Leon van Biljon kupił i wychował trzy lwiątka, myślał o nich - i tak się wyrażał - jak o swoich „dzieciach”. „Człowiek Lew” wierzył, że zbudował więź z dwoma samcami, Rambo i Nakitą oraz lwicą Katryn, i często spał na ich wybiegu, gdy były młode. Ale jeden fatalny błąd wiele lat później doprowadził do tragedii i udowodnił, że duże koty zawsze działają zgodnie z naturalnym instynktem.
Opiekun nie docenił zagrożenia
Tragedia wydarzyła się w Hammanskraal, na północ od Pretorii w Republice Południowej Afryki. Wchodząc na ich teren, aby naprawić płot na wybiegu, opiekun nie docenił zagrożenia. Wystarczyło, że na kilka chwil odwrócił się od lwów.
W ułamku sekundy jedno ze zwierząt zaatakowało człowieka od tyłu, zaciskając szczęki na jego szyi. Pomimo szybkiego przybycia ratowników nie udało się pomóc Leonowi, który konał w kałuży krwi.
Na ratunek był już za późno
Dopiero po zastrzeleniu lwów medycy mogli do niego dotrzeć, ale na ratunek było za późno. Pretoria News podał, że po jego śmierci rodzina Leona oświadczyła, że „zaznał spokoju” i „opuścił Ziemię ze względu na swoje dzieci”.
Jego córka, Leonette van Wyk, mówiła, że jej ojciec wiódł pełne życie, hodował lwy i uczył ludzi wiedzy o tych kotach.
„Zbudowaliśmy tę farmę od podstaw, tam dorastaliśmy. Mój tata hodował lwy. Sypiał z nimi. Uczył grupy szkolne o życiu lwów i relacji między Bogiem a tymi zwierzętami”.
