Szlak migracji z Białorusi do Austrii i Niemiec wykonany jest na mapie Europy, ściągniętej z Google. Są na niej arabskie nazwy Polski i sąsiednich państw. Ponadto wymienione są nazwy miast. Warszawa, która napisana jest oryginalnie po polsku oraz Moskwa (widać cztery pierwsze litery), pisana łacińskimi literami, jako MOCK.
Nowy szlak migracji zaznaczony jest czerwonymi strzałkami. Prowadzi z centrum Białorusi przez Ukrainę. Następnie na Słowację, a tutaj rozgałęzia się do Austrii i przez Czechy do Niemiec. Droga nie wiedzie przez Polskę.

Mapka pojawiła się na forach imigranckich, ale szerzej poznano ją dzięki białoruskiej telewizji Nexta, która zamieszcza w Internecie wiele materiałów z polsko-białoruskiej granicy.
- Taka mapka faktycznie istnieje w Internecie, ale z powodu jej bardzo dużej ogólności, nie przywiązywałbym do niej większej uwagi. Podobnych mapek jest wiele na różnych portalach. Często są wykonywane przez osoby w ogóle niezwiązane z imigracją. Po prostu, ktoś dorysował kilka strzałek ma mapie Googla i wrzucił ją do netu - komentuje funkcjonariusz jednej ze służb, któremu pokazaliśmy mapę.
Jednak nawet taka amatorska mapa może przekazywać pewne informacje o nastrojach wśród migrantów. Ciekawe jest, dlaczego na szlaku nie ma Polski? Być może to efekt skutecznej ochrony naszej granicy z Białorusią i dużego poparcia dla tych działań ze strony społeczeństwa. To mogło zniechęcić autora mapy do zaplanowania trasy przez nas kraj.
Funkcjonariusz dodaje, że w Internecie funkcjonują przeróżne fora arabskie, kurdyjskie i inne, których główną tematyką jest imigracja do Europy Zachodniej. Jednak przypomina, że w zdecydowanej większości faktyczna migracja ma charakter zorganizowany i zajmują się nią organizacje przestępcze lub, jak w przypadku obecnego kryzysu na Białorusi, władze tego reżimowego państwa. Być może we współpracy z przestępcami.
- To nie jest tak, że jakaś kurdyjska rodzina poczyta trochę w Internecie, zobaczy mapę, wgrywa ją do smartfona i decyduje się, że tak wyposażeni idą do Niemiec. Tym procederem za duże pieniądze zajmują się zorganizowane grupy przestępcze. Często taka wyprawa jest inicjowana, a nierzadko opłacana przez rodziny, które już są w Europie Zachodniej - dodaje ekspert.
Niedawno pisaliśmy o rewelacjach byłego agenta białoruskiej bezpieki Aleksandra Azarau. Twierdził on, że wobec umocnienia granicy Białorusi z Polską, białoruskie władze chcą skierować tłumy imigrantów do Unii Europejskiej, przez granicę polsko-ukraińską, a szlaki mają prowadzić m.in. przez Bieszczady. Azarau dodawał, że białoruska straż graniczna zaczyna przewozić tych ludzi na granicę z Ukrainą, o wiele słabiej strzeżoną niż ta z Polską. Na razie nie potwierdziły się jego informacje.
Polska Straż Graniczna jest przygotowana na różne sytuacje, także na atak innego odcinka naszej granicy.
- Obecnie presja migracyjna na chronionym przez nas odcinku polsko - ukraińskiej granicy jest zbliżona do poziomu sprzed pandemii koronawirusa, który był specyficznym okresem, a migracja znacznie spadła. Aktualnie nie obserwujemy drastycznego nacisku ze strony migrantów - informowała nas mjr SG Elżbieta Pikor, rzecznik Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej.
W realność masowej imigracji z Białorusi przez Ukrainę wątpią pytani przez nas eksperci. Choć nie wykluczają, że może dojść do próby ataku granicy białorusko-ukraińskiej, sterowanej przez reżim Łukaszenki.
- Mogą zaatakować swoją granicę z Ukrainą, ale co potem? Dadzą ludziom mapy i powiedzą, a teraz kierujcie się na Bieszczady, a później do Polski? Niemożliwe. Nawet jeżeli wysłaliby swoich funkcjonariuszy, którzy koordynowali imigrację przez teren Ukrainy do Polski, to musieliby wejść w kontakt ze światem przestępczym, który stoi za większością nielegalnej imigracji do Unii. To już byłaby trudniejsza operacja - twierdzi w rozmowie z Nowinami ekspert ds. bezpieczeństwa.
Ukraina to zdecydowanie inny kraj niż Białoruś. Bez jakichkolwiek problemów realizuje umowy z Polską i innymi krajami o readmisji nielegalnych imigrantów Oznacza to, że ten kraj przyjmuje do siebie nielegalnych imigrantów zatrzymanych przez służby w sąsiednim kraju (np. Polsce), którzy przeszli z Ukrainy. Z informacji Służby Granicznej Ukrainy wynika, że jej funkcjonariusze regularnie zatrzymują cudzoziemców, którzy nielegalnie chcą się przedostać na teren Unii Europejskiej.
Mapki z trasą migracji z Bliskiego Wschodu do Europy Zachodniej, przez Podkarpacie lub w pobliżu naszego regionu, nie są czymś nowym. Jesienią 2015 r., podczas pierwszego kryzysu migracyjnego w Europie, sporą sensację w naszym kraju wywołała arabska mapa, zamieszczona na Twitterze przez niemieckiego dziennikarza z "Die Zeit". Miała pochodzić od imigrantów, którzy przedostali się już do południowej Europy. Wskazywała ona trasę wędrówki imigrantów z południa Europy, przez Podkarpacie, do Niemiec.
Wówczas pojawili się nawet dziennikarze z głębi Polski, którzy twierdzili, że dotarli do świadków widzących w Bieszczadach duże grupy nielegalnych imigrantów. Wówczas informacje o sporych grupach imigrantów nie potwierdziły się, jak również nie został zrealizowany szlak migracyjny, zamieszczony na mapie.
