę odłamkiem szkła, prawdopodobnie pod gmachem Teatru Wielkiego. Zmarła 1 września 1944 roku.
Historia niezwykłej miłości
W rozmowie z PAP Katarzyna Zyskowska, autorka książki „Szklane ptaki”, będącej fabularyzowaną biografią Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, opowiedziała o ich niezwykłej historii.
- To materiał na hollywoodzką fabułę. To niesamowita historia. Poznali się 1 grudnia 1941 roku, a 4 grudnia Krzysztof poprosił już Basię o rękę. Takie rzeczy nie zdarzają się często. Dookoła okupacja, szalejący terror, a oni po pół roku od zawarcia znajomości biorą ślub. Nie dopuszczają nawet możliwości, by do niego nie doszło. Nikt nie jest w stanie wybić im tego pomysłu z głowy, choć rodzina przekonuje, że wojna to nie czas na miłość. Ich uczucie jest głębokie i szalone. Pobierają się, choć nie mają z czego żyć ani gdzie mieszkać - opowiada.
- Spieszyli się tak bardzo prawdopodobnie dlatego, że zdawali sobie sprawę, iż jutra może nie być. Że któreś z nich w każdej chwili może zostać aresztowane podczas łapanki, wywiezione do obozu lub na przymusowe roboty w Niemczech. Tak przecież wyglądała codzienność warszawiaków. U nich jednak to uczucie było jak uderzenie pioruna - dodaje.
lena