Do czego można się posunąć, żeby zgarnąć milion euro?!

Antti Tuomainen
Fiński pisarz, którego książki wydano w 27 krajach. Zanim poświęcił się karierze literackiej, pracował w agencjach reklamowych. Międzynarodowy rozgłos przyniosła mu wydana w 2011 r. powieść „Uzdrowiciel”. Oto fragment powieści.

„Potrzebuję więcej informacji. Śnieg skrzypi mi pod zimowymi butami, gdy przechodzę przez centrum Hurmevaary. Dzisiejszego ranka wygląda ono na jeszcze mniejsze niż zwykle. A to wynika oczywiście z tego, że patrzę na wszystko z podwójnym powątpiewaniem. Krista jest w ciąży z kimś innym. Ktoś chce zrabować meteoryt. W Hurmevaarze mieszka tysiąc dwieście osiemdziesiąt osób. Zarówno ojciec dziecka, jak i złodziej mogą się ukrywać bliżej, niż mi się wydaje. Lub niż wiem.

Zazdrość sprawia, że nie mam apetytu. Nie czuję głodu, żołądek mam stale pełny i spięty. Właściwie to cała moja klatka piersiowa jest spięta. Moja zazdrość częściowo wynika z niewiedzy. Jest jak wąż z dwoma jadowitymi zębami.

Zamierzam się dowiedzieć, kto jest ojcem dziecka. To absolutnie konieczne. Nie wiem jeszcze, co zrobię z tą informacją, ale coś zrobię na pewno. Wyznaczy mi ona kierunek. W moim przypadku nie zwiększy cierpienia, raczej je zredukuje.

Po głównej drodze przejeżdżają dwa samochody podążające w przeciwnych kierunkach. Jest minus dwadzieścia stopni, ale sucho i bezwietrznie. To jedna z tych rzeczy, którym się na początku dziwiłem. W Helsinkach, leżących nad morzem, byłem przyzwyczajony do różnych odmian mrozu. Gdy temperatura spadała na przykład do minus czterech stopni, ale porządnie wiało i panowała wilgoć, to podczas czekania na przystanku autobusowym nawet mimo grubej puchowej kurtki moje wszelkie funkcje życiowe ustawały. Tutaj natomiast przy piętnastostopniowym mrozie mogłem sobie swobodnie przez półtorej godziny jeździć na nartach w cienkim kombinezonie, a do tego rozpinać kołnierz i wycierać pot.

W zależności od pogody do budynku parafii mam od dziesięciu do piętnastu minut marszu. Mijam bar i sklep odzieżowy. Żaden z nich nie jest jeszcze otwarty. Natomiast kiosk owszem. Na szybie wisi reklama nawiązująca do tego, co zwróciło moją uwagę już rano.

Kioskarz jest trochę starszy ode mnie i chyba nie znalazł jeszcze swojego powołania. Stoi za ladą, jakby był do niej przykuty. Ciągle spogląda na zewnątrz; mam wrażenie, że próbuje znaleźć drogę ucieczki, a na widok każdego klienta cieszy się tak, jakby ten wręczał mu pilnik do przepiłowania łańcuchów. Wita mnie niczym pierwszego człowieka na bezludnej wyspie po wielu latach. Tego ranka rozumiem go trochę lepiej. Mnie się także wydaje, że straciłem jedną z istotnych więzi i że muszę zrobić coś, aby ją odzyskać i znów zacząć normalnie funkcjonować.

Dzisiaj rozmawiamy o więzi innego rodzaju. Kioskarza z gęstą brodą ogarnia radość, że może pomóc. Czuję, że łączy mnie dziwne braterstwo z tym więźniem własnego życia, gdy słucham jego wyjaśnień na temat różnych właściwości przedpłaconych kart telefonicznych. Nie żebym specjalnie potrzebował takich informacji. Albo zastanawiał się, jaki abonament telefoniczny jest mi potrzebny. Mam tylko jeden numer, którego zamierzam się trzymać, i nie sądzę, aby bezpłatne minuty były mi potrzebne. Właściwie to rozmowy są ostatnią rzeczą, do której chciałbym wykorzystać taką kartę.

Dobrze wiem, że postępuję niewłaściwie. Ale tłumaczę to sobie w ciągu jednej tysięcznej sekundy. Chodzi o zdobycie wiadomości, a ja mam prawo wiedzieć. Decyduję się na opcję z bezpłatnymi esemesami i wyciągam portfel z kieszeni.

W trakcie tej transakcji do kiosku wchodzi drugi klient. Znam go tak, jak zna się osoby, o których czyta się artykuły prasowe albo które widziało się w telewizji, jak udzielały wywiadów. Timo Tarvainen jest byłym kierowcą rajdowym i mieszka w odległości kilku kilometrów od wsi nad brzegiem Hurmejärvi. Wiem, że jego karierę przerwał nieszczęśliwy wypadek i niewyjaśnione okoliczności z tym związane, i to wszystko. Tarvainen ma śnieżnobiałe, jakby farbowane włosy, jest ubrany w kurtkę z naszywkami sponsorów, na pierwszy rzut oka co najmniej trzydziestu. Kurtka nie wydaje się nowa. Włożył też okulary przeciwsłoneczne. Kiwa głową do mnie i do kioskarza, a w każdym razie takie mam wrażenie. Okulary są najciemniejsze z możliwych, więc trudno powiedzieć, w którą stronę patrzą oczy byłego mistrza rajdowego.

Tarvainen stawia na blacie zgrzewkę ośmiu puszek piwa, a ja w tym czasie wsuwam kartę telefoniczną do kieszeni. Życzę sprzedawcy miłego dnia, chociaż widzę po jego minie, że przed nim jeszcze długa odsiadka.

Na progu zatrzymuję się, wyjmuję z kieszeni czapkę i naciągam ją na głowę, a potem wychodzę. Jest jasny, mroźny dzień. Udaje mi się zrobić jedynie kilka kroków, gdy słyszę za sobą głos.

- Czy ten Bóg żarty sobie stroi?

Odwracam się. Kierowca rajdowy trzyma zgrzewkę pod pachą i patrzy na nisko wiszące słońce. Obracam się wokół własnej osi. Prawdopodobnie pytanie jest skierowane do mnie, ponieważ nie widzę nikogo innego w pobliżu. Ani w oddali. Zakładam, że wynika ono z prawdziwego zainteresowania teologią.

- Nie wiem - odpowiadam szczerze.

Kierowca rajdowy rozrywa plastikowe opakowanie i wyciąga puszkę. Podchodzi do mnie bliżej i stawia zgrzewkę na karoserii samochodu. Pojazd przypomina jego kurtkę, także jest oklejony nalepkami i też nie jest nowy.

- Może słyszałeś - mówi Tarvainen, otwierając puszkę - że ten meteoryt wpadł do mojego auta.

Potwierdzam, że słyszałem. Rajdowiec pije piwo długim łykiem, opróżniając chyba całą puszkę za jednym zamachem.

- Mój staruszek powiadał, że niezbadane są wyroki boskie, ale nic się nie dzieje przypadkowo - oznajmia, a ja wyczuwam w powietrzu zapach świeżego alkoholu i tego starszego, który został już przetrawiony. - Zastanawiałem się nad tym. Że meteoryt nadleciał stamtąd i mnie znalazł. On znalazł mnie, a ja jego. A potem przychodzi jakiś człowiek z muzeum i twierdzi, że kamień należy do nich. Co to ma znaczyć, że najpierw się daje i zaraz odbiera?

- Prawdopodobieństwo uderzenia meteorytu…

- Prawdopodobieństwo jest tak małe, że niemal nie istnieje. Uczyłem się trochę astronomii. Oglądałem taki film na YouTubie. Wszechświat i inne gówno. To mnie właśnie tak rozwścieczyło.

Nie wiem, co na to odpowiedzieć. Astronomia budzi we mnie zupełnie inne odczucia. Zaczynam jednak rozumieć nienawiść, gorycz i rozczarowanie, i to, jak ciasny może się wydawać wszechświat.

- Wiesz, jak Bóg postępuje, prawda? - mówi Tarvainen, bekając jednocześnie. - Przez chwilę wydawało mi się, że wszystko będzie dobrze. Skontaktowałem się ze starym znajomym. Mówię mu, że założymy nową stajnię wyścigową światowej klasy. Ja będę jeździł, a on zajmie się biznesem. Przez chwilę wydawało się, że w gnieździe leży jajo warte milion euro. A potem, cholera jasna, w mgnieniu oka robi się z tego jakiś piekielnie rzadki obiekt badawczy. Nawet nie zdążysz otworzyć gęby. Kolega przyjeżdża do wsi na moje zaproszenie, a ja mogę mu tylko powiedzieć: Słuchaj, ten kamyczek jest w muzeum za kratami.

Tarvainen wypija resztkę piwa. Ja słucham z rosnącym zainteresowaniem.

- Kolega? - pytam.

Rajdowiec wyciera usta grzbietem dłoni i macha ręką.

- To bez znaczenia - rzuca. - Chciałem tylko zapytać, co Bóg myśli o tej sprawie.

Nie mówię mu, że już od kilku tysięcy lat panuje w tym temacie duża niewiedza. Zamiast tego kontynuuję rozmowę.

- Więc mieliście zamiar założyć stajnię wyścigową, jeśli dobrze zrozumiałem? - pytam.

Tarvainen przygląda mi się badawczo. W każdym razie okulary przeciwsłoneczne są skierowane na moją twarz. Milczy przez chwilę.

- Czy ten meteoryt coś oznacza, czy nie? Proste pytanie - odzywa się w końcu (...)”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl