Spis treści
Alkohol częstą przyczyną tragedii nad wodą
Co Pan czuje, kiedy czyta takie nagłówki, jakie ostatnio pojawiają się w mediach: „rekord utonięć w ostatni weekend”?
Z jednej strony odczuwam ogromny żal, bo każde ludzkie życie jest bezcenne. Z drugiej strony, za każdym utonięciem kryje się jakaś historia - na przykład ktoś wypadł z roweru wodnego, bo chciał się popisać, albo ktoś wszedł do wody po alkoholu, bo był nieodpowiedzialny. Każde utonięcie to historia, której można było zapobiec, jeśli ktoś odrobiłby „lekcję” w domu - sprawdził pogodę, nie pił alkoholu, nie chciał się popisać, albo nie chciał mieć tego jedynego, wyjątkowego zdjęcia do mediów społecznościowych.
Każde utonięcie można przewidzieć i można mu zapobiec. Kiedy idziemy w góry, pierwsze, co robimy, to sprawdzamy pogodę. Nie wybieramy się w góry, gdy nadchodzi burza, tylko czekamy na lepszą aurę. Ale kiedy jedziemy nad morze, to niezależnie od warunków pogodowych, często ignorujemy zagrożenia. Myślimy, że „nic mi się nie stanie”. Każde z utonięć to znak, że ta „lekcja” nie została odrobiona. Tak naprawdę, niewiele jest przypadków nagłych, niespodziewanych utonięć. Jeśli kajakarz wypadł z kajaka i się utopił, to często okazuje się, że miał kapok, ale użył go jako poduszki, bo chciał, żeby było wygodniej. Jeśli wpadniemy do wody bez kapoka, to już nie zdążymy go założyć. Nie ma takiej możliwości.
Co roku w wodzie giną dziesiątki, jeśli nie tysiące ludzi. Jakie błędy popełniają najczęściej ci, którzy jadą na urlopy nad wodę?
Jeśli chodzi o same utonięcia, to niestety, alkohol jest często obecny. My, ratownicy pełniący dyżur na plaży, słyszymy otwieranie piwa, widzimy też ludzi kupujących całe siatki piwa i zmierzających na plażę. Oczywiście, nie chcę generalizować, że zawsze przy alkoholu ktoś utonie, ale badania i statystyki policyjne pokazują, że w dużej części przypadków alkohol był obecny we krwi tych, którzy utonęli.
Może wprowadzić zakaz spożywania alkoholu na plażach?
Myślę, że taki przepis byłby martwy. Po pierwsze, kto miałby to kontrolować i jaki byłby próg akceptowalności? Alkohol działa różnie na różnych ludzi. Nie jestem zwolennikiem zakazów, wolę edukację. To jak zakazywanie wchodzenia na lód - wejście na lód może być fajną przygodą, ale trzeba to robić z głową. Nie zakazujmy, a uczmy. Często refleksja przychodzi dopiero, kiedy tragedia wydarzy się blisko nas, wśród znajomych czy rodziny. Wcale nierzadko słyszałem o sytuacjach, w których grupa znajomych wybrała się jachtem, na jachcie wypili alkohol, ktoś wyszedł na pokład za potrzebą, przechylił się, wpadł do wody, a koledzy zauważyli jego brak dopiero po dłuższym czasie. To są prawdziwe historie.
Albo - kiedy ratownik mówi, że są wysokie fale i silne prądy, wywiesza czerwoną flagę i prosi, żeby nie wchodzić do wody, to ludzie często ignorują. Słyszymy: „Nie po to jechałem 500 km, żeby ktoś mi mówił, żebym nie wchodził do wody”. Taka osoba idzie więc poza strzeżone kąpielisko, i się topi. Czyja to wina? Ratownika? Czy tego człowieka?
Nad wodą trzeba przestrzegać przepisów i nakazów
A zatem pierwsza rzecz to alkohol. Druga, to wybieranie niestrzeżonych miejsc do kąpieli. Co jeszcze?
Najważniejsze jest, aby wybierać strzeżone kąpieliska. Nad polskim morzem czy na śródlądziu mamy tysiące ratowników, którzy od rana do późnego popołudnia siedzą na plaży i pilnują ludzi w wodzie. Ich głównym zadaniem jest dbanie o nasze bezpieczeństwo. Jeśli idziemy na plażę, wybierajmy miejsca, gdzie są ratownicy. Wiadomo, że nie można mieć ratowników wszędzie, ale jeśli już idziemy nad wodę, unikajmy miejsc z zakazem kąpieli, takich jak okolice falochronów czy budowli hydrotechnicznych.
Ponieważ te zakazy są z jakiegoś powodu?
Zdarzają się sytuacje, kiedy ktoś wchodzi na falochron, aby zrobić ładne zdjęcie, i okazuje się, że te konstrukcje są śliskie. Chwila nieuwagi, poślizgnięcie i człowiek wpada do wody, gdzie mogą być silne prądy i zawirowania. Falochrony są często porośnięte skorupiakami, które są ostre jak tarka, co tylko zwiększa ryzyko wypadku. Tam, gdzie jest zakaz kąpieli, zawsze jest ku temu powód - po prostu jest tam niebezpiecznie.
Czy ludzie znają kolory flag i wiedzą, co one oznaczają? Dlaczego ważne jest, żeby przestrzegać tych informacji?
Na strzeżonych kąpieliskach mamy dwa rodzaje flag: białą i czerwoną. Biała flaga oznacza, że tu pełniony jest dyżur ratowników i kąpiel jest dozwolona. Woda ma odpowiednią temperaturę oraz czystość, nie ma prądów wstecznych ani wysokiej fali, a ratownicy mogą skutecznie obserwować plażowiczów. Czerwona flaga oznacza, że istnieje zagrożenie, na przykład sinice, wysoka fala, prądy wsteczne lub ograniczona widoczność. Wtedy ratownicy nie wpuszczają ludzi do wody. Najgorsze, co można zrobić, to ignorować te ostrzeżenia i kąpać się poza strzeżonym kąpieliskiem.
Jakie są najczęstsze przyczyny tego, że ludzie ignorują czerwone flagi?
To jest ta natura Polaka - „Ja wiem lepiej”. Kiedy jest mecz piłkarski, to nagle 30 milionów ludzi jest ekspertami od piłki nożnej, prawda? Podobnie, jeśli ktoś raz na jakiś czas pójdzie na basen i przepłynie od ściany do ściany, to uważa, że może pływać w morzu. A pływanie w morzu to zupełnie inna sprawa. Często brawura oraz zaległości w procesie nauki pływania są problemem. Obecnie małe dzieci praktycznie w każdej szkole mają zajęcia z pływania, więc osoby kończące podstawówkę już potrafią pływać. Niestety, wśród dorosłych, kiedy dostęp do pływalni w ich dzieciństwie był ograniczony, wiele osób nie potrafi pływać. Często wstydzą się lub są zbyt leniwe, aby zapisać się na kurs pływania dla dorosłych, a takie kursy są dostępne.
Mężczyźni po 50. roku życia i dzieci
Są takie grupy demograficzne, które są bardziej narażone na utonięcie?
Można to wywnioskować bezpośrednio ze statystyk Komendy Głównej Policji, która jest jedyną jednostką prowadzącą kompletne statystyki tego rodzaju w Polsce. Wynika z nich, że grupą społeczną najczęściej tonącą są mężczyźni powyżej 50. roku życia.
Dlaczego oni?
Można się nad tym zastanawiać. Być może ci mężczyźni są bardziej skłonni do ryzyka, może stan zdrowia odgrywa tu rolę. Często słyszę: „Kiedy miałem 20 lat, przepływałem jezioro z jednego końca na drugi”. Teraz mają 55 lat, 30 kg nadwagi i kilka chorób współistniejących, co sprawia, że nie są już w stanie przepłynąć tej samej trasy.
A co z dziećmi? Jakie są najważniejsze zasady, które powinni przestrzegać rodzice czy opiekunowie pilnujący dzieci nad wodą?
Jest kilka elementów, o których trzeba pamiętać. Po pierwsze, jeśli idziemy na plażę, warto wyposażyć dziecko w opaskę z numerem telefonu do rodzica czy opiekuna. Można je uzyskać od ratowników lub przygotować samemu. Jeśli dziecko się zgubi, ktoś, kto je znajdzie, zadzwoni na numer na opasce. Ważna jest także prewencja - pilnujmy dzieci. Najgorsze, co można zrobić, to powiedzieć: „Idź na brzeg, mamusia poczyta książkę”, po czym wyciągamy telefon i tracimy dziecko z oczu. Dzieci mają zdolność „teleportacji” - w jednej chwili są, a w drugiej ich nie ma. Jeśli dziecko idzie do wody, idźmy razem z nim. Najlepiej wejść do wody od strony głębszej, aby w razie potrzeby móc dziecko szybko złapać, zamiast gonić je od brzegu.
Dzieci bardzo lubią dmuchane zabawki, jak koła, materace w kształcie wszelkich możliwych zwierząt. Jakie są zalecenia dotyczące ich używania?
Czy naprawdę chcemy zaufać dmuchanej zabawce za kilka złotych, kupionej na bazarze, która cały dzień leży na słońcu i może się rozkleić? Poza tym dziecko posmarowane olejkiem jest śliskie, co zwiększa ryzyko, że ześlizgnie się z takiej zabawki. Dodatkowo, dmuchane piłki bardzo szybko są porywane przez wiatr. Jeśli damy dziecku dmuchaną piłkę, może ona zostać zwiana na głęboką wodę, a dziecko próbując ją złapać, może stracić grunt pod nogami. To dotyczy również dorosłych. Słyszy się o przypadkach, gdy dorosły popłynął na środek jeziora za piłką i utonął. Materace także są szybko poruszane przez wiatr. Jeśli taki materac zostanie zwiany na morze, jego właściciel stwierdzi: „Kosztował parę złotych, no trudno, przeboleję”. Niestety, ktoś może zgłosić, że widział osobę na tym materacu, a teraz jest on pusty. Rozpoczyna się wielogodzinna akcja poszukiwawcza angażująca różne służby, w tym śmigłowiec, tylko dlatego, że ktoś nie przypilnował dmuchanej zabawki.
Trzeba dbać o ratowników
Przed jakimi najważniejszymi wyzwaniami stoją dzisiaj ratownicy na polskich plażach?
To zależy, czy mówimy z punktu widzenia zarządzających ratownictwem, czy samych ratowników stojących na plaży. Z perspektywy zarządzających największym problemem jest brak stałego finansowania. Ratownictwo wodne w Polsce funkcjonuje na dwóch filarach: są kąpieliska strzeżone, gdzie ratownicy są obecni na plaży, oraz ratownicy pełniący dyżury na określonych akwenach, na przykład na Mazurach jest w gotowości oddział ratownictwa wodnego, który natychmiast reaguje, kiedy na jeziorze wywróci się jacht. W obu przypadkach finansowanie jest niewystarczające.
Ratownicy często zarabiają minimalną krajową, a sprzętu jest jak na lekarstwo. Istnieje też ogromna dysproporcja między poziomem ratownictwa na różnych kąpieliskach - w jednej miejscowości możemy mieć nowoczesny sprzęt i liczne zespoły ratowników, a w sąsiedniej zaledwie kilku ratowników i podstawowy sprzęt. Z punktu widzenia ratownika, który pełni dyżur na plaży, problemem jest często brak szacunku i zrozumienia ze strony dorosłych plażowiczów. Ratownicy często spotykają się z lekceważeniem. Gdy ratownik prosi, aby nie wypływać za żółtą bojkę, ponieważ jest to niezgodne z prawem, wiele osób to ignoruje, twierdząc, że wiedzą lepiej.
Co może zrobić ratownik w takich sytuacjach?
Na kąpielisku obowiązuje regulamin. Jeśli ktoś się do niego nie stosuje, ratownik ma prawo poprosić o pomoc patrol policji, który może wyprowadzić nieposłusznego plażowicza. Jeśli osoba upiera się i wychodzi poza obszar kąpieliska, ratownik traci swoją moc działania, chyba że ta osoba jest pod wpływem alkoholu i stwarza zagrożenie dla siebie. Wtedy również można wezwać policję. Jeśli jednak osoba jest w pełni świadoma i decyduje się pływać poza kąpieliskiem, ratownik nie ma możliwości, by jej tego zakazać.
Wyposażenie podczas akcji ratunkowych ma znaczenie? Czy różni się sposób przeprowadzania akcji w zależności od posiadanego sprzętu?
Ratownictwo wodne to zajęcie zespołowe - nikt nie działa sam. Na kąpielisku morskim obowiązuje zasada, że na każde 100 metrów plaży przypadają minimum trzy osoby. W zależności od posiadanego sprzętu, ratownicy używają różnych metod ratunkowych. Na przykład, jeśli mają pas ratunkowy typu „węgorz”, ratownik płynie do osoby tonącej i podaje jej pas, a reszta zespołu ściąga ich za pomocą liny na brzeg. To podstawowa akcja ratunkowa. Jeśli osoba zniknie pod powierzchnią wody, rozpoczyna się akcja poszukiwawcza. W zależności od warunków, tworzy się „łańcuch życia”, używa motorówek lub wzywa inne służby, takie jak śmigłowce Marynarki Wojennej. Wszystko zależy od sytuacji - mogą to być proste akcje z pasem ratunkowym lub bojką SP, ale również wielogodzinne operacje z użyciem statków ratowniczych i śmigłowców.
Pogoda ma znaczenie? Jakie warunki pogodowe najbardziej wpływają na ryzyko utonięć?
Wbrew pozorom, najwięcej utonięć nie zdarza się podczas bardzo silnych sztormów, ponieważ wtedy ludzie zazwyczaj mają więcej rozsądku i widząc wysokie fale, unikają wchodzenia do wody. Najbardziej niebezpieczna jest sytuacja, gdy mamy do czynienia z niemal sztormowymi warunkami - fale są wysokie, ale jeszcze nie na tyle, by całkowicie odstraszyć plażowiczów. Ludzie myślą wtedy: „Fale są fajne, poskaczę na nich, zrobię zdjęcie na media społecznościowe”. To właśnie w takich warunkach najczęściej dochodzi do tragedii, ponieważ fale mogą przewrócić i podciąć nogi i taka osoba nie będzie już w stanie się podnieść.
Jak reagować, gdy widzimy osobę tonącą?
Widzimy osobę potrzebującą w wodzie pomocy. Jak powinniśmy reagować?
Pierwsze, co powinniśmy zrobić, to zadzwonić na numer alarmowy 112 lub numer ratunkowy nad wodą 601 100 100. Często, będąc na plaży, nie mamy świadomości, czy w pobliżu są ratownicy. Mogą być tuż za rogiem, w tłumie ludzi może nie zauważyliśmy wieżyczki ratowniczej. Dzwoniąc na numer alarmowy, ta informacja zawsze dotrze do najbliższych ratowników, którzy mogą pojawić się w ciągu jednej czy dwóch minut. Zawsze najpierw wzywajmy służby, ponieważ im dalej od strzeżonego kąpieliska, tym dłużej potrwa pomoc.
A kiedy jesteśmy w wodzie, nie mamy telefonu komórkowego i widzimy, że ktoś tonie? Czy powinniśmy podejmować sami akcję ratunkową, czy zostawić to specjalistom?
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, ponieważ zależy to od wielu czynników. Ratownicy pełniący dyżur są świetnymi pływakami, po 66-godzinnym kursie, przeszkolonymi i działają zespołowo, mają też odpowiedni sprzęt. Ich akcje są skuteczne. Jeśli jesteśmy w wodzie i widzimy, że ktoś potrzebuje pomocy, ale nie czujemy się na siłach i nie wiemy, jak to zrobić, lepiej nie podejmować ryzyka. Jak mówi przysłowie: „Tonący brzytwy się chwyta” - osoba tonąca będzie starała się utrzymać na powierzchni po naszym ciele, co może doprowadzić do sytuacji, że zamiast jednej osoby potrzebującej pomocy, będziemy mieli dwie. Przykładem jest sytuacja sprzed dwóch lat w Stegnie, gdzie na hurra utworzono „łańcuch życia”, bo jeden z plażowiczów zaczął tonąć, tylko że utonęła osoba, która w tym łańcuchu życia była. Tworzenie łańcucha życia również wymaga umiejętności i decyzję o jego utworzeniu podejmuje zawsze koordynator działań ratowniczych.
Żyjemy w świecie nowoczesnych technologii. Jakie nowe metody monitorowania bezpieczeństwa plażowiczów pomagają ratownikom w ich pracy?
Na pewno należy tu wspomnieć o systemach z numerami ratunkowymi: 601 100 100 nad wodą oraz 601 100 300 w górach. Te systemy zostały uruchomione ponad 20 lat temu dla WOPR, GOPR i TOPR, i z pewnością ułatwiają pracę ratownikom. Jeśli chodzi o inne technologie, warto wspomnieć o radiowęzłach na kąpieliskach. Jeśli dziecko zaginie, możemy przez megafon poprosić o podejście do ratowników, co przyspiesza całą akcję. Monitoring wizyjny również jest bardzo pomocny - kamery mogą obserwować plażę i kąpielisko, zwiększając bezpieczeństwo. W przypadku sprzętu ratowniczego, skutery wodne, szybkie łodzie motorowe, quady i samochody terenowe są coraz bardziej popularne. Ważną rolę w poszukiwaniach odgrywają też drony. Z góry widać więcej, a drony wyposażone są w kamery termowizyjne, mogą latać zarówno w dzień, jak i w nocy, co daje dodatkowy punkt obserwacji w przypadku poszukiwań.
Czy osoby uratowane przez ratowników wracają, aby podziękować i podzielić się swoimi historiami? Jak to wpływa na waszą pracę?
Zdarza się, choć nie jest to bardzo powszechne. Rodzice odnalezionych dzieci czasami przychodzą podziękować ratownikom. Częściej zdarza się to w formie wiadomości w mediach społecznościowych czy komunikatorach, w których ludzie dziękują za pomoc. Jest to bardzo miłe, choć ratownicy tego nie oczekują. Daje to jednak poczucie, że nasza praca ma sens i jest doceniana.
Potrzeba profilaktyki i zmian w prawie
Mógłby Pan podzielić się najbardziej pamiętną akcją ratunkową, w której brał Pan udział?
Nie mam w pamięci jednej konkretnej akcji. Z mojego punktu widzenia najbardziej cieszy mnie, kiedy cały system działa sprawnie. Kiedy kąpielisko jest dobrze wyposażone, zatrudnia dobrych specjalistów i wszystko funkcjonuje tak, jak powinno - to jest dla mnie najważniejsze. Kiedy system, którym zarządzałem, działał nie tylko od bojki do bojki, ale również na terenach niestrzeżonych, zarówno w trakcie, jak i po godzinach pracy - wtedy czułem, że osiągnęliśmy sukces. Najważniejsze jest stworzenie dobrego zespołu - odpowiednio zmotywowanego i dobrze współpracującego. Z dobrze wyszkolonymi ludźmi można robić ratownictwo w każdym miejscu na świecie. Jeśli są ludzie, którym się chce, można osiągnąć wszystko.
Jakie zmiany są potrzebne, aby zwiększyć bezpieczeństwo nad wodą?
Potrzebne są zmiany w przepisach prawnych. Ostatnia nowelizacja miała miejsce w 2011 roku i wymaga ponownej weryfikacji, aby ratownictwo wodne było jeszcze skuteczniejsze. Zmiany powinny obejmować system szkolenia ratowników wodnych, sprzęt dostępny na kąpieliskach, organizację kąpieli oraz sposób finansowania strzeżonych obszarów. Ważny jest również drugi filar ratownictwa, czyli stałe dyżury pełnione przez grupy ratownicze oraz ich finansowanie. Na przykład, w województwie pomorskim dofinansowanie ratownictwa wodnego z budżetu wojewody nie zmieniło się od 12 lat. W 2012 roku wynosiło 404 tysiące zł na całe województwo, a 12 lat później ta kwota nadal jest taka sama. Jeśli dana grupa ratownicza otrzymuje 30-50 tysięcy złotych, to kwota ta ledwo pokrywa ubezpieczenie za jednostki pływające na cały rok, nie mówiąc już o funduszach na sprzęt, dyżury ratowników, szkolenia i podniesienie poziomu ratownictwa.
Które z kampanii społecznych dotyczących bezpieczeństwa nad wodą są według Pana najbardziej skuteczne?
Najbardziej skuteczna jest edukacja od najmłodszych lat. Wszystko, co robią szkoły i grupy ratownicze w zakresie prewencji i profilaktyki, ma ogromne znaczenie. Pogadanki w szkołach, nauka pływania i uświadamianie dzieci są kluczowe. Ważne jest, aby dzieci zdobywały wiedzę i dzieliły się nią z rodzicami. Często zdarza się, że to właśnie dzieci przekonują rodziców do przestrzegania zasad bezpieczeństwa. Miałem sytuację, kiedy rodzina przyszła na plażę, gdzie były sinice. Ratownik zalecał opuszczenie wody, ale rodzic protestował. Wtedy ratownik zwrócił się do dziecka, które wyszło z wody, a rodzicowi zrobiło się głupio, że to dziecko posłuchało, a on nie.
Dlaczego sinice są niebezpieczne?
Sinice mogą pojawiać się i znikać nagle, nie dają się łatwo przewidzieć. Wystarczą odpowiednie warunki atmosferyczne, aby zniknęły w ciągu jednej nocy. Jednak ich obecność może powodować podrażnienia skóry, biegunki i wymioty. Każdy reaguje inaczej - jedna osoba przejdzie to lżej, inna może mieć poważniejsze objawy. Widziałem sytuację, gdzie mężczyzna, zdrowy i silny, musiał leżeć pod kroplówką po przypadkowym spożyciu wody z sinicami. Lepiej więc zapobiegać, odpuścić sobie kąpiel na jeden dzień i wrócić, kiedy woda będzie czysta.