Marsz rozpoczął się o godz. 16 pod pomnikiem Marszałka Józefa Piłsudskiego. Tę część Rynku Kościuszki zdominowały setki biało-czerwono-białych flag.
- To już dwa lata, jak Białoruś się obudziła, jak tysiące Białorusinów zaczęło demonstrować, bo reżim skradł nasze głosy - mówił jeden z organizatorów niedzielnego protestu w Białymstoku.
Podobne protesty zorganizowano w 30 miastach, nie tylko w Polsce. Zdaniem organizatorów dowodzi to, że sprawa białoruska jest ważna dla świata. Do uczestników białostockiego protestu specjalny list skierował marszałek województwa podlaskiego.
- Dzisiejszy marsz jest mocnym i wyraźnym głosem waszego sprzeciwu wobec antydemokratycznych działań władz rządzących obecnie w waszymi państwie - dziękował diasporze białoruskiej w liście Artur Kosicki.
Z kolei wiceprezydent Białegostoku Przemysław Tuchliński przypomniał, że po wybuchu represji Białoruś opuściło ponad 150 tys. jej obywateli. Wielu z nich osiedliło się w Białymstoku.
- Jako polskie społeczeństwo musimy ich wspierać, pomagać, pamiętać i dawać temu wyraz uczestnicząc w takich wydarzeniach jak marsz - mówił na Rynku Przemysław Tuchliński.
Niedzielny protest rozpoczął się tradycyjnie od hasła: "Żywie Biełaruś". Ale symboli było znaczenie więcej. Jak choćby transparenty z hasłami: "Łukaszenka ukradłeś nasze głosy", "Białystok za uznaniem reżimu Łukaszenki za terrorystyczny", czy jakże wymowna, ludowa symbolika w biało-czerwono białych barwach ukazująca Białoruś za kratami. To ona otwierała demonstrację
Z Rynku Kościuszki protestujący przeszli ul. Sienkiewicza, aleją Piłsudskiego i ul. Branickiego do Konsulatu Republiki Białorusi przy ul. Elektrycznej. Przed białoruskim konsulatem zostawili kartki z nazwiskami więźniów politycznych.
9 sierpnia 2020 roku po sfałszowaniu przez Aleksandra Łukaszenkę wyborów w Białorusi rozpoczęły się protesty. Zostały brutalnie stłumione, a opozycjoniści zostali poddani fali represji. Zginęło wówczas 6 osób, około 50 tysięcy trafiło do aresztu.
