Podczas konferencji prasowej 7 lutego 2022 roku prezes NIK Marian Banaś ogłosił, że doszło do masowego, "bezprecedensowego" ataku hakerskiego na urządzenia (telefony, laptopy, serwery) pracowników Najwyższej Izby Kontroli. Jak się jednak okazuje, żadnej inwigilacji nie było.
Według dziennika "Rzeczpospolita" już podczas głośnej konferencji prezes NIK Marian Banaś wiedział, że kanadyjska grupa Citizen Lab nie znalazła potwierdzeń na to, że urządzenia należące do samego Banasia oraz jego syna Jakuba Banasia (pracuje jako doradca społeczny prezesa NIK) były inwigilowane przy pomocy oprogramowania szpiegującego Pegasus.
Konferencja miała prawdopodobnie na celu zablokowanie sejmowego głosowania nad uchyleniem Marianowi Banasiowi immunitetu.
Całej sprawy nie chce komentować rzecznik NIK, który pomimo wielu zapytań "Rz" nie odpowiada i nie odbiera telefonu. Zarówno Marian Banaś, jak i jego syn Jakub nie zostali także wezwani na przesłuchanie przed senacką Komisję Nadzwyczajną, która ma badać przypadki nielegalnej inwigilacji, wskazuje "Rz". Gazeta całą sprawę nazywa "blamażem NIK".
Co więcej, Marian Banaś, pomimo ciążącego na nim obowiązku, nie powiadomił o rzekomym ataku odpowiednich służb. W związku z tym Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego skierowała doniesienie do prokuratury. W ramach postępowania prezes Banaś zostanie wezwany do wskazania, skąd miał dane wskazujące na masowy atak hakerski "na skalę nieznaną od 103 lat”.
Źródło: rp.pl
