Anna Czyżewska: Geniusza nie da się wychować. Sam się rodzi

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Pixabay
- U dzieci, które wykazują naturalną inteligencję w konkretnym kierunku, trzeba szczególnie dbać o rozwój społeczny. Powinny one też mieć czas na to, aby być zwyczajnymi dziećmi, a nie tylko geniuszami - mówi psycholog Anna Czyżewska

Niedawno media na całym świecie obiegła wieść, że 9-letni Laurent Simons z Belgii w grudniu kończy studia z elektrotechniki na Uniwersytecie Technicznym w Eindhoven w Holandii i planuje rozpocząć studia doktoranckie z elektrotechniki i medycyny. Myśli pani, że każdy rodzic chciałby mieć takie genialne dziecko?
Myślę, że wielu rodziców marzy o tym, aby mieć genialne dziecko. Wychować geniusza raczej się nie da; to jest coś, z czym się rodzimy. Talent, geniusz albo się ma, albo nie. To jedno. Druga sprawa: talent można rozwinąć, a można go też w ogóle nie zauważyć. Zawsze tak było i tak jest, że geniusze byli i są między nami, choć w populacji jest ich niewielu, tyle tylko, że często albo nie mieli możliwości rozwoju swojego talentu, albo nie mieli możliwości zaistnieć w świecie, tak jak dzięki internetowi mogą teraz. Stąd o nich wiemy. O 9-letnim chłopczyku, który ma nieprawdopodobny talent techniczny…

…o 8-letniej Meksykance, która studiuje dwa kierunki, czy o Hindusie, który w wieku7 lat wykonywał już operacje medyczne.
Bardzo często dzieci, które wykazują nieprawdopodobną zdolność w jednym kierunku, w innych dziedzinach są na poziomie zupełnie zwyczajnego dziecka, a jeszcze w innych obszarach rozwojowych mogą być wręcz mniej dojrzałe. To, że ktoś się rozwija w sposób niesłychany intelektualnie, wcale nie oznacza, że emocjonalnie również będzie się tak samo rozwijał. A może być nawet przeciwnie. Zdarza się taki duży rozdźwięk. Można to pokazać na skrajnym przykładzie dzieci z zespołem Aspergera: one bardzo często mają jakieś szczególne uzdolnienia - czy to matematyczne, czy informatyczne albo historyczne. W jednym kierunku rozwijają się niezrównanie szybko, przez co przez nauczycieli traktowani są jako geniusze tego jednego kierunku, i ten właśnie kierunek chcą w tych dzieciach rozwijać. Ale takie dziecko emocjonalnie może być dalece opóźnione w porównaniu do większości rówieśników. To rodzi mnóstwo wielopiętrowych pro-blemów.

Jakiego rodzaju to problemy?
Zazwyczaj wydaje się nam, że dziecko nieprzeciętnie zdolne jest też dojrzałe emocjonalnie i oczekujemy od niego zbyt wiele. Trudność polega na tym, żeby umieć dostrzec w dziecku zarówno talent, jak i z drugiej strony widzieć w nim zwykłe dziecko, które na przykład nie potrafi przegrywać, nie umie się dogadywać z rówieśnikami. Dzieci nieprzeciętnie inteligentne mają często problem, żeby się dogadać z grupą rówieśniczą. Równolatki kompletnie nie przystają do ich możliwości intelektualnych, więc…

…taka tęga głowa bywa niezrozumiana?
To również. Ale też bardzo inteligentne dzieci zwyczajnie nudzą się ze swoimi rówieśnikami. Chętnie za to wchodzą w polemiki z osobami dużo starszymi od siebie: czy to starszymi nastolatkami, czy dorosłymi, ale pod względem emocjonalnym nie mogą być dla nich partnerami do rozmowy. Szesnastolatek nie za bardzo będzie miał ochotę na rozmowę z ośmiolatkiem, na to, by dzielić się z nim swoimi przemyśleniami, nawet jeśli ten będzie genialny. Będzie go traktował jak zwykłego ośmiolatka.

Jakie jest więc pani zdanie na temat tego, aby dzieci wybitnie zdolne studiowały już w wieku, w którym chodzi się dopiero do podstawówki? To dobrze, że mogą się rozwijać na uniwersytetach?
Powiedziałabym, że to jest bardzo duże obciążenie dla dziecka. Fajnie jest móc się rozwijać, ale rodzice powinni pamiętać, że wszystkie inne aspekty życia tego dziecka są równie ważne. Nie można się skupić tylko na tej części intelektualnej i tylko w nią inwestować. Jeśli tak będzie, to emocjonalnie dziecko odczuje same straty. I to przecież w historii można było zaobserwować, choćby na najbardziej znanym przykładzie Wolfganga Amadeusza Mozarta.

Cudowne dziecko, wirtuoz instrumentów klawiszowych.
Był pod ogromną presją swojego ojca. To ojciec woził Wolfganga po dworach cesarskich, po pałacach magnatów, aby się nim przechwalać. Owszem, Wolfgang rozwinął się nadzwyczajnie, jeśli chodzi o muzykę; był absolutnym geniuszem, artystą innowacyjnym, tworzącym wielkie dzieła w bardzo młodym wieku - to wszystko znamy i to było wspaniałe. Tylko że to wszystko następowało kosztem jego rozwoju emocjonalnego. Mozart w rzeczywistości nigdy nie dorósł, nigdy nie stał się dorosły, na zawsze pozostał chłopcem, dzieckiem.

To może jest dobry moment, żeby się w tym miejscu zatrzymać i zastanowić, po co rodzicom genialne dziecko? Po to, żeby się pochwalić przed rodziną czy znajomymi? Czy po to, żeby to dziecko spełniło rodzicielskie ambicje, oczekiwania, marzenia, których jemu nie udało się zrealizować? A może faktycznie po to, żeby dziecko jak najlepiej wykorzystało swój potencjał i odniosło sukces w świecie?
Myślę sobie, że pewnie jest różnie w przypadku wielu rodziców. Ale, kiedy patrzę na to pokoleniowo, to mogę powiedzieć, że wychowaliśmy się w czasach, w których ciągle byliśmy porównywani do innych. Co sprawiało, że w różnych okolicznościach wciąż czuliśmy się gorsi. Ten miał lepsze to, inny miał lepsze tamto. Albo: „A co, Kaziu, dostał z klasówki?”.

Skąd ja to znam.
Większość z nas to zna. To porównywanie, które prowadzi do tego, że my ciągle czujemy się gorsi. Jeżeli nie udaje nam się zrealizować swoich planów i marzeń, bo ciągle to uczucie bycia gorszym nam te plany krzyżuje, w związku z czym nie osiągamy tych wszystkich sukcesów, których tak bardzo pragnęliśmy - tego, żeby rodzice nas zaakceptowali, żeby nas pochwalili, żeby nas zauważyli, docenili. A kiedy potem nam rodzą się dzieci, to my te nasze podświadome pragnienia przerzucamy na nie. „Dobra, mnie się nie udało, ale moja córka to już na pewno będzie genialna, zrobi wielką karierę”.

Nawiasem mówiąc, bardzo chciałam, aby moja córka była genialna. Przed jej urodzeniem kupiłam sobie nawet książkę „Jak wychować genialne dziecko”. Ale kiedy się urodziła, to mi przeszło. Dziś jest dorosła, a jednak do tej pory się wkurza, kiedy chwalę się jej osiągnięciami albo nie potrafię ukryć dumy z powodu jej talentów.
Nie lubi tego, prawda? Nie lubi, bo odczuwa presję. Chodzi o to, że dzieci chcą się rozwijać, mają naturalną skłonność do tego, żeby pogłębiać wiedzę. To jest w dzieciakach świetne. Natomiast jeśli rodzice zaczynają wytwarzać nad nimi presję, zaczynają zbyt dużą wagę przywiązywać do ich talentów czy zdolności, a one są na etapie eksplorowania, a nie na etapie dokonywania wyboru, że to właśnie będą w życiu robić, to można je nawet do tego zniechęcić. Jeżeli nasze dziecko samo w sposób spontaniczny lubi coś robić, a my będziemy się na tym skupiać, mówić, aby to rozwijało, poszło jeszcze na takie czy inne zajęcia, to w efekcie możemy zabić w dziecku jego naturalny talent. Wszystko dlatego, że ono będzie odczuwało zbyt dużą presję.

Przecież, patrząc na to z drugiej strony - od strony rodzica - to całkiem naturalne, że świadomy rodzic odczuwa dumę, że chce się dzieckiem pochwalić, ale wcale nie chodzi o to, że traktuje swoje dziecko niczym małpkę do pokazywania albo że dziecko jest przedłużeniem jego niespełnionych ambicji.
Oczywiście! Też jestem mamą i też odczuwam dumę w różnych sytuacjach, kiedy moje dzieci coś osiągają. Pytanie dotyczy tego, co my z tym robimy. Skoro budzi się w nas duma, to znaczy, że jest ona w pewien sposób potrzebna zarówno nam, jak i naszym dzieciom. Wszystko będzie dobrze, jeśli tę dumę przekazujemy wprost do dziecka i pokazujemy mu, że cieszymy się z jego sukcesów. Bo możemy doceniać dzieci za różne rzeczy, prawda? Problem jest wtedy, gdy tę dumę kierujemy tylko w jedną stronę: dziecko w tym jednym aspekcie może rozwijać się wspaniale, ale jednocześnie może budować w sobie mocno obniżone poczucie własnej wartości, bo ono widzi, że rodzic zauważa go tylko w tym aspekcie. A nie widzi go całego. Zatem dziecko czuje się wartościowe tylko wtedy, kiedy robi tę daną, pożądaną rzecz i w tym się rozwija. A nie czuje się wartościowe, kiedy siedzi sobie po prostu na dywanie i bawi się spontanicznie, czy przebywa z przyjaciółmi i najzwyczajniej w świecie cieszy się zwykłym życiem, zwykłym byciem nastolatkiem, który chodzi na zakupy. Problem polega na tym, że jeśli za bardzo się przywiązuje wagę do określonego talentu genialnego dziecka, to ono rośnie w przekonaniu, że są nic niewarte, jeśli nie spełniają oczekiwań swoich rodziców.

Podczas dziennikarskiej pracy wielokrotnie spotkałam się z genialnymi dziećmi, które dzisiaj są sławnymi ludźmi. Odnieśli ogromny sukces, zostali muzykami, kompozytorami, wirtuozami, zrobili wielkie światowe kariery. Ale w wywiadach często opowiadali, że mieli zmarnowane dzieciństwo. Nienawidzili tych momentów, kiedy rodzice zapędzali je do ćwiczenia gry na instrumencie. Tylko że coś za coś - takich karier by nie zrobili, gdyby się zbuntowali rodzicom.
Zgadza się. Sama skończyłam muzyczne studia, jestem zawodową skrzypaczką. Znam to, o czym pani mówi. Mam świadomość, że pewnie nikt by nie skończył muzycznych studiów, gdyby rodzice nie cisnęli go w dzieciństwie, bo taki jest wymóg. Trzeba kilka godzin dziennie grać, ćwiczyć na instrumencie od małego i pogodzić się z tym, że nie ma wakacji, nie ma ferii, nie ma świąt. Po prostu instrument zabiera się wszędzie ze sobą i osiąganie wirtuozerii wymaga wielkiego poświęcenia. Druga strona medalu wygląda tak, że jest odebrane dzieciństwo. To prawda. Tak jest i kropka.

Mówi się o tym, że każdy człowiek rodzi się z jakimś talentem, jakąś niezwykłą umiejętnością, cudownymi zdolnościami. Rzecz w tym, czy to odkryje się wcześniej, czy później, czy jego rodzice, czy on sam. No to jak sprawić, żeby same dzieci dobrze się czuły ze swoim geniuszem?
Dorośli powinni, po pierwsze, szanować ich wybory: one mają prawo mieć różne swoje obszary, którymi interesują się w danym momencie życia. Rodzice często mówią: „Zacząłeś chodzić na karate, to masz chodzić na karate. Nic mnie nie obchodzi, że teraz chcesz tańczyć”. A z dziećmi jest tak, że na pewnym etapie rozwoju dziecko chce sprawdzać, chce spróbować różnych rzeczy. Trzeba dać mu możliwość zmiany. Oczywiście, jeżeli nasze dziecko przez dwa tygodnie chodzi na jedne zajęcia, po czym odpuszcza i chce chodzić na coś innego, a po dwóch kolejnych tygodniach znów odpuszcza, to jest to bardziej problem psychologiczny niż chęć rozwoju, poznawania różnych rzeczy, bo nie da się poznać czegoś dobrze w dwa tygodnie. Ale też nie należy przesadzać w tym odkrywaniu talentów naszego dziecka. A bywa i tak, że chcemy bardzo szybko ten talent odnaleźć, skupiamy się na jednej rzeczy, która naznacza dziecko, i później idziemy już tylko w tym kierunku, nie do końca znając możliwości dziecka. Trzeba pamiętać, że mózg dziecka jest bardzo elastyczny. Ma w sobie dużo potencjału i zasobów, które można rozwijać. Dlatego potrzebna jest eksploracja, żeby zobaczyć, w czym nasze dziecko najlepiej sie czuje. Może być też i tak, że ktoś zacznie grać na pianinie i idzie mu to bardzo dobrze. Jest zdolny, dostał się do szkoły muzycznej. Świetnie! Ale na poziomie piątej klasy szkoły podstawowej zaczynają się schody. Rozwinął pewien talent, ale tylko do pewnego momentu, i uznał, że na tym etapie życia to wystarczy. Dalej talentu zabrakło. To się zresztą często wśród mu-zyków zdarza: dochodzą do pewnego momentu i na to, żeby pójść dalej, brakuje im talentu, samozaparcia i wielu innych cech. Nie jest bowiem tak, że wystarczy sam słuch muzyczny, żeby ktoś od razu był muzykiem. Liczy się też osobowość i ona też jest potrzebna do tego; w ogóle, żeby te wszystkie czynniki mogły razem ze sobą zagrać, potrzeba wiele zmiennych. Przychodzą do mojego gabinetu osoby, które skończyły podstawową szkołę muzyczną, a później nie kontynuowały nauki. Przychodzą ze swoim cierpieniem. Mówią, że im się nie udało, że rzucili grę na instrumencie i nigdy do niej nie wrócili, że przeżyli różne traumy i złe doświadczenia, mają poczucie porażki. Według mnie jest to kwestia interpretacji. Jeżeli podejdziemy do tego w taki sposób, że OK, był taki moment w życiu, że rozwijałam się muzycznie, potrafię zagrać kolędę na święta czy zaśpiewać i zagrać proste utworki przy ognisku i umiem się z tego cieszyć, to jest to coś, co niesie i wzbogaca moje ludzkie doświadczenie. Jeżeli jednak mam poczucie porażki, bo nie udało mi się zostać znaną pianistką, to jest coś, co dołuje, co powoduje, że poczucie własnej wartości jest bardzo niskie.

Może więc chodzi o to, żeby obserwować, co sprawia dziecku najwięcej radości?
Dokładnie! Obserwować i być na to otwartym, kiedy dziecko chce w coś wejść. I pozwolić mu też stamtąd wyjść, kiedy ono czuje, że to mu już nie sprawia satysfakcji. Nie chodzi o to, żeby go naznaczać, ale o to, żeby pozwolić mu się rozwijać. Natomiast w przypadku dzieci genialnych wymagana jest praca i duże umiejętności rodzicielskie, wychowawcze - jak sprawić, żeby takiego dziecka nie zniszczyć. Często bywa, że genialne dzieci później niewiele w życiu osiągają.

O to właśnie chciałam zapytać: czy genialne dziecko oznacza również genialnego dorosłego?
Absolutnie tego nie oznacza. Genialne dzieci najbardziej zagrożone są tym, że z genialnego malucha wyrośnie człowiek, który, niestety, nie wykorzystał tych swoich genialnych możliwości. Stąd też posiadanie genialnego dziecka jest tak dużym obciążeniem również dla rodzica. Wychowanie takiego dziecka wymaga wielkiej mądrości, doświadczenia, konsultacji psychologicznych, które wskażą, jak podchodzić do takiego dziecka. One emocjonalnie często nie różnią się od innych dzieci w ich wieku, a dorośli oczekują od nich, że będą dorosłe we wszystkim.

Czytałam o przypadku 10-miesięcznego dziecka, które garnęło się do książek, nauczyło się czytać, liczyć, ale psycholog stwierdził, że dziecko czyta, aby się przypodobać rodzicom. Diagnoza psychologa polegała na tym, że nie wolno stymulować małych dzieci w kierunku działań, które nie są adekwatne do ich wieku. Co więc w przypadku genialnych dzieci jest dla nich adekwatne, a co nie, i kto to może na pewno stwierdzić?
Odpowiedziałabym, że adekwatne jest podążanie za dzieckiem. Być może w przypadku, jaki pani przytoczyła, psycholog miał na myśli to, że okres sensytywny dla czytania następuje później, że na etapie 10 miesięcy najważniejsze jest, żeby dziecko raczkowało. W tym sensie psycholog ma rację, bo dziecko, które raczkuje, tworzy nowe połączenia w mózgu. Na czytanie będzie miało jeszcze czas, a okres raczkowania jest tylko tu i teraz; trzeba więc stymulować to, co jest ważne. Raczkowanie wpływa na wiele różnych umiejętności później, w tym na rozwój inteligencji u dziecka. Są badania, które pokazują, że raczkowanie stymuluje ośrodki odpowiadające za mowę, za umiejętność ortografii. Badania naukowe mówią na przykład, że wśród dyslektyków jest zdecydowanie częstszy odsetek dzieci, które nie raczkowały. Być może to miał na myśli psycholog, mówiąc, że nie należy przyspieszać rozwoju. Okresy sensytywne u dziecka wskazują, że przed ukończeniem roku ma raczkować, potem ma zacząć chodzić, a potem zacząć mówić. To jest naturalny proces rozwoju. Ale przecież każde dziecko rozwija się inaczej. Jeżeli wykazuje daną aktywność i w tę stronę go ciągnie, to należy mu na to pozwalać, a nie hamować. Chodzi o to, aby to było pozwalanie, a nie wymuszanie rozwoju, kiedy dziecko nie jest na coś gotowe.

Wyjaśnijmy jeszcze, co to znaczy okres sensytywny?
To okres wrażliwości rozwojowej, w której najlepiej zdobywa się daną kompetencję. Czyli, jak powiedziałam, u dziecka po raczkowaniu jest chodzenie, potem początki mowy, następnie okres, w którym dziecko uczy się, że jest odrębną istotą, że ja to ja, a mama to mama. Najlepiej więc byłoby, gdyby dziecko zaczęło mówić w okresie dwóch, trzech lat, ale zdarzają się i takie przypadki, a sama miałam z nim do czynienia, kiedy dziecko nie mówiło do 6. roku życia. Nie mówiło, bo nie miało kontaktu z mową ludzką. W którymś momencie w końcu zaczęło mówić, ale pewne etapy w jego rozwoju zostały już bezpowrotnie przegapione.

Czy to znaczy, że nie ma sensu niczego przyspieszać w rozwoju dziecka? Nie dawać edukacyjnych zabawek, bo za wcześnie?
Ależ skąd. Trzeba dawać dziecku możliwość rozwoju, ale nie wściekać się na nie, jeśli w danym momencie ono nie wykazuje zainteresowania tym. Możemy dawać dziecku określone zabawki, i jeśli ono chce się nimi bawić, to znaczy, że jest gotowe, żeby to przyjąć. Jeśli mamy czterolatka i damy mu literki w postaci magnesików na lodówce, i ten czterolatek będzie pytał: „A jaka to literka?”, „A jak się składa literki?”, to będzie znaczyło, że się tym interesuje, że widzi, że to coś oznacza. Wtedy pozwólmy mu na to, żeby się szybko rozwinęło, bo ono chce to robić. Jeśli natomiast to dziecko jest na etapie jeżdżenia samochodzikami w kółko, a rodzice próbują na siłę nauczyć go czytać, bo Basia z sąsiedniej klatki już umie, a też ma cztery lata, to robimy dziecku krzywdę.

Kiedy więc rodzice zobaczą u swojego dziecka jakieś rzadkie, nietypowe zdolności, to co powinni zrobić?
Należy umożliwić dziecku rozwój w tym kierunku, ale nie należy też zapominać o innych aspektach życia tego dziecka i dbać o to, żeby one były równie ważne. Jeżeli dziecko interesuje się matematyką czy elektroniką, to trzeba dbać, aby nie siedziało non stop w komputerze i rozwiązywało łamigłówki i zadania, tylko żeby umiało rozmawiać z ludźmi. Żeby umiało dogadywać się z rówieśnikami. Żeby potrafiło czerpać przyjemność z obcowania z dziećmi, nie tylko z dorosłymi. Po prostu trzeba bardzo dbać o rozwój społeczny. Szczególnie u dzieci, które wykazują naturalną inteligencję w konkretnym kierunku. Powinny mieć też czas na to, aby być zwyczajnymi dziećmi, a nie tylko geniuszami.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Anna Czyżewska: Geniusza nie da się wychować. Sam się rodzi - Plus Polska Times

Wróć na i.pl Portal i.pl