Spis treści
Maszyna amerykańskiego przewoźnika wystartowała z międzynarodowego lotniska Ezeiza w Buenos Aires w Argentynie. Samolot leciał do Nowego Jorku. Jednak wkrótce po starcie maszyna skierowała się z powrotem do stolicy Argentyny w celu pilnego lądowania.
Podejrzane odgłosy dochodziły z ładowni
Zamieszanie powstało, kiedy załoga i pasażerowie usłyszeli odgłosy, które miały być spowodowane przez kogoś „uderzającego” z wnętrza ładowni.
Dziennikarz uczestniczący w locie powiedział radiu Cadena 3, że pilot początkowo mówił o trudnościach technicznych maszyny, potem wspomniał, że w ładowni może znajdować się uwięziona osoba.
W tym czasie na lotnisku w Buenos Aires do akcji szykowali się komandosi Specjalnej Taktycznej Grupy Szturmowej. Tuż po wylądowaniu uzbrojeni wpadli na pokład samolotu. Zaczęło się drobiazgowe przeszukiwanie wszystkich zakamarków maszyny, włącznie z ładownią. W pogotowiu byli strażacy oraz personel medyczny.
Godzinami przetrzymywani w samolocie
Po dłuższym oczekiwaniu, kiedy nie pozwolono pasażerom upuścić samolotu, pojawił się komunikat: „Ładownia została otwarta i przeszukana. Nie znaleziono nic szczególnego".
Ostatecznie lot odwołano, bo załoga przekroczyła dopuszczalny czas pracy. Pasażerowie byli wściekli z powodu tej sytuacji. Spędzili wiele godzin na pokładzie, zanim zostali poinformowani o tym, co się dzieje.
-Tłumaczenie przewoźnika i służb lotniska było mętne, nie wiadomo, co się tak naprawdę stało, że trzeba było niespodziewanie przerwać lot- żaliło się wielu pasażerów.
Dochodzenie w tej tajemniczej sprawie trwa.
