SPIS TREŚCI
26 stycznia o godz. 8 (6 czasu polskiego), na Białorusi rozpoczęły się siódme wybory prezydenckie. Bierze w nich udział pięcioro kandydatów, choć czworo rywali Łukaszenki starannie dobrano, by jedynie stworzyć pozory rywalizacji. Jest tam komunista, jest radny miejski z Mińska, jest dwoje parlamentarzystów. Nie tylko z tego powodu trudno mówić o uczciwych wyborach. Komisja wyborcza ogłosi z góry ustalone wyniki, które nie mają żadnego związku z oddanymi głosami. Zresztą sam Łukaszenka nie raz przyznawał, że wyniki wyborów będą takie, jak on zdecyduje. Białorusini mogą głosować do godz. 20 (18 w Polsce). Za granicą nie otwarto lokali wyborczych.
Dożywotni prezydent Łukaszenka
Obecna kampania była uważana za najnudniejszą w historii Białorusi, bo po raz pierwszy Łukaszenka nie ma faktycznej konkurencji. Podczas ostatnich wyborów prezydenckich w sierpniu 2020 r. Łukaszenka nie uzyskał większości głosów i uciekł się do oszustwa wyborczego. Wywołało to największe protesty w historii kraju, trwające miesiącami. W odpowiedzi reżim rozpoczął bezprecedensowe represje. Według danych Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców opublikowanych w marcu ub.r., od 2020 r. z powodu skoordynowanej przemocy i represji z Białorusi uciekło aż 300 000 osób.
W latach 2020-2024 Białoruś wprowadziła reformy legislacyjne mające ułatwić transformację polityczną. Utworzono nowy organ państwowy, Ogólnobiałoruskie Zgromadzenie Ludowe, z nieograniczonymi uprawnieniami, a Łukaszenka został wybrany na jego przywódcę. Ponadto prezydent otrzymał dożywotnie gwarancje dla siebie i swojej rodziny w przypadku rezygnacji. W ostatnich latach 70-latek borykał się z problemami zdrowotnymi. Przeszedł kilka operacji, znacznie przybrał na wadze, zmniejszył częstotliwość swoich publicznych wystąpień. Jest wysoce prawdopodobne, że zdecydował się pozostać na fotelu prezydenckim do końca życia, aby uchronić się przed potencjalnym oskarżeniem i procesem.
Wasal Putina
Obawiając się potencjalnej utraty władzy przez Łukaszenkę, Kreml zapewnił mu w 2020 roku wsparcie finansowe w wysokości 1,5 miliarda dolarów, aby zapewnić lojalność białoruskich organów ścigania i urzędników państwowych. Wsparcie Kremla chroni reżim Łukaszenki, ale ogranicza jego zdolność do współpracy z Zachodem lub zyskania większej niezależności politycznej. Od 2020 r. zależność Białorusi od Rosji znacznie wzrosła, a proces pogłębiania integracji gospodarczej i wojskowo-politycznej w ramach Państwa Związkowego ma być kontynuowany. Łukaszenka ściśle związał Białoruś z Rosją i zapewnił wsparcie dla rosyjskiej wojny na sąsiedniej Ukrainie, zezwalając siłom rosyjskim na inwazję z terytorium Białorusi i wspierając Rosję dostawami broni i amunicji.
Od kilku tygodni rosyjskie kanały Telegramu, powiązane ze służbami specjalnymi, rozpowszechniały pogłoski o groźbie puczu na Białorusi i protestach. Anonimowy kanał powiązany z RT (b. Russia Today) zasugerował, że „Łukaszenka może podzielić los Baszara al-Asada, jeśli Kreml wycofa swoje wsparcie” i twierdził, że Stany Zjednoczone przygotowują jego obalenie za 380 milionów dolarów. Warto zauważyć, że 18 grudnia Departament Stanu USA wezwał swoich obywateli do opuszczenia Białorusi. Zapewne z obaw przed prowokacjami zorganizowanymi przez prorosyjskie siły. Kreml ma interes w tym, aby wybory nie przebiegły sprawnie i pokojowo, ponieważ to umocniłoby Łukaszenkę i mogło otworzyć mu kanały komunikacji z Zachodem. W interesie Kremla jest pogłębienie izolacji międzynarodowej Mińska – więc niewykluczony jest scenariusz rzekomej próby „kolorowej rewolucji” rzekomo organizowanej przez Zachód z udziałem Polski i Ukrainy. Oczywiście reżim, z poparciem Moskwy, spacyfikowałby taką próbę – ale polityczne zyski miałby tylko Kreml. W przypadku eskalacji napięć, w skrajnym scenariuszu, Rosja może wykorzystać sytuację do rozmieszczenia na Białorusi swoich sił wojskowych lub policyjnych, a nawet instalując rząd, który będzie w pełni kontrolować.
Zachód nie uznaje Łukaszenki
Parlament Europejski potępił wybory prezydenckie na Białorusi w rezolucji, która określa ten proces jako „fikcję”, jednocześnie potępiając reżim autorytarnego władcy Alaksandra Łukaszenki. Europejscy prawodawcy zagłosowali 22 stycznia za przyjęciem rezolucji 567 głosami za, przy 25 głosach przeciw i 66 wstrzymujących się. Rezolucja „ponownie potwierdza nieuznawanie wyborów [w 2020 r.] Alaksandra Łukaszenki na stanowisko prezydenta Białorusi; uważa obecny reżim na Białorusi za bezprawny, nielegalny i przestępczy; potwierdza swoje niezachwiane poparcie dla narodu białoruskiego w jego dążeniu do demokracji, wolności i praw człowieka”.
Zauważono również, że ponad 1250 więźniów politycznych jest przetrzymywanych w białoruskich aresztach, a wielu z nich jest torturowanych, przebywa w warunkach zagrażających życiu i odmawia się im opieki medycznej. Ustawodawcy potępili „brak wolności, uczciwości i przejrzystości przed tak zwanymi wyborami prezydenckimi na Białorusi i wezwali UE, jej państwa członkowskie i społeczność międzynarodową do kategorycznego odrzucenia nadchodzących wyborów na Białorusi i kampanii przygotowawczej jako fikcji, ponieważ nie spełniają one minimalnych międzynarodowych standardów demokratycznych wyborów”.
W zeszłym tygodniu Stany Zjednoczone stwierdziły, że głosowanie na Białorusi nie może być wolne ani uczciwe z powodu „represyjnego środowiska”, w którym na karcie do głosowania mogą pojawić się tylko kandydaci zatwierdzeni przez reżim, a członkowie opozycji są więzieni lub przebywają na wygnaniu.
Bezradna opozycja
Podzielona opozycja ma różne strategie dotyczące wyborów. Byli kandydaci na prezydenta Zianon Paźniak, Andrej Sannikow i Walery Cepkało, opowiadają się za całkowitym bojkotem głosowania. Tymczasem grupa reprezentowana przez środowiska Swiatłany Cichanouskiej i Pawła Łatuszki wzywa do udziału w wyborach i głosowania przeciwko wszystkim kandydatom. Biorąc pod uwagę brak jakiegokolwiek nadzoru nad liczeniem głosów, udział w wyborach wydaje się bez znaczenia i służy jedynie stworzeniu iluzji frekwencji wyborczej, co jest korzystne dla reżimu.
Oficjalne wyniki zostaną ogłoszone w ciągu kilku godzin po wyborach. Jedynym pytaniem jest to, ile głosów zostanie przypisanych Łukaszence. Zgodnie z logiką dyktatora, nie może to być mniej, niż poprzednio, więc co najmniej 80 procent.
źr. Jamestown Foundation, RFE/RL