"Tygrysku, ujarzmiłem cię". "Tęsknię za twoim głosem" - takie sms-y miała znaleźć w telefonie brata starsza siostra chłopca. Kilka dni wcześniej nastolatek razem z matką odwiedził Wojciecha P. w jego pustelni w Dębowcu.
- Miałam wówczas kłopoty, problemy w pracy, depresję, wcześniej ciężko chorowałam - opowiada pani Jolanta. - Znajoma z Dębowca poleciła mi tego człowieka. Mówiła, że pomaga ludziom. A ja liczyłam na wsparcie modlitwą, rozmowę. Potrzebowałam tego.
Gdy przyjeżdżała do Dębowca na próby kościelnego chóru, odwiedzała przy okazji pustelnię na Kopaninach. Jak mówi - gospodarz tego domu ujął ją swoją dobrocią, grzecznością. Zachęcał, by przyjeżdżała z synem.
- Mąż pracował wtedy za granicą, bywał w domu tylko raz w miesiącu - mówi pani Jolanta.
Za którymś razem pustelnik zaproponował, żeby zostawiła syna na noc, rozłożył w kuchni polowe łóżko.
- To był pierwszy piątek miesiąca, syn był tego dnia u spowiedzi i komunii. Pustelnik zapewnił, że porozmawiają sobie jak mężczyźni, że chłopak potrzebuje chwili wytchnienia ode mnie. Uwierzyłam mu - mówi pani Jolanta.
- Bo jak można nie zaufać człowiekowi, który nosi habit? - dodaje jej mąż.
Rano przyjechała po syna. Ale szybko zauważyła, że po tej wizycie jego zachowanie bardzo się zmieniło.
- Zamknął się w sobie, nie chciał nigdzie wychodzić. A przede wszystkim nie chciał już nigdy pojechać do tego zakonnika - opowiada matka.
Gdy jej córka znalazła niepokojące sms-y, pani Jolanta postanowiła porozmawiać z synem.
- Zapytałam go, czy pustelnik nie zrobił mu krzywdy. Przyznał, że tak. I wszystko mi opowiedział. Płakał.
Jak wspomina, przez trzy miesiące nikomu nic nie mówiła. Nawet mężowi.
- Myślałam, że sama sobie z tym poradzę. Ale syn zaczął mieć duże problemy z nauką. Poszłam do szkoły, rozmawiałam z psychologiem. Pomogli mi w podjęciu decyzji o zgłoszeniu sprawy na policję.
Nie ukrywa, że proces będzie dla niej bardzo trudny, bo Wojciech P. zaprzecza, by wykorzystał nastolatka.
- Ale ja wierzę synowi i muszę przez to przejść. Nie rozumiem, jak można dziecku coś takiego zrobić. Ten człowiek powinien ponieść karę. I odbyć pokutę.
Prokuratura oskarżyła Wojciecha P. o dopuszczenie się wobec 14-latka innej czynności seksualnej. Mężczyzna miał też pokazać chłopcu film pornograficzny.
Wojciech P. złożył w przeszłości śluby wieczyste w zakonie karmelitów. Gdy zdecydował się wieść życie pustelnicze dostał zgodę władz kościelnych z Watykanu na opuszczenie klasztoru.
- Będąc pustelnikiem nie byłem zakonnikiem - tłumaczy. - Nie nosiłem habitu zakonnego, jedynie tunikę przepasaną pasem, bez szkaplerza i kaptura.
49-latek przestał być pustelnikiem, jest osobą świecką ale - jak mówi - nadal mieszka w ubóstwie i samotności, w tym samym domu przy lesie. Choć formalnie nie jest to już pustelnia (została zamknięta decyzją biskupa rzeszowskiego po interwencji rodziny chłopca).
W sądzie byłego zakonnika i pustelnika reprezentuje - pro publico bono - prawnik współpracujący z warszawską Fundacją Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris. Wojciech P. podczas śledztwa nie przyznał się do winy a jego obrońca zapowiada, że to stanowisko będzie podtrzymane w procesie.
Rozmawialiśmy dziś z Wojciechem P. przed rozprawą. Nie chciał odnosić się do oskarżeń. Przyznał, że w pustelni odwiedzali go różni ludzie, rodziny.
- Ale nikt nigdy nie zostawał u mnie na noc - zapewnia.
Proces toczy się z wyłączeniem jawności. Sędzia Małgorzata Janczura zdecydowała o tym ze względu na dobro pokrzywdzonego.