To, co w niedzielę przedstawił Artur Boruc wydaje się bardzo dziwne. Przypomnijmy, że doświadczony golkiper najpierw zrugał władze klubu za drogie wejściówki. Ich ceny zaczynają się od 60 złotych, a kończą nawet na 130. Na mecz towarzyski z Celtikiem Glasgow takie ceny to gruba przesada. Zwłaszcza że choćby Lech Poznań stosuje tańsze bilety na spotkanie o stawkę, bo w eliminacjach do Ligi Mistrzów.
Po kilkunastu godzinach opinia Boruca o meczu i biletach dokonała zwrotu o 180 stopni. Były reprezentant Polski zaprosił na mecz, a każde doniesienia o krytyce Dariusza Mioduskiego komentował, że zostało to źle zinterpretowane.
Jak podał na Twitterze właściciel Weszło, Krzysztof Stanowski, część pieniędzy za bilety trafi bezpośrednio do bramkarza.
- Legia ma bardzo duże koszty organizacyjne związane z pożegnalnym meczem Boruca. Sam Boruc mógłby z łatwością sprawić, by te koszty były znacznie niższe. I wówczas ceny biletów też z pewnością byłyby niższe - stwierdził.
Fani dopytywali, czy chodzi o to, aby bramkarz z własnej kieszeni zapewnił część kosztów organizacji. - Przecież ja nigdzie nie napisałem, że Boruc miałby cokolwiek zapłacić. Po prostu tanio nie jest, a on mógłby sprawić, że byłoby taniej - odpowiedział dziennikarz.
Do sprawy wysokich cen biletów odniósł się sam zainteresowany. - Ceny biletów… Pamiętajmy, ze to będzie jedyny wieczór Legii w Europie w tym sezonie. Przy okazji można pomachać jakiemuś bramkarzowi - napisał Boruc na Twitterze.
PKO EKSTRAKLASA w GOL24
Liga Mistrzów. Tym składem Lech Poznań zawalczy o Ligę Mistr...
