W czwartkowych Nowinach pisaliśmy o braku pracowników w sektorze budowlanym. Pracodawcy, których dotyka ten problem sugerowali, że taki stan rzeczy może efektem programu “Rodzina 500+”
- Już od kilku dni nie mogę znaleźć pracownika mimo, że dałem ogłoszenie. Dwa lata temu po takim ogłoszeniu telefony się urywały od osób, które chciały podjąć zatrudnienie - mówi Bogdan Bardzik, właściciel firmy budowlanej w Rzeszowie.
Nie jest on jedynym przedsiębiorcą, który zmaga się z brakiem kandydatów do pracy.
- Te zasiłki psują rynek. Od jakiegoś czasu poszukuję operatora koparko-ładowarki. Zgłosiło się kilku kandydatów, ale nie jestem w stanie sprostać ich oczekiwaniom finansowym. Po opłaceniu ZUS-u i urzędu skarbowego poszedłbym zwyczajnie z torbami. Teraz ludzie wolą siedzieć w domu i brać od państwa pieniądze niż pracować - twierdzi anonimowo przedsiębiorca spod Łańcuta.
Ten problem dotyka w naszym regionie branże budowlaną oraz inne nisko płatne zawody. Niemal w każdym sklepie szerokopowierzchniowym możemy znaleźć oferty: zatrudnię sprzedawcę.
- Pracowałam w rzeszowskiej galerii, bo nie miałam wyjścia. Mamy dwójkę dzieci, mąż jest na rencie. Na stoisku, gdzie pracowałam, miałam zakaz siedzenia. Musiałam być na nogach przez 12 godzin. Pensja - niecałe 1300 zł na rękę. Teraz nie muszę wykonywać niewolniczej pracy, bo dzięki państwu mamy za co żyć - mówi pani Renata z Rzeszowa.
Według danych GUS stopa bezrobocia na koniec czerwca wyniosła 8,8 proc., czyli bez pracy było 1,39 mln osób. W Rzeszowie - stopa bezrobocia wynosi obecnie 6,7 proc.
- To niezwykle optymistyczne dane. Takiej wartości nie było w Polsce już od ośmiu lat - przypomina Marek Jurkiewicz, dyrektor InfoPraca.pl. - Do niedawna mieliśmy silny podział na tzw. Polskę A i B. Jeśli na rynku pracy była poprawa, widoczna była głównie w dużych aglomeracjach. Teraz także w mniejszych miastach sytuacja na rynku pracy wygląda optymistycznie. Wiem od przedsiębiorców, że mają coraz większy kłopot ze znalezieniem fachowców. Podkupowanie ich za lepsze wynagrodzenie i bonusy powoli staje się standardem - mówi Jurkiewicz. - Tam, gdzie dotąd było wysokie bezrobocie, dziś sprowadza się pracowników z innych krajów.
Jego słowa mogą potwierdzać fakty z regionu. Plantator borówki amerykańskiej z okolic Sędziszowa Młp. zmuszony był zatrudnić pracowników z Ukrainy, ponieważ brakowało chętnych do pracy. W jednym z rzeszowskich zakładów gdzie w poprzednich latach nie było problemu z naborem do pracy sezonowej, w tym roku brakowało chętnych.
- Czasami ludzie przychodzili na godzinę lub dwie i rezygnowali, bo stwierdzili, że za najniższą krajową nie będą tak ciężko harować - mówi pracownica jednej z rzeszowskich fabryk.
Ofert przybywa w urzędach pracy.
- Pojawił się problem z chęcią podjęcia zatrudnienia przez bezrobotnych. Pracodawcy mają o to do nas pretensję. Nawet z jednym miałem ostatnio rozmowę w tej sprawie i mu poradziłem, żeby płacił pensję 2,5 tys zł na rękę, to chętni się znajdą. Niestety, większość ofert dotyczy staży, umów śmieciowych i pracy za najniższą średnią krajową. Trudno się dziwić, że takie propozycje cieszą się coraz mniejszym zainteresowaniem. Inna sprawa, że w moim urzędzie około 30 procent spośród zarejestrowanych bezrobotnych przychodzi po ubezpieczenia, a żadną pracą nie są zainteresowani - mówi Adam Panek, dyrektor PUP w Rzeszowie.
- Jest właścicielem małego sklepu pod Rzeszowem. Chętnie podniosę pensję na 2 tysiące, jak chce rząd. A po dwóch miesiącach zamknę sklep - bo nie wytrzymam finansowo. Może w stolicy te 200 zł podwyżki nie jest problem, ale na Podkarpaciu przy tak małych przychodach z handlu i konkurencji ze strony różnych „Biedronek” nie mamy szans przetrwać. Zróżnicujcie ZUS i podatki, niech bogate regiony płacą wyższe, a biedniejsze jak Podkarpackie - niższe - komentuje czytelnik.
Czekamy na kolejne opinie w tej sprawie.
