Podnoszenie stóp procentowych ma pozwolić skutecznie zwalczać inflację. Jednak patrząc na marcowe dane o inflacji, zupełnie tego nie widać, w marcu, już po serii podwyżek stóp, inflacja sięgnęła 10,9 % (dane GUS). I niestety, chcę się z Czytelnikami podzielić poważną obawą - mimo wzrostu stóp inflacja wcale nie musi spadać.
Po pierwsze, nasza rekordowa inflacja jest w znacznej mierze "importowana". Nasze portfele w marcu odczuły wzrost cen paliw i energii, które jednak wynikały z czynników absolutnie niezależnych. Po bandyckim ataku Rosji na Ukrainę ceny gazu i ropy na światowych rynkach wystrzeliły w górę. I niewiele można było z tym zrobić. W dodatku agresja Rosji wpłynęła na osłabienie złotego, a przed kantorami ustawiały się kolejki - w pewnym momencie Euro kupowano po 5,10 zł. I o ile na cenę baryłki ropy NBP nie ma żadnego wpływu, to podniesienie stóp procentowych wzmocniło naszą walutę. W efekcie dziś kurs rynkowy to 4,65 zł za Europ, a więc znacznie mniej niż kilka tygodni temu. Widać to zresztą po obniżkach cen paliw, choć nadal są one na dość wysokim poziomie.
Ale jest z inflacją jeszcze jeden problem, na który moglibyśmy mieć wpływ, a raczej miałyby go nasze banki. Otóż w czasach inflacji ludzie szybciej wydają pieniądze. Robią zakupy, póki pieniądze nie stracą na wartości. Ma to dobrą stronę - podnosi wzrost gospodarczy. Ale ma też niepokojącą - kolejne zakupy napędzają dalej inflację. Można to przerwać ściągając pieniądze z rynku i namawiając ludzi do oszczędzania. Teoretycznie więc wraz za idącymi w górę stopami NBP powinny się pojawiać w miarę atrakcyjne oferty depozytów i lokat dla klientów. To by skierowało strumień pieniędzy do banków. Czy tak się dzieje? Otóż nie. Każdy posiadacz kredytu widzi jak szybko banki informują o wzroście rat, gdy zmieniają się stopy NBP. Przy kredytach hipotecznych to zmiany poważne, sięgające w perspektywie ostatniego półrocza kilkuset złotych. Ale nawet przy niewielkich kredytach konsumenckich zmiany są wyraźne. Trzeba płacić większe raty.
Czy banki są równie chętne do tworzenia atrakcyjnej oferty oszczędnościowej? Absolutnie nie. W przekazach marketingowych pojawiają się "atrakcyjne oferty", na których można zarobić nawet 2,1% w skali roku. W dodatku często obwarowane to jest warunkami (np. limity wpłat lub na nowe środki). Dziś najlepiej oprocentowane lokaty to odsetki na poziomie 4% rocznie. Tak nie uda się ściągnąć poważnych pieniędzy z rozgrzanego rynku. Bo to znacznie poniżej inflacji, choć lepiej dostać 4% niż 0,5% co jeszcze niedawno bywało "normą".
Patrząc na bankowy rynek dla inflacji widzę duże perspektywy. Niestety.
