Baltic Pipe daje nam możliwość uniezależnienia się od Rosji - mówi profesor Maciej Drzonek

Bogna Skarul
Bogna Skarul
Profesor US Maciej Drzonek
Profesor US Maciej Drzonek
Rozmowa z politologiem, profesorem z Uniwersytetu Szczecińskiego Maciejem Drzonkiem.

Dziś (wtorek) odbywa się uroczystość otwarcia Baltic Pipe. Co to dla nas znaczy?

- Myślę, że trzeba zwrócić uwagę na coś, o czym się często zapomina, a mianowicie, że dzisiaj swobodny dostęp do surowców energetycznych ma nie tylko znacznie strategiczne, ale ma też znacznie związane z utrzymaniem suwerenności państwowej. Bo w klasycznym rozumieniu państwowości, państwo to jest taka jednostka, która składa się z ludności, terytorium, władzy i możliwości swobodnego utrzymywania stosunków międzynarodowych. A teraz doszedł kolejny, piąty element, czyli zdolności do swobodnego dostępu do surowców energetycznych. Więc jeśli Polska od dłuższego czasu była uzależniona prawie w 100 proc. od Federacji Rosyjskiej, jeśli chodzi o ten dostęp do tych surowców, to Baltic Pipe daje nam możliwość do takiego pełnego uniezależnienia. Oczywiście, pierwszym etapem było wybudowanie gazoportu w Świnoujściu, które to uzależnienie w pewien sposób ograniczało. My tego gazu od Rosji już nie kupujemy (natomiast jeśli wszystko pójdzie tak jak miało pójść i te kontrakty wszystkie jakie zapowiadano zostaną zawarte), to Polska stanie się państwem, które - jeśli chodzi o dostęp do gazu - będzie mogło swobodnie wybierać kierunki importu gazu. I to właśnie wydaje się najważniejsze. Nie będziemy już musieli się ograniczać do jednego kierunku, a będziemy mieli możliwość korzystania z wielu kierunków.

Jak to?

- Bo Baltic Pipe to nie jest tylko połączenie Polski tylko z Norwegią, ale poprzez Baltic Pipe mamy możliwość podpięcia się pod zachodni system gazociągów. Tym samym coraz głośniej mówi się o możliwości importowania gazu nie tylko z Norwegii, ale też z południa Europy.

To uniezależnienie się poprzez Baltic Pipe od Rosji, jak to sytuuje Polskę gospodarczo, społecznie i politycznie?

- Każde państwo, jeśli ma możliwość swobodnego kupowania surowców energetycznych, to może swobodnie prowadzić swoją politykę zagraniczną. Dopóki Polska była uzależniona od Federacji Rosyjskiej, to musiała podporządkowywać się i uwzględniać jakieś interesy Kremla. Tu można przytoczyć znamienną wypowiedź Waldemara Pawlaka, który pytał: czy gaz rosyjski jakoś inaczej się pali w kuchence gazowej? Otóż każdy gaz pali się podobnie, ale w sensie geostrategicznym rosyjski gaz palił się zdecydowanie inaczej, bo uzależniał nas od Rosji i w konsekwencji trzeba było uwzględniać pewne priorytety, które wyznaczali Rosjanie w tej części Europy. A mając możliwość swobodnego zakupu surowców energetycznych, bądź ich wytwarzania, stajemy się niezależnym graczem.

My stajemy się bardziej niezależni, ale co mają powiedzieć Niemcy? To u nich teraz szczególnie widać. Oni jednoznacznie uzależnili się w zakupie surowców energetycznych od jednego kraju, od Rosji.

- A to jest pytanie, które moim zdaniem jest pytaniem otwartym. Czy Niemcy rzeczywiście byli tak zaślepieni, że nie widzieli tego uzależnienia i nie brali pod uwagę, że Rosjanie mają imperialistyczne zapędy sądząc, że chcą oni prowadzić po prostu handel surowcami, czy też Niemcy przewidywali ten imperializm, a mimo tego brnęli w ten gazowy sojusz z Putinem? Moim zdaniem odpowiedzi na te pytania na razie nie ma. Aczkolwiek, patrząc na zachowanie Niemiec, już po otwartej inwazji na Ukrainę z tego roku, można odnieść wrażenie, jakby Berlin czekał na zakończenie tej wojny nawet wbrew interesom ukraińskim, aby szybko wrócić do interesów z Rosją. Z drugiej strony w Niemczech pojawiają się głosy, które wyraźnie mówią, że ten powrót już nie będzie możliwy i że Nord Stream 2 nie będzie nigdy otwarty.

To co im przyświecało w sprawie sojuszu z Rosją w sprowadzaniu surowców energetycznych?

- Niewątpliwie ten sojusz był dla nich korzystny. Niemcy chcieli być takim hubem, który będzie kupował rosyjski tani gaz i dalej go dystrybuował po innych krajach europejskich. Z punktu widzenia interesu niemieckiego można powiedzieć, że to była słuszna polityka. Tylko jest tu jedno małe „ale”. Niemcy są częścią Unii Europejskiej, a Unia powinna być wspólnotą. W związku z tym Niemcy powinny uwzględniać interesy także innych państw.

Kto według Pana jest architektem dzisiejszego sukcesu Baltic Pipe?

- Jak to zwykle bywa w takich przypadkach ojców i matek sukcesu jest wiele. W tym należy powiedzieć, iż pomysł na budowę połączenia gazowego pojawił się jeszcze zanim pojawił się pomysł na Gazoport w Świnoujściu. To była końcówka rządów Jerzego Buzka, czyli 2001 rok. Wtedy podpisano umowę z Norwegami na budowę gazociągu, który dziś nazywamy Baltic Pipe. A osobą, która do tego dążyła był zawsze Piotr Naimski, jako strateg polityki energetycznej w Polsce. On stał w cieniu różnych rządów. Natomiast patrząc, kto promował w ostatnich latach ten gazociąg, to wyraźnie widać, że rządzący w Polsce od 2015 roku taki priorytet postawili. Jarosław Kaczyński wrócił do projektu zablokowanego w 2001 roku i konsekwentnie go zrealizował.

Kto był szkodnikiem w 2001 roku?

- Wyraźnie trzeba powiedzieć, że rząd Leszka Millera. Przypomnę, że jedną z pierwszych decyzji tego rządu było wycofanie się z tego projektu. Warto zastanowić się trochę dłużej nad tym, że gdyby on tego nie zrobił, gdyby Miller nie wycofał się z umów wcześniej przygotowanych, to Polska miałaby Baltic Pipe już od prawie 20 lat i bylibyśmy w dużej mierze uniezależnieni od dostaw z Rosji. I co więcej, moglibyśmy ten gaz redystrybuować do innych krajów. Ponadto, pomysł na gazociąg Baltic Pipe, który przecież pochodzi z początku tego stulecia, wyprzedzałby pomysł niemiecko-rosyjski na budowę Nord Stream I i II.

Czy możemy powiedzieć, że to Niemcy „zgapili” od nas pomysł na taki gazociąg?

- To może kolokwialne stwierdzenie, ale to my bylibyśmy pierwsi. Gdyby wtedy powstał taki gazociąg, to Niemcom może by się w ogóle nie opłacało budowanie Nord Stream I i II. Patrząc z dzisiejszej perspektywy bardzo wyraźnie widać, że decyzja Leszka Millera miała ogromne, negatywne skutki i to nie tylko dla Polski. Moim zdaniem dziś eks-premier, europoseł powinien być za to - przynajmniej etycznie - osądzony. Bo przecież Polska, przez jego decyzję, straciła niebywałą okazję na szybszy strategiczny, gospodarczy rozwój.

A jak w 2001 roku tę swoja decyzję uzasadniał Leszek Miller?

- Posługiwano się logiczną argumentacją. Mówiono, że aby inwestycja była opłacalna, to Polska musiałaby tego gazu kupować więcej niż była w stanie, w tamtym czasie, wykorzystywać. Ale zapominano o jednym: suwerenność państwowa jest bezcenna i nie przelicza się jej na pieniądze. Trzeba było szukać kontrahentów na odbiór nadwyżek gazu i jednocześnie budować magazyny gazu, albo w ostateczności go przepalać.

Ale w tamtych czasach raczej takie podejście było nie do pomyślenia. Przepalanie gazu – to był nonsens.

- Zgoda. W niektórych głowach to się nie mieściło. Pytanie – dlaczego? Czy dlatego, że ówcześni politycy nie mieli wyobraźni i roztropnego podejścia do suwerenności państwa, czy może dlatego, że im się nie kalkulowało mieć takiej wyobraźni. W 2001 r. zabrakło wśród rządzących prawdziwych mężów stanu, czyli osób, które potrafią, po pierwsze, dostrzec coś, czego inni nie dostrzegają, a po drugie, przekonać do wizji przyszłości tych, którzy mają ograniczoną percepcję albo są zbyt skupieni tylko na interesie własnej formacji politycznej.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Baltic Pipe daje nam możliwość uniezależnienia się od Rosji - mówi profesor Maciej Drzonek - Głos Szczeciński

Wróć na i.pl Portal i.pl