W pierwszym meczu strzelał z dystansu Phil Greene, w rewanżu fantastycznie walczył pod tablicami Malik Williams, ale nie sposób pominąć roli Victora Sandersa w finale FIBA Europe Cup. To bohater nieoczekiwany, podobnie jak jego transfer w trakcie sezonu.
Od początku obarczony był ryzykiem, budził zdziwienie. No bo jak to? Do klubu dbającego o wizerunek, do poukładanego zespołu Przemysława Frasunkiewicza trafi gracz, który dotąd zasłynął głownie wybrykiem w lidze włoskiej? W marcu ubiegłego roku Amerykanin został zatrzymany przez policję, gdy pod wpływem alkoholu jechał pod prąd na jednej z włoskich autostrad. Kilka godzin wcześniej miał już spotkanie z mundurowymi po bójce w barze. Wówczas jego klub Reyer Wenecja natychmiast zdecydował o dyscyplinarnym rozwiązaniu kontraktu.
Sportowo to także był znak zapytania. Sanders co prawda miał doświadczenie pucharowe w Europie, ale przed przyjściem do Anwilu grał w przeciętnym rumuńskim Cluj i wiodło mu się tam raczej marnie: w lidze zdobywał nieco ponad 6 pkt, w Eurocup mniej niż 4.
Frasunkiewicz dostrzegł w nim jednak cechy, które będą idealnie pasowały do Anwilu. I jak w wielu takich wypadkach, miał rację. Dziś bez Sandersa trudno sobie wyobrazić włocławski zespół, a kibice - wcześniej także raczej sceptyczni - domagają się głośno przedłużenia kontraktu z amerykańskim obrońcą.
Pytania o przeszłość Sandersa znikały wraz z coraz lepszymi jego występami na parkiecie. W końcu zdecydowanie przeciął je trener Frasunkiewicz. - On całe życie gra w koszykówce, a popełnił jeden błąd i wszyscy do tego teraz ciągle wracają. To bardzo nie fair wobec niego, bo to bardzo spokojny i pracowity chłopak.
A o roli Sandersa w Anwilu dodaje tak: - To zawodnik bardzo inteligentny, multipozycyjny i wszechstronny, świetnie radzi sobie w defensywie przeciwko graczom obwodowym rywala. W ataku potrafi zagrać nieszablonowo i wykreować coś z niczego.
Walecznością, energią, ruchliwością Amerykanin imponuje teraz w każdym meczu. Pytany o swój charakter gry odpowiada: pasja i miłość do koszykówki. - Zawsze staram się robić dla moje drużyny to, co mogę najlepiej. To pasja i miłość do tego sportu, uwielbiam być na parkiecie. Jestem z dala od rodziny przez dziesięć miesięcy i nie mógłbym tak żyć bez miłości do koszykówki. Nie ma dla mnie znaczenia, czy zaczynam w wyjściowej piątce, czy wychodzę z ławki rezerwowych, zawsze staram się zrozumieć swoją rolę i wywiązać się z niej na parkiecie. Jestem po prostu szczęśliwy, gdy w każdy możliwy sposób jestem w stanie pomóc kolegom na parkiecie.
Podczas 80 minut dwumeczu finałowego z Cholet Basket Sander spędził na parkiecie 53 minuty, zdobywając 36 punktów (najwięcej w zespole) i trafiając 6 z 15 rzutów z dystansu. Po ostatnim gwizdku nawet nie próbował ukryć łez. Średnio w ośmiu pucharowych meczach zdobywał 14,6 pkt, więcej miał Phil Greene, ale też grał nieco dłużej. Nie sposób natomiast liczbami wyrazić pracy i determinacji w grze obronnej Sandersa.
