Bo trawa znów była za krótka

Marian Kmita
Fot. Polskapresse
Nie miał szczęścia do mediów w zeszłym roku Mirosław Drzewiecki. Ledwo przełknął świątecznego karpia, a tu znów czegoś od niego chcą. "Superwizjer" "odkrył", że w sprawie budowy orlików nie wszystko było OK, zwłaszcza jeśli chodzi o wysokość trawy i jej dostawcę. Pecha ma pan Mirek, bo zatrudnił do wykonania orlików 371 firm, a i tak mówią, że wyłącznie pomagał kolegom. A ja uważam, że co jak co, ale za Orlika 2012 medal mu się należy.

Zazdroszczą nam tego w całej Europie, a wybudowanie 1,5 tys. boisk w trzy lata od słynnego expose premiera uruchamiającego to kolosalne przedsięwzięcie zaprzecza naszym narodowym doświadczeniom w temacie: konsekwencja i skuteczność.

W tym sukcesie olbrzymią zasługę mają także samorządy terytorialne, ale za orliki medal Drzewieckiemu należy się i koniec. Tymczasem telewizyjne śledztwo zostało chętnie podchwycone przez polityków opozycji, słynących z wielu "udanych" budowli sportowych pogrobowców Jaruzelskiego i Rakowskiego z SLD oraz PiS oczywiście także.

Już kierują sprawę do NIK, już zawiadamiają prokuratora generalnego, jakby nie wiedzieli, że budowa orlików od początku była pilnie śledzona przez słynne ze skuteczności ABW i jeszcze słynniejsze CBA. Obie nasze ulubione agencje niczego nie wskórały, choć współpracowały z prokuraturami w Warszawie, Krakowie i Katowicach. Prokuratury odmówiły wszczęcia jakiegokolwiek śledztwa w sprawie orlików, informując, iż w tejże sprawie "brak jest znamion czynu zabronionego". Ot i tyle.

Nie dziwi natomiast, że sprawa wystrzeliła 28 grudnia 2010 r. podczas poświątecznej sielanki. Do Euro 2012 zostało kilkanaście miesięcy i orliki pewnie będą podstawowym kapitałem PO w wyścigu po władzę w każdych następnych wyborach. Więc dla opozycji najlepiej zawczasu kompromitować to przedsięwzięcie jak i kiedy się da. Na szczęście orliki od dawna żyją swoim dalekim od wielkiej polityki życiem i na trwałe wpisują się w prowincjonalny krajobraz polskich miast i miasteczek.

Podziwiając rozmach inwestycji, trudno nie zmarszczyć się nad topografią rozmieszczenia orlików. W moim ukochanym Wrocławiu funkcjonują ledwie dwa, a w niedalekim, rodzinnym, 15-tysięcznym Brzegu Dolnym budują już trzeci. We Wrocławiu młodzież dusi się na skrawkach wolnego placu, a w Brzegu orlika eksploatują głównie czterdziestoletni oldboye Rokity. Obie sytuacje mieszczą się w rządowych założeniach: sport i rekreacja, ale chyba nie tak to miało być, żeby miasto organizator Euro 2012 miało ledwie dwa profesjonalne kompleksy. Póki co baczmy wszyscy, by trawa nie była za długa. Wszak to przecież najważniejsze.

Wróć na i.pl Portal i.pl