Korespondencja z Paryża
Igrzyska dla dziennikarza, który na nich na dodatek debiutuje, to jak obóz harcerski, albo - jeszcze lepiej - gra komputerowa. A zatem: na trzy tygodnie zabieramy ci rodzinę. Po prostu tak jakbyś jej nie miał. Potem rzucamy cię - jak pomarańczowego ludzika z map Google’a - w losowe miejsce na planszy Paryża. No albo (poziom ultratrudny) gdzieś w wiosce obok. Dostajesz nieograniczoną kartę na wszystko (autobusy, metro, tramwaje, podmiejska kolejka) i twoim zadaniem jest przemieścić się codziennie z punktu A do punktu B, a potem jeszcze do miejsca C, by na końcu - najczęściej już koło północy - wrócić do punktu wyjścia, czyli do hotelu. Oczywiście wiecie, że w tym całym świecie, który nam tu zaprogramowali, pojawiają się wydarzenia losowe. W legendarnej grze „Sim City” to było spadające na miasto tornado, powódź albo kosmici. U nas aż tak źle nie jest. Mogą nam na przykład wyłączyć przystanek autobusowy najbliżej hotelu, i to dzień po rozpoczęciu igrzysk. Bonus dostajesz za nocne powroty bez autobusów, bo te kursują tylko do 21:15. Uważaj na stacjach metra na kieszonkowców! Spotkanie z nimi to -10 do morale twojej postaci. Sprawdzamy zatem cały czas, czy portfel jest, czy telefon wciąż w kieszeni. Gdy kręcisz się w okolicach dworca Roissypole, unikaj szczurów! To -1 do życia.
Cała ta gra polega na rozwiązywaniu komunikacyjnych łamigłówek. Przyznaję, na początku jest naprawdę trudno. Gdzie Wrocław, gdzie Paryż? Z czasem to się jednak zaczyna układać, a jak się nie układa, to tak, przyznaję: gram na kodach. To znaczy zamawiam taksówkę. Mam tylko nadzieję, że mi to potem rozliczą w delegacji.
Można tu jednak sporo wygrać. Wygrywasz obrazki, które będą z tobą pewnie do końca życia. Łez Igi Świątek nie zapomnę nigdy, podobnie jak niekończącego się, głośnego płaczu Angeliki Szymańskiej. Nie zapomnę pochodzącego z Damaszku judoki Adnana Khankana, który występował w reprezentacji uchodźców. Przegrał co prawda pierwszą walkę, ale zebrał gromkie brawa od publiczności. On i jego rodzina musieli uciekać z ojczyzny. Na co dzień trenuje w Niemczech. Będę pamiętał filigranową amerykańską gimnastyczkę Simone Biles, niedoścignioną mistrzynię, którą na żywo w Bercy Arena oglądali m.in. Nicole Kidman, Le- -Bron James czy SnoopDogg. Wspaniała jest ta dziewczyna! No i jeszcze afgańska sprinterka Kimia Yousofi. - Nie reprezentuję talibów, reprezentuję Afgańczyków, nasz kraj, naszą kulturę - mówiła. W rękach trzymała kartkę z napisem: „Edukacja, sport, nasze prawa”. Ze względów bezpieczeństwa nie chciała mówić o tym, jak uciekła i gdzie jest jej rodzina.
Dopiero gdy słyszysz takie historie, to uświadamiasz sobie, że to nie jest gra. To życie. Jedno: nie masz zapasowego. Igrzyska pozwalają mówić tym wszystkim ludziom o czymś ważnym, pokazywać prawdziwe emocje. I my ich słuchamy. Na tym polega ta magia.
Z Paryża Jakub Guder
https://x.com/JakubGuder
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?